Dwa centra dla uchodźców, które mają działać na terenie Ukrainy, pomaga stworzyć i wyposażyć polskie stowarzyszenie "Dom Wschodni". - Musimy zacząć pomagać uchodźcom już tam, na Ukrainie - mówi były minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka, który bierze udział w akcji.
Były minister, wraz ze współpracownikami ze stowarzyszenia, spędził na Ukrainie ostatnie dwa dni. Cel wizyty to pomoc w budowie dwóch dużych centrów, w których schronienie i pierwszą pomoc znajdą uchodźcy wewnętrzni i osoby, które będą kontynuować ucieczkę z terenów objętych wojną np. do Polski.
"Część uchodźców do ostatniej chwili nie będzie chciało opuścić swojego kraju"
Takie centra powstają w Lwowie oraz Czerwonogrodzie (obwód lwowski), czyli w pobliżu polskiej granicy. Stowarzyszenie już zdobyło pieniądze na dwa samochody: busa i dostawczego, by wolontariusze samodzielnie mogli przewozić ludzi i towary. Aktywiści po wizycie na Ukrainie zdecydowali, że dodatkowo wyposażą je w kanistry na paliwo.
- Wiemy, że paliwo to duży problem na Ukrainie. Im dalej poruszaliśmy się na wschód, tym mniej stacji działało. A te, które funkcjonowały, racjonowały sprzedaż - mówi Kurtyka.
Jakie obecnie panują warunki w takich centrach? - Nawet jeśli są pomieszczenia, w których ludzie mogą znaleźć schronienie, to brakuje materacy, łóżek polowych. Wkrótce te potrzeby się zmienią i będą na przykład potrzebne pralki. Część uchodźców do ostatniej chwili nie będzie chciało opuścić swojego kraju - wyjaśnia.
Pomoc także dla mieszkańców Ukrainy z Bliskiego Wschodu i Afryki
Stowarzyszenie, w którym działa były minister - "Domus Orientalis - Dom Wschodni" - istnieje od 2013 roku. Jego prezesem jest ks. Przemysław Szewczyk. Organizacja specjalizuje się w niesieniu pomocy humanitarnej dla państw Bliskiego Wschodu i północnej części Afryki.
- Dlatego zaangażowaliśmy się też w bezpieczne sprowadzenie obywateli Libanu, państw afrykańskich z ogarniętej wojną Ukrainy. To są studenci, ale także zwykłe rodziny, które tam osiadły - mówi Kurtyka.
Jeden lot czarterowy do Bejrutu - który opłacił rząd Libanu - już został zorganizowany. Jednak takich uchodźców jest znacznie więcej. Część z nich nie jest w stanie na razie wydostać się ze wschodnich rejonów Ukrainy, utknęli.
- Oni są skrzywdzeni doświadczeniem wojny, dodatkowo często są wykluczeni językowo, mówią wyłącznie po angielsku. Dotyka ich jeszcze silniej izolacja, inność, obcość - mówi Kurtyka.
Chmielnicka Elektrownia Jądrowa działa bezpiecznie
Dlatego wraz ze stowarzyszeniem organizują sieć pomocy w Ukrainie - ludzi, którzy będą w stanie takim osobom pomóc na miejscu, ale i w bezpiecznym dostaniu się na granicę polską lub słowacką.
Z pomocą najdalej udało się dotrzeć do miasta Chmielnicki, które znajduje się 250 kilometrów od Lwowa. - Obserwowaliśmy wszędzie ogromne korki w stronę polskiej granicy, wielokilometrowe. Ci, którzy docierają tutaj np. z Charkowa mówią o czterech-pięciu dniach niezwykle ciężkiej i niebezpiecznej podróży.
Sam Kurtyka odwiedził również znajdującą się tam Chmielnicką Elektrownię Jądrową w Niecieszynie, gdzie pracują dwa reaktory.
- Elektrownia na razie działa bezpiecznie. Wygląda na to, że Rosjanie nie atakują jak dotąd siłowni oraz sieci przesyłowych. Choć w całej Ukrainie powtarzają się wyłączenia prądu - relacjonuje Kurtyka.
Źródło: tvn24.pl