Poseł Arkadiusz Czartoryski po niespełna dwóch tygodniach wrócił do klubu Prawa i Sprawiedliwości. Jeszcze 11 dni temu oskarżał PiS o "zarządzanie przez zastraszanie", czego dowodem miała być wypowiedź rzeczniczki partii po jego odejściu. Jarosław Kaczyński, ogłaszając powrót Czartoryskiego do klubu, przeprosił go. - W tej sprawie po prostu przesadzono i to mocno - przyznał prezes PiS.
25 czerwca z klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości odeszło troje posłów: Zbigniew Girzyński, Małgorzata Janowska i Arkadiusz Czartoryski. Stworzyli koło poselskie Wybór Polska. Spowodowało to, że w klubie PiS zostało 229 posłów, co nie dawało samodzielnej większości.
Jeszcze tego samego dnia Anita Czerwińska, rzeczniczka PiS, komentowała w rozmowie z dziennikarzami w Sejmie. - Jeśli chodzi o posła Czartoryskiego, pan poseł dzisiaj tego nie mówił, ale tutaj też, jak państwo wiedzą, toczy się sprawa. My nie wiemy, jaki będzie finał tej sprawy. Natomiast pan poseł formułował takie oczekiwania wobec szefostwa, kierownictwa partii, klubu, żeby tę sprawę omawiać. Niestety politycy nie mogą ingerować w niezależne postępowanie - powiedziała.
Oceniła, że "wszystkie opowieści, które padły, są tak naprawdę tylko pretekstem", a "rzeczywisty powód odejścia jest zupełnie inny, problem leży gdzie indziej". - Nie znamy szczegółów tych postępowań, ale ta nagła reakcja wydaje się, jesteśmy pewni, że ma z tym związek - mówiła Czerwińska.
Czartoryski dwa tygodnie temu: w PiS panuje zarządzanie poprzez zastraszanie
Następnego dnia Czartoryski udzielił wywiadu "Do Rzeczy". - Prawo i Sprawiedliwość ustami swojej rzeczniczki tak skomentowało wydarzenie polityczne, jakim było nasze odejście, że Girzyński i Czartoryski to z powodu CBA, a Janowska to przez pomyłkę. Czarno na białym widać, do jakiego momentu doszliśmy. Nie ma żadnej dyskusji o polskich sprawach, tylko jest "przywalić CBA" - komentował.
- Partia opuściła nas znacznie wcześniej, a nie my partię. Panuje tam zarządzanie poprzez zastraszanie i wczorajsza wypowiedź pani Czerwińskiej jest tego dowodem, bo posłowie usłyszeli: "Spróbuj się wychylić, to wpadnie do ciebie CBA". To jest sytuacja, w której nie da się normalnie funkcjonować - mówił w wywiadzie.
We wrześniu ubiegłego roku do domu Czartoryskiego weszli agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Chodziło o sprawę zamówień zlecanych przez spółkę PGE Dystrybucja jednej z prywatnych firm z siedzibą w Ostrołęce.
Kaczyński "publicznie przeprasza pana posła"
Niespełna dwa tygodnie później Czartoryski wrócił do klubu PiS. Ogłosił to prezes partii Jarosław Kaczyński. - Według mojego rozeznania, to wszystko, co czyniono w tej sprawie (posła Czartoryskiego - red.), było bezpodstawne, zakończyło się stwierdzeniem braku czynów, które mogłyby uchodzić za karygodne czy naganne moralnie. Nie było moich żadnych decyzji w tej sprawie, ale chciałem jako szef partii i jako wicepremier przeprosić publicznie pana posła. Sprawy długo się ciągnęły, zaszły za daleko - powiedział Kaczyński.
Ocenił, że w sprawie Czartoryskiego "po prostu przesadzono i to mocno". - Takie jest moje przeświadczenie, oparte o pewną wiedzę - zaznaczył.
Czartoryski: nikt nie jest samotną wyspą, również ja
Razem z Kaczyńskim oświadczenie wygłosił też Czartoryski. Tłumaczył, że jego powrót do klubu PiS ma związek z powrotem Donalda Tuska do rządzenia Platformą Obywatelską.
- W ostatnich dniach polityka jest niezwykle dynamiczna i nikt nie jest samotną wyspą, również ja. Jeżeli chodzi o moje wyjście z klubu PiS, nie mogę pominąć tego, co się teraz dzieje, że w sposób niedemokratyczny (…) mamy nowego przywódcę opozycji, że pan Donald Tusk chce w taki sposób ogarnąć całą opozycję - mówił.
Przekonywał też, że wracając do klubu PiS, dba o swoje miasto - Ostrołękę, która jego zdaniem może liczyć na wsparcie rządzących, między innymi w ramach Polskiego Ładu. - Dla posła niezwykle ważne jest reprezentowanie swoich wyborców. Czasami trzeba schować prywatne ambicje, pragnienia, złości dla dobra Polski i dla dobra wyborców - tłumaczył.
Ani Kaczyński, ani Czartoryski nie odpowiadali na pytania dziennikarzy.
Źródło: tvn24.pl, "Do Rzeczy"