Jaki będzie świat po objęciu urzędu w USA przez Donalda Trumpa? O tym rozmawiali dziennikarze "Faktów" TVN. Marcin Wrona zauważył, że "są osoby, które, gdy tylko wejdą do jakiegoś pomieszczenia, natychmiast zużywają cały tlen". - To robi Donald Trump - ocenił gość "Faktów po Faktach". Wskazywał, że choć republikanin jeszcze nie został zaprzysiężony, tak naprawdę już rządzi. Maciej Woroch powiedział, że Trump będzie chciał zakończyć konflikt na Bliskim Wschodzie, ale "on lubi zakańczać słowami bardzo wiele rzeczy". Andrzej Zaucha mówił zaś, że nowy przywódca będzie mógł łatwo "wywrzeć presję na Zełenskiego" w kontekście losów wojny w Ukrainie.
W bożonarodzeniowym wydaniu "Faktów po Faktach" gościli dziennikarze "Faktów" TVN Andrzej Zaucha, Marcin Wrona i Maciej Woroch. Jako korespondenci relacjonowali i relacjonują wydarzenia m.in. ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Bliskiego Wschodu, Rosji czy Ukrainy. Teraz dyskutowali o tym, jak objęcie przywództwa w Ameryce przez Donalda Trumpa wpłynie na międzynarodową politykę oraz trwające konflikty.
Wrona: "Kochanie, zmniejszyłem prezydenta" - taki film mógłby nakręcić Trump
Marcin Wrona opisywał, co obecnie dzieje się na amerykańskiej scenie politycznej i kto faktycznie mocno się na niej wyróżnia. Trump obejmie urząd dopiero 20 stycznia, więc prezydentem formalnie nadal jest Joe Biden. - Był kiedyś taki film "Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki". Teraz można by nakręcić film: "Kochanie, zmniejszyłem prezydenta". I ten film mógłby nakręcić Donald Trump. Ponieważ faktycznie Joe Biden nie istnieje. Nie ma go. Widzieliśmy to choćby podczas negocjacji na Kapitolu, które dotyczyły prowizorium budżetowego. On kompletnie w tych negocjacjach udziału nie brał - objaśniał Wrona.
Natomiast - zaznaczył - "brał udział Donald Trump, Elon Musk, J.D. Vance, czyli ci, którzy dopiero przychodzą". - Joe Biden w całości oddał prezydenturę, można by powiedzieć. Między innymi dlatego, że po pierwsze, jego pozycja od przegranej debaty prezydenckiej w czerwcu tego roku z dnia na dzień naprawdę malała. Joe Biden coraz mniej znaczył. Było go coraz mniej - powiedział.
- Po drugie, Partia Demokratyczna po tym, co się wydarzyło w listopadzie podczas wyborów, przestała istnieć w tych ramach, które znaliśmy wcześniej. Demokraci sami nie wiedzą, jaką mają być teraz partią i są tak naprawdę zajęci szukaniem sposobu na wyjście z tego potężnego kryzysu - kontynuował.
- Co robi Donald Trump? Oczywiście wykorzystuje sytuację. Jest takie powiedzenie, że są osoby, które gdy tylko wejdą do jakiegoś pomieszczenia, natychmiast zużywają cały tlen z tego pomieszczenia. To robi Donald Trump. Zużywa cały tlen - ocenił. Zauważył, że "Trump ma jeszcze cztery tygodnie do przejęcia władzy, ale tak naprawdę to on rządzi".
Region nazywany "beczką prochu". "Nie tylko Amerykanie mają tu coś do powiedzenia"
Woroch mówił natomiast o tym, jak wygląda możliwość zakończenia, z pomocą Stanów Zjednocznych, wojny na Bliskim Wschodzie. - Jeśli chodzi o Bliski Wschód, wcale nie byłbym tego taki pewien. Oczywiście Benjamin Netanjahu i jego rząd będą na to liczyć, że Trump jest tym lepszym sojusznikiem dla ich interesów, ale Bliski Wschód od dekad nazywany jest beczką prochu, w której mieszają się tak różne interesy, że nie tylko Amerykanie mają tu coś do powiedzenia - zastrzegł.
- Wierzyłbym w to, że amerykańska administracja będzie miała wystarczające narzędzia, żeby nacisnąć na te i inne siły na Bliskim Wschodzie. Ale z drugiej strony pamiętałbym, że w ciągu ostatniego roku Iran dwa razy zaatakował Izrael rakietami. To coś, co nie wydarzyło się przez dekady. Coś, co jeszcze dwa lata temu (...) było niewyobrażalne, zanim rozpoczęła się ta nieszczęsna operacja w Gazie - dodał dziennikarz.
