- To porządkuje pewne sprawy, ale istoty nie zmienia. Nikt chyba nie podważa tego, że pan gen. Błasik był w kokpicie do końca - powiedział w TVN24 były akredytowany przy MAK Edmund Klich. Odniósł się w ten sposób do informacji podanych przez "Rzeczpospolitą", jakoby to nie gen. Błasik miał wypowiedzieć przypisywane mu do tej pory słowa podczas lądowania Tu-154 w Smoleńsku. W rzeczywistości wypowiadał je ponoć drugi pilot tupolewa mjr Robert Grzywna. Czy oznacza to, że nie było nacisków na pilotów? - To jak odczuwa się presję to indywidualna sprawa - ocenił Klich, zaznaczając, że nie widzi podstaw do wznowienia prac komisji badającej katastrofę. Naczelna Prokuratura Wojskowa do poniedziałku nie komentuje doniesień dziennika.
Z kolei pełnomocnik bliskich gen. Błasika mec. Bartosz Kownacki powiedział w piątek, że "w spokoju czeka na poniedziałkową konferencję prasową NPW". - Wyrażam ogromny szacunek dla prokuratury, że zdecydowała się zorganizować konferencję; uważam za niesprawiedliwość, że takie kwestie wyciekają do mediów przed konferencją, bo najpierw trzeba pozwolić, aby kompetentne organy się wypowiedziały" - powiedział Kownacki. Ale podkreślił, że "jeśli potwierdzą się medialne doniesienia, wywróci to ustalenia rosyjskiego MAK i komisji kierowanej przez Jerzego Millera".
Mecenas poinformował też, że jako jeden z pełnomocników bliskich ofiar katastrofy w śledztwie smoleńskim widział już opinię z Krakowa. Dodał, że jest bardzo obszerna i jej "rzetelna analiza musi potrwać wiele godzin".
Po badaniu biegłych
Do nowych ustaleń doszli biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dr. Jana Sehna w Krakowie. Podważają one kluczowe tezy raportów rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) i Komisji Millera - o tym, że obecność dowódcy Sił Powietrznych w kabinie pilotów pośrednio wywierała na nich presję.
Twierdzenia Komisji Millera oraz MAK były oparte na zeznaniach osób, które odsłuchiwały taśmy z rejestratorów lotu i przypisały głos mjr. Grzywny gen. Błasikowi. Jednak wielomiesięczna analiza za pomocą specjalistycznego sprzętu, komputerowe porównywanie próbek głosów wykluczyły przypisanie generałowi jakichkolwiek słów wypowiadanych w kabinie podczas lądowania, napisała "Rzeczpospolita". I podała, że z ustaleń biegłych wynika, iż dowódca Sił Powietrznych nie uczestniczył w wydawaniu komend podczas lądowania.
Presja? "To indywidualna sprawa"
- To, że nie czytał (komend) świadczy o tym, że nie włączył się do pilotowania. Natomiast był w kokpicie. (...) Tam są słowa kapitana chyba, który zwraca się do niego: panie generale - mówił Klich. Przypomniał, że także Rosjanie po obrażeniach i po miejscu znalezienia ciała ustalili, że gen. Błasik był (w kokpicie) do końca. - A ocena, czy to były jakieś naciski, czy ktoś mógł to odczuć jako naciski to jest sprawa indywidualna - zaznaczył.
I dodawał: - Jedna osoba bardzo odczuje obecność kogoś a inna mniej. Ale nie została zachowana zasada czystego kokpitu, kiedy szczególnie w czasie lądowania czy startu nikogo nie powinno być w kabinie pilotów. Taka zasada obowiązuje w lotnictwie cywilnym. To zostało wprowadzone ze względów bezpieczeństwa. Załoga musi być skupiona na pilotowaniu i obecność każdej innej osoby, która nie bierze udziału w prowadzeniu samolotu może to pilotowanie skomplikować.
Komisja wznowi działalność? "Nie widzę konieczności". Na razie
Zdaniem byłego akredytowanego przy MAK informacje podane przez media mogą przyczynić się do innej oceny działania załogi, ale "to nie zmienia zasadniczej sprawy, że przekroczyli wysokość decyzji, zniżyli się na wysokość niedopuszczalną i podjęcie próby odejścia było wykonane za późno".
Klich podkreślił też, że jeśli nowe są tylko te dane, które opublikowały media, to on nie widzi konieczności wznawiania badań przez komisję. - Jeśli byłyby jeszcze jakieś inne odczyty, to taka możliwość istnieje. Ale na podstawie tylko tych kilku słów, które tutaj podano nie ma powodów, żeby wznawiać badanie - zaznaczył Klich.
Pytany, czy możemy się spodziewać kolejnych nowych informacji były akredytowany przy MAK stwierdził: - Ja nie znam pełnych odczytów. Tam było bardzo dużo braków. Nie wiem na ile one mogą wpłynąć na zmianę werdyktu komisji - powiedział Klich.
Poczekajmy
Doniesień "Rzeczpospolitej" nie komentuje Naczelna Prokuratura Wojskowa. - Poczekajmy na poniedziałkową konferencję w sprawie ustaleń ekspertów - powiedział prok. kpt. Marcin Maksjan z NPW. I dodał: - Gdybym się odniósł do tych doniesień "Rz", nie mielibyśmy po co wychodzić w poniedziałek na konferencję.
Na poniedziałek wojskowa prokuratura zapowiedziała konferencję prasową ws. opinii krakowskich biegłych nt. czarnych skrzynek Tu-154. Nie wiadomo, czy na konferencji zostaną ujawnione pełne stenogramy rozmów z kokpitu samolotu.
Opinia publiczna już wcześniej poznała zapisy nagrań z Tu-154M. W czerwcu 2010 r. MSWiA ujawniło dokonaną przez rosyjski MAK transkrypcję nagrań czarnych skrzynek. 40-stronicowy dokument zawierał rozpisane w tabelach: czas, treść zdania po rosyjsku i polsku oraz oznaczenie, kto wypowiada dane słowa. Część zdań było w języku angielskim, niektóre fragmenty były opisane jako niezrozumiałe, nie do wszystkich wypowiedzi udało się też przyporządkować ich autora. Ponieważ część nagrań była nieczytelna, WPO przekazała je biegłym z Krakowa, aby dokonali badań nagrań na potrzeby prokuratury. Według oficjalnych dokumentów podstawą wcześniejszego uznania, że słowa w kokpicie wypowiadał Błasik, było rozpoznanie w 2010 r. w Moskwie jego głosu przez znajomego generała.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24