Ich zadaniem jest ochrona najważniejszych osób w państwie. Tymczasem coraz więcej oficerów Biura Ochrony Rządu dorabia po godzinach, ochraniając celebrytów i prywatne osoby, które stać na ich wynajęcie. Jak tłumaczą sami BOR-owcy, muszą dorabiać, aby normalnie żyć, gdyż ich zarobki często nie sięgają średniej krajowej. Jednak "dodatkowa" praca na prywatne zlecenie może ich kosztować nawet utratę zatrudnienia w BOR.
Oficer BOR to prestiżowa służba - do jego zadań należy ochrona głowy państwa, polityków i dyplomatów przed potencjalnym niebezpieczeństwem. Właśnie dlatego ludzie, którzy stają u boku najważniejszych osób w państwie to profesjonaliści - wyszkolenie jednego tylko BOR-owca kosztuje nawet pół miliona złotych.
Wśród celebrytów
Okazuje się jednak, że nie jest to ich jedyne źródło dochodu, choć wydawać by się mogło, że służba w tak prestiżowym zawodzie przynosi prawdziwe kokosy.
W nietypowej roli znalazł się niedawno jeden z oficerów BOR, którego widziano pod koniec kwietnia u boku Mike'a Tysona, gwiazdy światowej boksu, podczas jego wizyty w Polsce. Celebryty ani na krok nie odstępuje kilku ochroniarzy, wśród których większość to byli agenci BOR-u, ale jest i taki, który wciąż jest w czynnej służbie państwowej.
- Nie wiem, co on tam robił, ale wiem, czego nie powinien robić i wiem w związku z tą sytuacją, jakie konsekwencje zostaną wyciągnięte w stosunku do tego funkcjonariusza - podkreśla mjr Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR.
Agent BOR-u, którego widziano u boku gwiazdy, aktualnie służbowo przebywa za granicą, jednak w rozmowie telefonicznej z reporterem TVN24 zaprzeczał, jakoby miał w kwietniu ochraniać Tysona. - Bardzo mi przykro, ale nie wiem o co chodzi. Byłem tam na zaproszenie kogoś, więc ja nic wspólnego z ochroną tego pana nie miałem - zapewnił.
Bez zgody
Oficer BOR-u ma możliwość wystąpienia do swoich przełożonych o pozwolenie na dodatkowe prace jednak, jak stwierdzia Aleksandrowicz, w tym przypadku byłaby to tylko strata czasu. - Dodatkowa praca przede wszystkim nie może kolidować z jego zadaniami służbowymi i nie może godzić w prestiż i godność formacji, w której służy - podkreśla rzecznik. I dodaje: - Nigdy nie jest wydawana taka zgoda, żeby funkcjonariusz wykonywał działania ochronne w sektorze prywatnym.
W grę nie wchodzi jedynie prestiż, ale także o coś znacznie ważniejszego. Według byłego agenta płk Tomasza Grydzińskiego, "tak dobrze wyszkolony człowiek jest dobrym kąskiem, żeby go skaperować na drugą stronę", czyli na stronę przestępczą. Ponadto BOR-owcy posiadają wiedzę o osobach najważniejszych w tym państwie, która mogłaby dotrzeć do niepowołanych osób.
"Trzymamy język za zębami"
W Biurze Ochrony Rządu pracuje ok. 2 tys. funkcjonariuszy. Jak przyznają agenci, dorabianie po godzinach jest obecnie bardzo powszechnym zjawiskiem w tym środowisku. Oficerowie pracują przede wszystkim przy ochronie ludzi, pubów czy dyskotek, a także prowadzą szkolenia z bezpieczeństwa. Zdaniem jednego z nich "żenujące jest to, że ci ludzie muszą wystawiać się na takie strzały". Spowodowane jest to jednak niskimi zarobkami.
- To jest rzecz, o której środowisko wie, ale trzymamy język za zębami, na tym to polega. Natomiast nie uważam, aby było to coś złego - popieram chłopaków, którzy mają o tym pojęcie i są w stanie sobie dodatkowo zarobić, dlatego, że warunki, jakie proponują w służbie nie są takie, jak być powinny - tłumaczy Marek Sajdak, b. szef wydziału specjalnego BOR.
Przeciętnie BOR-owiec zarabia około dwóch tysięcy złotych. Biuro Ochrony Rządu przewiduje w październiku podwyżki dla swoich pracowników średnio o 200 zł. Tymczasem dzięki dodatkowej pracy oficer może wzbogacić się jednorazowo nawet o kilkaset złotych.
Podobne problemy mają inni mundurowi, czyli policjanci czy żołnierze, którzy w mundurze nieraz ryzykują życiem, a po godzinach ryzykują utratę pracy w służbie. Początkujący policjant rozpoczyna swą przygodę ze służbą od zarobków na poziomie 1350 złotych netto - gdy wychodzi na ulicę, jego uposażenie nie przekracza dwóch tysięcy złotych.
dp/k
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24