- Do czego będzie zmierzać amerykańska administracja? Ze wszystkich zapowiedzi Donalda Trumpa wynika jasno, że będzie chciał to zakończyć. Ale on lubi zakańczać słowami bardzo wiele rzeczy. W praktyce spodziewałbym się, że jego zakończenie deklaratywne będzie przekładać się na jakieś długie negocjacje, w których Amerykanie będą uwikłani przez pewien czas - kontynuował.
Jego zdaniem Trump "widzi interesy na Bliskim Wschodzie troszeczkę inaczej niż państwo Izrael", które "chce przemeblowania na Bliskim Wschodzie". - A zawsze, gdy ktoś chce przemeblowywać na Bliskim Wschodzie, dla Amerykanów się to kończy źle - stwierdził.
Zaucha: Trump może przy pomocy tego narzędzia wywrzeć presję na Zełenskiego
A jakie nadzieje z administracją republikańskiego prezydenta wiąże Ukraina? Jak mówił Zaucha, w narodzie tym "z jednej strony ogromne nadzieje, z drugiej strony wielka niepewność, co zdarzy się po 20 stycznia, kiedy Trump już formalnie zacznie rządzić i rzeczywiście będzie miał w ręku wszystkie instrumenty wpływania na to, co dzieje się również w Ukrainie i w Rosji". - Ukraińcy liczą, że Trump może dużo zrobić i rzeczywiście może doprowadzić do końca wojny. Z drugiej strony te nadzieje związane z Trumpem są w kontraście do tego, co robił Biden - ocenił.
I wyjaśniał: - Oczywiście Stany Zjednoczone ogromnie pomagały Ukraińcom w walce z Rosją, dostarczały broń, dostarczały pieniądze na ogromną skalę. Aczkolwiek bardzo często się już teraz krytykuje przede wszystkim prezydenta Bidena i jego doradców do spraw bezpieczeństwa, że wiele decyzji kluczowych dla Ukrainy - na temat dostarczenia broni, zacznijmy od rakiet HIMARS, później czołgi, teraz decyzja, o którą Ukraińcy błagali właściwie przez cały ten rok, o możliwości atakowania celów w Rosji przy pomocy rakiet dalekiego zasięgu amerykańskich czy brytyjskich - te decyzje były odkładane, opóźniane.
Zdaniem dziennikarza "Faktów" TVN24 "w ewidentny sposób widać było, że Waszyngton obawia się reakcji Rosji". - Obawia się, że zbliżymy się zbytnio do granicy wojny jądrowej, że Putin może nie tylko szantażować świat bronią jądrową, ale może też jej użyć - ocenił.
Jak przekonywał, "właśnie dzięki temu, że to głównie Stany Zjednoczone wspierały Ukrainę, utrzymywały Ukrainę na tym poziomie, że mogła skutecznie bronić się przed atakami rosyjskimi, to Trump może bardzo łatwo przy pomocy tego narzędzia wywrzeć presję na prezydenta Zełenskiego". - Powie, że jeżeli nie będziecie rozmawiać z Władimirem Putinem, nie będziecie szukać z nim porozumienia, to ja wam zabiorę to wszystko. Nie będę was wspierał - mówił dalej Zaucha. Stwierdził, że "ten sposób naciśnięcia, wywarcia presji na prezydenta Zełenskiego jest bardzo prosty".
Zauważył przy tym, że "z drugiej strony jest Władimir Putin, z którym rozmowy na pewno będą bardzo trudne i niewątpliwie przede wszystkim Stany Zjednoczone będą musiały wywrzeć taką presję na Władimira Putina, żeby zgodził się na jakiś rodzaj kompromisu".
Dla Ukrainy "2025 rok będzie bardzo podobny"
Zaucha, który nie raz relacjonował wydarzenia w Rosji, a później w Ukrainie, przekazał też, że "sytuacja na froncie w ciągu tego roku stale się pogarszała". - Już rok temu, kiedy mnie pytano o to, co będzie się działo w Ukrainie w 2024 roku, powtarzałem, i Ukraińcy to mówili: Ukraina przechodzi do strategicznej obrony. Nie ma wystarczająco dużo broni, nie ma wystarczająco dużo żołnierzy, (...) nie może dokonać kolejnej wielkiej ofensywy, nie może odbijać terenów okupowanych przez Rosjan. Będzie się bronić. - wspominał.
- I 2025 rok będzie bardzo podobny. To znaczy Ukraina będzie się bronić i teraz pytanie, jak ta obrona ukraińska będzie wpływać na ewentualne porozumienie - dodał.
Zwracał uwagę, że "słyszymy od kilku tygodni zmianę tonu ukraińskiego prezydenta". - Wcześniej cały czas powtarzał: nie ma żadnych rozmów z Rosją, dopóki nie odbijemy wszystkich terenów okupowanych przez Rosjan. Teraz to się zmieniło. Ukraiński prezydent dopuszcza to, że te tereny być może będzie trzeba odbijać (...) już później, po zawarciu jakiegoś rodzaju porozumienia z Rosją - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24