- Często nawet nie obchodzi nas skąd pochodzą media, które czytamy na facebooku - czy jest to "New York Times" czy "blog Stasia". Ludzie czytają tylko nagłówki - mówił w dyskusji o postprawdzie w programie "Arena Idei" Dariusz Jemielniak (socjolog, teoretyk zarządzania, Wikipedia). Oprócz niego gośćmi programu byli: Edwin Bendyk (analityk komunikacji, publicysta, "Polityka"), Katarzyna Szymielewicz (prawniczka, publicystka z Fundacji Panoptykon) i ks. Andrzej Draguła (teolog, publicysta, bloger z wydawnictwa "Więź").
Debatę prowadził publicysta TVN24 Grzegorz Miecugow. Wszyscy razem próbowali odpowiedzieć na pytania: Czy prawda w internecie obroni się sama? Czy postprawda to jeszcze prawda czy zwykły fałsz? Czy rezultatem zjawiska postprawdy będzie obywatelska cenzura? A może jednak postprawda to stan, w którym nareszcie dowiadujemy się, co naprawdę myślą Facebookowi przyjaciele, nasi sąsiedzi, a nawet rodzina.
"Bańki informacyjne"
Na początku debaty pokazano wynik sondy przeprowadzanej na Tvn24.pl, gdzie zapytaliśmy, czy prawda przegrywa w internecie. Na pytanie odpowiedziało prawie 30 tysięcy internautów, ponad 58 procent odpowiedziało "tak". Kolejną sondę przeprowadzono w trakcie programu. Na zakończenie podano jej wyniki: 67,8 proc. odpowiedziało "tak" na pytanie "czy prawda przegrywa w internecie", a 32,3 proc. "nie".
- Prawda ma wielu przeciwników - zaczęła Katarzyna Szymielewicz. - Warto zacząć od refleksji: czy to nasze emocje sprawiają, że często przekładamy wyobrażenia nad fakty? Czy nasze lenistwo sprawia, że nie sprawdzamy tylko podajemy coś dalej? Czy pośpiech w jakim żyjemy: że czytamy same nagłówki? - pytała.
Dodała, że odbiorcy chcą zrozumieć świat, więc czytają, ale też popadają w bańki informacyjne (czyli każdy z nas dostaje taki obraz świata, jakiego oczekuje). Nie zgodził się z nią Dariusz Jemielniak. - Możemy mieć bańki z informacjami całkowicie prawdziwymi. Postprawda jest osobnym zagadnieniem, ale też nie nowym - stwierdził. Przypomniał, że w zeszłym roku twórcy słownika oksfordzkiego uznali, że nowym słowem, najlepiej opisującym naszą rzeczywistość jest właśnie "postprawda".
Zaznaczył, że "obecnie mamy znacznie szybszy obieg informacji oraz samoorganizację różnego rodzaju wspólnot, które wcześniej nie istniały, mamy wspólnoty, w których interesie jest propagowanie nieprawdy". Jego zdaniem "problemem są też media, bo dziennikarzom, ale też czytelnikom, brakuje rzetelności". - Mamy sytuację, w której ludzie nie wierzą w naukę - to jest sytuacja bardzo niebezpieczna - zaznaczał Jemielniak.
"Obraz kształtuje naszą relację"
Potem głos zabrał ks. Andrzej Draguła. Zaznaczył, że są różne próby zdefiniowania postprawdy: trochę jako kłamstwo, trochę jako fałsz. - Emocje kształtują często naszą relację do przedmiotu, o którym chcemy mówić - prawda przegrywa często z opiniami - uznał ks. Draguła.
Mówił także o roli obrazu. - W dużej mierze obraz kształtuje naszą relację do tego, co chcielibyśmy nazwać prawdą - mówił. Podał przykład wiewiórki leżącej na konarze, której zdjęcie pojawiło się w sieci. Tę sprawę opisywaliśmy na Tvnwarszawa.pl.
- Wiele osób dało temu wiarę. W postprawdzie nieważna jest prawda o obrazie, tylko jak ten obraz zmitologizujemy - powiedział. Publicysta Edwin Bendyk zuważył, że "musimy mieć pewne kompetencje do analizowania tekstów, które dostajemy". Dodał, że przez lata nauczyliśmy się rozróżniać rodzaje tekstów drukowanych: że encyklopedia różni się od manifestu, a pamflet od książki. W sieci wciąż tego wielu nie potrafi. Zaznaczył, że według słownika oksfordzkiego postprawda to moment, w którym "ludzie podejmując decyzje nie uważają, że prawda ma znaczenie w tej decyzji".
"Nie zawrócimy kijem rzeki"
Drugą część programu rozpoczęła wypowiedź Olgi Yurkovej. Szefowa ukraińskiej organizacji Stopfake przytoczyła dane dotyczące posługiwania się fake newsami w trakcie konfliktu na Ukrainie w 2014 roku.
- Fałszywe informacje krążące w internecie to narzędzie rosyjskiej propagandy o wielkiej sile. Sprawdziliśmy tysiące nieprawdziwych internetowych artykułów. Większość z nich to były specjalne spreparowane nieprawdziwe informacje. Przed wszystkim pochodziły z Rosji. Każdego tygodnia starają się znaleźć fakty pasujące do wcześniej założonej nieprawdziwej tezy. Tak by mieć pewność, że jest ona cały czas żywa przez to, że jest powtarzana - mówiła Yurkova.
