- Cokolwiek robiłem od czasu wstąpienia do zakonu, zawsze robiłem na polecenie moich zakonnych przełożonych - pisze ksiądz Adam Boniecki w "Tygodniku Powszechnym". Przypomina też historię duchownego Thomasa Mertona, któremu zabroniono mówić o wojnie jądrowej, informując go o tym, że ma "zamknąć jadaczkę". - Trudno to zrozumieć, ale na tym polega zakon - pisze ks. Boniecki.
Ksiądz Adam Boniecki od kilkunastu dni ma zakaz wypowiadania się w mediach - poza "Tygodnikiem Powszechnym". Taką decyzję wydała polska prowincja księży marianów. Zakaz jest rezultatem wypowiedzi ks. Bonieckiego w "Kropce nad i", dotyczącej obecności krzyża w Sejmie oraz komentarza w TVN24 na temat występów Nergala w Telewizji Publicznej.
Jeśli takie kłopoty miał wielki Thomas Merton, to doprawdy nie ma się czemu dziwić. Był rozżalony, nawet wściekły, ale decyzji się podporządkował. Trudno to zrozumieć dziś, kiedy wszędzie proklamowana jest wolność indywidualna, ale cóż, na tym właśnie polega zakon. Ks. Adam Boniecki
W ubiegłym tygodniu w sprawie wypowiedzieli się przedstawiciele zarządu Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich w Polsce, argumentując, że zakonnicy podlegają swoim przełożonym i dyscyplinie zgromadzenia, do którego należą.
"Na tym właśnie polega zakon"
W felietonie zamieszczonym w najnowszym numerze "Tygodnika Powszechnego" ks. Boniecki przywołuje sprawę Thomasa Mertona, któremu zabroniono wypowiadać się w jednej z kwestii. "Zniechęcam się, spotykając się z tępotą niektórych krytyków i cenzorów i jestem w sytuacji, że zabroniono mi mówienia na jeden z najbardziej naglących tematów obecnego czasu: wojny jądrowej (...). Poinformowano mnie, że mam zamknąć jadaczkę (...), co też robię, ponieważ są to rozkazy, którym muszę być posłuszny" - tak pisał Merton w 1964 roku w liście do Karla Rahnera, jednego z najbardziej wpływowych teologów ubiegłego wieku (....) Jeśli takie kłopoty miał wielki Thomas Merton, to doprawdy nie ma się czemu dziwić" - pisze ks. Boniecki. "Był rozżalony, nawet wściekły, ale decyzji się podporządkował". "Trudno to zrozumieć dziś, kiedy wszędzie proklamowana jest wolność indywidualna, ale cóż, na tym właśnie polega zakon" - dodaje redaktor senior "TP".
"Takie są zasady, których mam się trzymać"
Boniecki przywołuje również dokument Stolicy Apostolskiej z 2008 roku, w którym napisane jest, że "osoba konsekrowana, gdy żąda się od niej rezygnacji z własnych poglądów (...) może doświadczyć zagubienia i poczucia odrzucenia władzy". "Takie są zasady, których jako zakonnik mam się trzymać" - stwierdza ksiądz Boniecki.
Jak tłumaczy, zdecydował się napisać o sobie, bo "trudno udawać, że sprawa mnie nie dotyczy, chociaż spór się toczy bez mojego udziału, między opinią publiczną a zakonem". Podkreśla jednak, że cokolwiek robił od wstąpienia do zakonu, robił na polecenie swoich przełożonych.
Źródło: Tygodnik Powszechny