Uczeń przyszedł na egzamin maturalny z matematyki. Podał dowód osobisty, podpisał listę obecności i usiadł w ławce. Nauczyciele zorientowali się, że chłopak nie jest tym, za kogo się podaje. Na miejscu zjawiła się policja.
W czwartek fałszywy maturzysta próbował podejść do egzaminu w Zespole Szkół Technicznych im. gen. Władysława Andersa w Białymstoku. Dyrektor szkoły Tadeusz Halicki podkreśla, że mężczyzna nie był uczniem szkoły, a jedynie został do niej oddelegowany z innej placówki po to, by napisać egzamin.
Jak opowiada dyrektor ZST w Białymstoku, na maturę przyszedł mężczyzna, który wzbudził podejrzenia u komisji, ponieważ wyglądał inaczej niż na zdjęciu. Dodatkowo w komisji zasiadała nauczycielka, która dwa lata wcześniej uczyła mężczyznę i nie rozpoznała go. Jak później się okazało, posłużył się dowodem osobistym swojego brata. Gdy na miejsce wezwana została policja, mężczyzna uciekł.
Po pewnym czasie w szkole pojawił się prawdziwy abiturient, który przeprosił i... chciał podejść do egzaminu. Komisja nie wyraziła na to zgody. Mężczyzna może zdawać resztę przedmiotów, ale wiadomo już, że matematyki nie zdał.
- Mieliśmy przykład braku dojrzałości (...). Pracuję w szkolnictwie ponad 35 lat, cały czas w szkole ponadgimnazjalnej, więc takich egzaminów maturalnych mam za sobą już dużo i jest to pierwszy taki przypadek - mówi Halicki.
Zarzuty dla braci
Jak mówi st. asp. Aneta Łukowska z biura prasowego KWP w Białymstoku, obaj bracia trafili na komisariat i usłyszeli zarzuty. Ten, który chciał podejść do matury za brata, odpowie przed sądem za posłużenie się cudzym dokumentem oraz fałszowanie dokumentu, a "prawdziwy" maturzysta - za pomocnictwo w dokonaniu czynu zabronionego. Obu grozi do 5 lat pozbawienia wolności.
Autor: mw/kk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24