Według Katarzyny Szymielewicz internet pozwala zarobić na każdej treści. Ma znaczenie klikalność, a nie jakość, czy weryfikowalność i taki model jest utrzymywany. - To odbiorcy decydują. gdzie kierują swoje pieniądze. Czy płacimy danymi czy gotówką? Jeśli ludzie powróciliby do mediów tradycyjnych - w internecie, ale tradycyjnego formatu - mielibyśmy część rozwiązania - mówiła.
Z tą diagnozą zgodził się Jemielniak. Socjolog nie wierzy jednak, w powodzenie zmian. - Nie zawrócimy kijem rzeki. Nastąpiła decentralizacja. Często nawet nie obchodzi nas skąd pochodzą media, które czytamy na facebooku - czy jest to "New York Times" czy "blog Stasia". Ludzie czytają tylko nagłówki - stwierdził.
Dużo lajków i już autorytet
Według Jemielniaka w ramach przewrotu, jaki nastąpił w mediach nastąpiło "odwrócenie piramidy" w efekcie czego nie ma już tradycyjnych mediów. - Nastąpiło rozdrobnienie. Mamy pełną atomizację, a w wyniku czego nie mamy kryterium oceny. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć jaki bloger jest wiarygodny czy jaki news jest prawdziwy, a jaki - nie. Do tego media dodają modę, aby mieszać granicę między newsami a fikcją - mówił.
Goście starali się odpowiedzieć na pytanie gdzie szukać prawdy i czy w internecie można ją jeszcze w ogóle znaleźć. Komu ufać, a komu nie? - To, że uważamy, że prawda przegrywa to nie znaczy, że jej nie ma w internecie - mówił Bendyk. - To nie jest tak, że ufam danemu blogerowi, bo sprawdza się to, co on powiedział, ale dlatego, że potwierdził moje oczekiwania, moje idee, moje myślenie. Jeśli ma nazwisko, uznanie, dużo lajków, to staje się autorytetem - zobrazował ks. Andrzeja Draguła.
Jak uważa ks. Draguła, postprawda to przede wszystkim problemem odbiorcy, a nie nadawcy. - Widzę relacje tych dwóch stron do tego, co nazywamy prawdą. Postprawdę sytuuję bardziej w relacji odbiorcy do informacji. Odbiorcy, który ma do niej emocjonalną rację To, co robi nadawca, to w gruncie rzeczy kłamstwo, które będzie się różnie nazywało. Bo jest świadomym podawaniem informacji nieprawdziwej - mówił. - To potrzebny termin. Tu nie chodzi o prawdę czy o kłamstwo. Chodzi o to, że to przestaje mieć znaczenie - dodał Jemielniak. Jego zdaniem po podaniu nieprawdziwej informacji na temat danej osoby niesmak pozostaje.
- Ludzie "gubią się" w internecie, mówią, że nie potrafią tego okiełznać. Pytają się o przycisk, który trzeba przycisnąć, żeby znów było dobrze — zdradza Szymielewicz. - Z bólem odpowiadam im: nie ma takie przycisku. Jest tylko wasza wiedza, rozumienie tego świata, wasz własny umysł. To nie jest wygodna odpowiedzieć. Wracamy do człowieka, który sam musi chcieć szukać i drążyć - twierdzi.
Przede wszystkim edukacja
W trzeciej części programu, będącej jego konkluzją, goście ustosunkowali się do słów prof. Łukasza Turskiego, który na łamach "Przeglądu" wyraził opinię o roli edukacji, stwierdzając, że użytkownicy portali społecznościowych nie zostali nauczeni, co jest prawdą, a co nie. - Fundamentalnym problemem jest to, że nie mamy takiego przedmiotu jak: krytyczne myślenie. Czyli uczenie ludzi - od podstawówki, przez liceum i studia - jak czytać dane, jak rozpoznawać błędną argumentację czy nieuczciwe chwyty retoryczne - wymienił Jemielniak.
- Tak samo jak uczymy matematyki, tak samo powinniśmy uczyć jak słuchać i czytać. A tego, niestety, nie robimy - ubolewał. - Uczenie logiki, krytycznego myślenia, w ogóle różnicowania to rzeczy, które są fundamentalne dla ucznia szkoły średniej, a z pewnością studenta - zgodził się z nim ks. Draguła.
Dzieci obiektem manipulacji
Szumielewicz zwróciła z kolei uwagę na edukację dzieci w temacie tego, w jakim świecie technologicznym żyją. - Młodych ludzi, szczególnie dzieci, należy nauczyć nowej rzeczywistości, w której nie jest tak, że czytają gazetę. Mogą tak się czuć, ale realność jest zupełnie inna - opisuje. - Dzieci są obiektem ciągłej manipulacji i propagandy - stwierdziła. I dodała: Same tego nie wiedzą, nikt im tego nie wyjaśnia. Nie wiedzą jak się w tym znaleźć lub jak się z tego wypisać. Szkoła tego w ogóle nie uczy. Rodzice tego nie wiedzą, bo często sami nie posiadają odpowiedniej wiedzy w temacie - zakończyła.
Autor: tg,sk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24