Prokuratura w Zgierzu (woj. łódzkie) wszczęła postępowanie w sprawie śmierci 12-letniej suczki rasy pomeranian. Właścicielka psa twierdzi, że zwierzę zostało poparzone podczas zabiegu pielęgnacyjnego w jednym z salonów w Aleksandrowie Łódzkim. Z kolei właścicielka salonu nie ma sobie nic do zarzucenia. Jej pełnomocnik przekazuje, że zwierzę było zaniedbane, a przeprowadzony zabieg nie ma nic wspólnego z jego śmiercią.
Do zdarzenia miało dojść 17 maja w Aleksandrowie Łódzkim. O całej sprawie prokuraturę poinformowała prezes Łódzkiego Towarzystwa Opieki Nad Zwierzętami Amanda Chudek po tym, jak zgłosiła się do niej właścicielka 12-letniej suczki. - Z jej relacji, ale też dokumentacji zdjęciowej wynika, że w efekcie błędu fryzjerki doszło do śmierci zwierzęcia. Suczka została prawdopodobnie poparzona i okaleczona - mówi Chudek. I dodaje: - My, jako stowarzyszenie broniące praw zwierząt, złożyliśmy do prokuratury zawiadomienie. Chcielibyśmy, żeby ta sprawa została wyjaśniona, a ewentualny sprawca ukarany.
Właścicielka Zuzi: pies przed zabiegiem był zdrowy
Właścicielka suczki do salonu, w którym odbyła się pielęgnacja, poszła pierwszy raz. Przekonuje, że jej pies przed zabiegiem był zdrowy i nie miał żadnych dolegliwości. - Poszłam ze zdrowym psem, oferowałam swoją obecność przy Zuzi, pani się na to nie zgodziła - opowiada kobieta. I dodaje, że pies miał przejść zabieg pielęgnacyjny: kąpiel, wyczesywanie i profilowanie. - Jednak finalnie Zuzia została tylko umyta i wyczesana, natomiast nie miała obciętych włosów - twierdzi.
Kiedy kobieta wróciła do domu, zachowanie psa ją zaniepokoiło. - Była bardzo obolała, spięta, nie jadła, nie piła, nie spała też w nocy. Ewidentnie było widać, że coś jej jest - opowiada właścicielka Zuzi.
Aleksandrowianka skontaktowała się z właścicielką salonu. Kobieta ją uspokoiła. Miała przekonywać - jak twierdzi właścicielka suczki - że Zuzia ma traumę po zabiegu i to minie. Na pytanie, dlaczego pies ma wyrwane włosy na grzbiecie, kobieta miała odpowiedzieć, że mogło się tak stać, bo zwierzę miało tam dreda.
Czworonóg z dnia na dzień czuł się coraz gorzej. - W pewnym momencie nie było miejsca na skórze Zuzi, gdzie nie byłoby rany - twierdzi właścicielka suczki. Pies, mimo starań lekarza weterynarii, zmarł po 12 dniach od wizyty w salonie. Lekarz, który leczył zwierzę, nie chce komentować sprawy.
Właścicielka salonu nie ma sobie nic do zarzucenia. Jej pełnomocnik mówi, że suczka była zaniedbana
Komentować tego, co się wydarzyło, nie chce też właścicielka salonu pielęgnacji psów. Podkreśla jednak, że nie ma sobie nic do zarzucenia.
Pełnomocnik kobiety, mecenas Przemysław Nowakowski, zaznacza, że jego klientka jest niewinna i wykonała swoją pracę zgodnie ze sztuką. - Zgłosiła się pani z pieskiem, który był ekstremalnie zaniedbany. Moja klientka tego pieska wykąpała, czyli dokonała czynności kosmetycznych. Efekty, które widziałem na zdjęciach, nie wynikają ze źle wykonanego zabiegu kosmetycznego, ale z tego, że ten pies przez bardzo długi czas był zaniedbany. Czyszczenie nie jest przyczyną ran, które powstały u tego psa i które w efekcie doprowadziły do jego śmierci - mówi mecenas. I podkreśla: - Ta sytuacja jest ekstremalnie smutna dla kogoś, kto kocha zwierzęta, ale udział mojej klientki w śmierci tego psa jest zerowy.
Adwokat przekazał też, że jego klientka nie zna ani daty, ani tym bardziej przyczyny śmierci psa.
Prokuratura: prowadzimy postępowanie, niewykluczone powołanie biegłego
Postępowanie w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Zgierzu. Śledczy wykonali już pierwsze czynności. - Prowadzimy postępowanie pod kątem przestępstwa polegającego na znęcaniu się nad zwierzętami - informuje rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania.
- Trwają przesłuchania, zabezpieczana jest dokumentacja związana z leczeniem psa, niewykluczone jest, że dojdzie do powołania biegłego - mówi prokurator.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: (Fot. mat. prywatne)