Czy BOR popełniło błędy podczas przygotowania wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu? To jedno z pytań, na które próbuje odpowiedzieć prokuratura. Padają zarzuty, że nie sprawdzono lotniska i stanu wieży kontrolnej na lotnisku w Smoleńsku. Z dokumentów, do których dotarli reporterzy "Czarno na Białym" wynika, że wizyta z 10 kwietnia 2010 roku była przygotowana według tych samych procedur, które obowiązują od wielu lat.
- Może zachodzić prawdopodobieństwo, że doszło do nieprawidłowości w działaniu funkcjonariuszy BOR przy organizacji wylotów osób najważniejszych w państwie - mówi Renata Mazur, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa - Praga. Dotychczas prokuratorzy przesłuchali funkcjonariuszy, którzy byli w Smoleńsku i ich przełożonych. Powołano też biegłych, którzy ocenią czy BOR dopełnił wszystkich obowiązków.
Były dowódca oskarża
Płk. Andrzej Pawlikowski, były szef biura ma poważne zastrzeżenia wobec swoich kolegów i na łamach prasy wytyka ich błędy. "Funkcjonariusz z biura technika BOR nie sprawdził poprawności działania urządzeń na lotnisku i na wieży. BOR nie miał więc pewności, że samolot z prezydentem może bezpiecznie lądować. Nie sprawdzono też terenu wzdłuż pasa i lotniska" - mówił w rozmowie z dziennikarzami "Super Expressu" Pawlikowski.
Służbowa notatka
Jednak wizyta prezydenta w Katyniu z 2007 roku, podczas gdy biurem dowodził Pawlikowski, była przygotowana w podobny sposób jak ta z kwietnia 2010 roku. Dziennikarze "Czarno na Białym" dotarli do notatek służbowych, sporządzonej przez BOR po wizycie w Katyniu sprzed czterech lat. Wynika z nich, że już wtedy funkcjonariusze mieli zastrzeżenia co do zabezpieczenia obchodów. Funkcjonariusze piszą w nich m.in., że nie wydano zgody na samochód opancerzony dla prezydenta, a FSB nie przekazywało informacji polskim służbom jak zabezpieczona będzie kolumna z polską głową państwa.
Brak rekonesansu
Jak wynika z ustaleń dziennikarzy "Czarno na Białym" w 2010 roku funkcjonariusze BOR liczyli, że uda im się dostać na smoleńskie lotnisko w obecności urzędników kancelarii prezydenta. Ci na miejsce przyjechali jednak dopiero 9 kwietnia wieczorem, co uniemożliwiło przeprowadzenia kontroli. Były zastępca szefa Kancelarii Prezydenta Jacek Sasin te informacje nazywa "bzdurą". Jednak tę wersję potwierdzają fragmenty zeznania jednego z pracowników polskiej ambasady w Moskwie.
Jak tłumaczą funkcjonariusze BOR, nawet gdyby doszło do rekonesansu, nie dotyczyłby on organizacji lotu, za którą odpowiadał nieistniejący już 36. specpułk. - Nasza rolą jest bezpiecznie dowieźć osoby do samolotu i później je odebrać - tłumaczy, pragnący pozostać anonimowym, funkcjonariusz. BOR nie może też wstrzymać lotu czy lądowania ze względu na złą pogodę. Od tego jest kapitan samolotu. I choć wiadomo było, że lotnisko w smoleńsku nie jest dobrze wyposażone, nikt z którejkolwiek z kancelarii nie zmienił planu wizyt. Potwierdzają to zeznania jednej z pracownic MSZ, do których udało się dotrzeć "Czarno na Białym": "W trakcie spotkań poświęconych programom wizyt nie omawiano kwestii wyboru lotniska. Nigdy nie pojawiła się propozycja, czy to ze strony polskiej czy rosyjskiej, lądowania Premiera bądź Prezydenta na innym lotnisku niż lotnisko w Smoleńsku".
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24