U premier Theresy May widziałem wystąpienie damy stanu, w wystąpieniu premier Beaty Szydło o żadnej damie nie było mowy - mówił w "Faktach po Faktach" były prezydent Bronisław Komorowski.
Premier zabrała w środę głos w sejmowej debacie nad odwołaniem szefa MON Antoniego Macierewicza. Podkreśliła między innymi, że rząd nie zgadza się - jak to określiła - z "utopią niekontrolowanego otwarcia granic".
"Pomagać ludziom, nie elitom politycznym"
- Polska nie zgodzi się na żadne szantaże ze strony Unii Europejskiej. Nie będziemy uczestniczyć w szaleństwie brukselskich elit. My chcemy pomagać ludziom, a nie elitom politycznym - wyliczała Beata Szydło.
Bronisław Komorowski został zapytany w "Faktach po Faktach", czy następstwem tych słów może być próba wyjścia Polski z Unii Europejskiej.
- Nie sądzę, żeby można było wysuwać aż tak daleko idące wnioski - odparł były prezydent. Jak dodał, Polska ponosi natomiast "doraźne straty wizerunkowe", również "w zakresie wiarygodności państwa polskiego na arenie międzynarodowej".
- Proszę zwrócić uwagę na to, jaka była zasadnicza różnica reakcji pani premier Wielkiej Brytanii (Theresy) May, pełne godności, spokoju wystąpienie, które miało obywatelom dodać wiary w to, że mimo zamachu (...), państwo brytyjskie działa, czuwa, tylko działa i rozwiązuje problem - zaznaczył.
"Wystąpienie histeryczne"
- Muszę to powiedzieć z prawdziwą przykrością - wystąpienie pani premier (Beaty Szydło) to było wystąpienie histeryczne, niemerytoryczne, niedodające poczucia jakiegoś spokoju i poczucia pewności siebie Polski i Polaków, tylko straszące Polaków problemami, które w naszym kraju nie występują - ocenił Komorowski.
- Tam u pani May widziałem wystąpienie damy stanu, tu o żadnej damie nie było mowy - skomentował były prezydent.
"Macierewicz ma wystarczająco wiele za uszami"
Podkreślił również, iż wystąpienie to jego zdaniem miało na celu odwrócenie uwagi od ministra obrony. - Przeważyły prozaiczne, taktyczne cele (...). Premier wskazała inny problem - zamachu w Wielkiej Brytanii, którego nie dokonał uchodźca - mówił Komorowski. - Antoni Macierewicz ma za uszami już wystarczająco wiele - podkreślił.
"Decyzja ministra Macierewicza nas cofa"
Komorowski był pytany o wypowiedź ministra obrony, że chce, by polskie wojsko liczyło 250 tysięcy żołnierzy.
- Decyzja poprzedniego rządu o przejściu na armię profesjonalną, a więc mniejszą, była podyktowana potrzebą przyspieszenia modernizacji technicznej i przyspieszenia odpowiedniego szkolenia żołnierzy polskich tak, abyśmy byli kompatybilni, a nawet lepsi od innych krajów NATO - wyjaśniał były prezydent. - Decyzja ministra Macierewicza nas cofa - zaznaczył.
Jak mówił, zwiększenie liczebności armii wymaga większych środków finansowych. - Na jednego żołnierza będzie przypadało mniej pieniędzy - podkreślał Komorowski. Pytany, jaki będzie żołnierz, na które przeznaczy się mniejsze fundusze, odpowiedział: "niewyszkolony i źle wyposażony".
"Prowadzi armię na manowce"
- Minister Macierewicz funduje nam podstawowe pytanie: czy to ma doprowadzić do jakiejś samowystarczalności obronnej Polski poza sojuszem NATO-wskim? Ja wiem, jak to będą odbierali politycy NATO-wscy: że Polska w zasadzie postawiła krzyżyk na NATO i że stawia na samowystarczalność obronną. To po co tę Polskę bronić, jeżeli ma się sama obronić skutecznie? - podkreślił Komorowski.
Jak dodał, minister obrony "dzisiaj zwiększa liczebność, ogranicza modernizację techniczną". - I w moim przekonaniu prowadzi armię na manowce - podkreślił gość TVN24.
Autor: mw//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24