Owinięte dywanem ciało miało zostać wrzucone do rzeki, ale zatrzymało się na kamieniach. 49-letni mieszkaniec Aleksandrowa Łódzkiego został zabity w nocy z 12 na 13 listopada 2020 roku. Za zbrodnię przed sądem ma odpowiedzieć 29-latka, która do ofiary mówiła "wujku". O zabójstwo oskarżony jest też jej 30-letni chłopak. Grozi im dożywocie.
Zgierska prokuratura rejonowa skończyła śledztwo w sprawie śmierci 49-letniego mężczyzny. Śledczy wysłali do sądu akt oskarżenia przeciwko 29-letniej Justynie Sz. i 30-letniemu Arkadiuszowi W. On przyznał się do bicia i kopania mężczyzny; ona - do zadania ciosu nożem.
Oskarżonym grozi dożywocie, na rozpoczęcie procesu czekają w areszcie.
Krew i pocięty dywan
Noc z 12 na 13 listopada 2020 roku. Sąsiedzi 49-latka mieszkającego przy ulicy Daszyńskiego w Aleksandrowie Łódzkim słyszą "niepokojące odgłosy". Mają wrażenie, że doszło do poważnej awantury w czasie odbywającej się tam imprezy. O swojej wiedzy jednak nie informują służb. O podejrzanych dźwiękach mówią dopiero dwa dni później siostrze 49-latka, właściciela mieszkania, w którym była impreza. Siostra przyjechała na miejsce, bo nie mogła skontaktować się z bratem. Niedługo potem była już na policji i zgłaszała jego zaginięcie.
Funkcjonariusze - jak opowiadał nam jeszcze w czasie śledztwa Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury okręgowej - weszli do lokalu. I od razu zdali sobie sprawę, że z 49-latkiem musiało stać się coś bardzo złego:
- Na miejscu zauważyli ślady krwi i brak dużego fragmentu dywanu. W wyniku specjalistycznych badań ustalono, że krew była zmywana z podłogi - informował prokurator.
Zwłoki zawinięte w dywan
Na miejscu nie było 29-letniej Justyny Sz., która od jakiegoś czasu wynajmowała pokój od 49-latka.
- Kobieta nazywała go "wujkiem". Z naszych ustaleń wynika, że kobieta uczestniczyła w nocy z czwartku na piątek w imprezie odbywającej się w mieszkaniu. Był na niej również jej o rok starszy partner - informował Kopania. Co stało się potem? Te pytania chcieli zadać im śledczy, dlatego jeszcze tego samego dnia para została zatrzymana przez policję. Ale zanim przedstawili swoją wersję zdarzeń, jeden z mieszkańców dokonał makabrycznego odkrycia. W rzece Bzurze, pod jednym z mostów, pływały zwłoki zawinięte w dywan. Taki sam, jak ten, którego fragment został odcięty w mieszkaniu 49-latka.
Na szyi mężczyzny stwierdzono ciętą ranę, która - jak wykazano potem - została zadana nożem.
Zabójstwo
Co wydarzyło się w mieszkaniu przy Daszyńskiego? Prokuratorzy ustalili, że 49-letni właściciel mieszkania nie przepadał za chłopakiem współlokatorki. Mężczyzna chciał, żeby Arkadiusz W. opuścił lokal. W pewnym momencie między mężczyznami doszło do bójki.
Justyna Sz. - jak ustalili prokuratorzy - początkowo pomogła poturbowanemu "wujkowi" położyć się na wersalce w innym pokoju. Po chwili jednak - jak wynika z ustaleń śledczych - wszedł do niego Arkadiusz W. i zadawał mu kolejne ciosy. Potem polewał 49-latka chemicznymi środkami do czyszczenia łazienki.
Po pewnym czasie 30-letni chłopak lokatorki wyszedł. Kobieta wybiegła najpierw za nim, ale po chwili wróciła do mieszkania. Według prokuratorów, miała wpaść na pomysł upozorowania samobójstwa 49-letniego właściciela lokalu.
Kobieta - jak napisali śledczy - miała nożem poderżnąć gardło 49-latkowi. Potem jednak miała stwierdzić, że trzeba jednak pozbyć się ciała. Następnego dnia, w piątek, 28-latka i jej partner mieli pozbyć się ciała. W tym celu zadzwonili do znajomego i poprosili go o wypożyczenie samochodu dostawczego. Razem z partnerem miała zawinąć ciało ofiary w dywan, a potem porzucić je niedaleko mostu nad Bzurą w rejonie Nakielnicy, kilka kilometrów od Aleksandrowa.
***
O treści aktu oskarżenia jako pierwsi poinformowali dziennikarze "Dziennika Łódzkiego".
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Policja w Zgierzu