- Rząd w Kijowie musi pokazać, że Ukraina jest państwem. Przedłużanie tej sytuacji groziło podwójnym kryzysem - powiedział w "Faktach po Faktach" Marek Jurek z Prawicy Rzeczpospolitej. Siły ukraińskie przystąpiły we wtorek do operacji przeciwko separatystom, okupującym komisariaty milicji i inne budynki władz w miastach na wschodzie kraju. - Ukraina stara się odzyskać kontrolę - ocenił Dariusz Rosati z PO.
Jurek zaznaczył, że brak reakcji ze strony ukraińskich władz pokazałby, że to państwo nie działa. - Niestety musimy się liczyć z tym, że jeszcze przez pięć tygodni, aż do wyborów na Ukrainie (25 maja - red.), prowokowanie konfliktu będzie trwało - powiedział lider Prawicy Rzeczpospolitej.
W jego opinii, to, co się dzieje na wschodzie Ukrainy, przypomina sytuację w Gruzji sprzed sześciu lat.
- Tam przez wiele miesięcy trwało prowokowanie ze strony Rosjan, (...), a kiedy strona zaatakowana zareagowała, Putin ogłosił światu, że musi działać - powiedział Jurek.
W jego opinii, Zachód w dużej mierze ponosi odpowiedzialność za to, co się dzieje na Ukrainie.
- Jeśli po ostatnim szczycie NATO prezydent Obama powiedział, że nie będzie żadnej reakcji militarnej na dalszą eskalację działań zbrojnych ze strony Moskwy, to trzeba było się liczyć z tymi prowokacjami - powiedział Jurek.
"Reakcja była spóźniona"
Rosati ocenił, że Ukraina stara się odzyskać kontrolę nad wschodem kraju, gdyż w ostatnich dniach można było zobaczyć, że ją utraciła.
- Reakcja obecnych władz była spóźniona, nieskoordynowana i mało zdecydowana. Podczas, gdy po drugiej stronie mieliśmy bardzo dobrze zorganizowaną akcję przerzucania sił rosyjskich na terytorium Ukrainy w neutralnym przebraniu i próbę tworzenia faktów dokonanych, czyli objęcia kontrolą strategicznych punktów, aby pokazać, iż wschód Ukrainy protestuje przeciwko polityce Kijowa - powiedział poseł PO.
- Jednocześnie też mieliśmy do czynienia z zastraszaniem władz Kijowa i nachalną, bezczelną propagandą za strony Kremla - dodał.
Wojciech Łuczak, wydawca magazynu Raport WTO powiedział, że Kijów musi pokazać zdecydowaną reakcję, bo do tej pory był "dramatycznie niezdecydowany".
- Rząd ukraiński musi pokazać, że jest skuteczny, inaczej za kilka tygodni ludzie z Majdanu po niego przyjdą - stwierdził Łuczak.
Dodał, że na razie trudno ocenić, czy operacja przeciwko separatystom na wschodzie Ukrainy została dobrze przygotowana czy też nie, gdyż informacje na ten temat są na razie szczątkowe.
"Propagandowa zagrywka"
Siły ukraińskie przystąpiły we wtorek do operacji przeciwko separatystom, okupującym komisariaty milicji i inne budynki władz w miastach na wschodzie kraju. Oddziały specjalne odbiły lotnisko w Kramatorsku. Rosja twierdzi, że Ukrainie grozi wojna domowa.
Prezydent Władimir Putin oświadczył, że Rosja oczekuje jednoznacznego potępienia przez ONZ i społeczność międzynarodową niezgodnych z konstytucją działań władz Ukrainy na wschodzie tego kraju.
- Nie doczeka się - ocenił Rosati. - To bardzo bezczelna, propagandowa zagrywka, która ma odwrócić kota ogonem, tzn. stworzyć wrażenie, że tam są jacyś bogobojni obywatele, którzy domagają się swoich praw na wschodniej Ukrainie, a rząd w Kijowie stosuje siłowe metody, aby stłamsić protesty - dodał.
W jego opinii, Ukraina powinna zaprosić na wschód kraju obserwatorów OBWE, gdyż teraz mamy słowo przeciwko słowu, dlatego część Ukraińców może przyjąć rosyjski punkt widzenia. - A to byłoby bardzo niedobre dla ukraińskiej sprawy - ocenił.
Jurek przekonywał, że Ukraina ma wymiar strategiczny, dlatego działanie odnośnie niej powinno się odbywać na różnych poziomach, a Polska powinna intensywnie rozmawiać z Zachodem.
Jego zdaniem, na terenie Estonii NATO powinno rozmieścić swoje wojska, a Polska winna namawiać Stany Zjednoczone do przyjęcia do Sojuszu Gruzji, co zmieniłoby sytuację geopolityczną w regionie.
- To uświadomiłoby Putinowi, że przez agresję osiąga odwrotne efekty - powiedział Jurek.
Autor: MAC/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24