Jest czymś haniebnym, że w wolnym, demokratycznym kraju politycy robią nagonkę na film i jego twórcę, że w ogóle się tym zajmują - mówi w wywiadzie dla TVN24 reżyserka Agnieszka Holland, autorka filmu "Zielona granica". Podkreśla, że nie jest to film wyłącznie o Polsce. - Jest hołdem, ale jest też dzwonkiem alarmowym. Pokazuje, co się dzieje w momencie, kiedy rezygnujemy z człowieczeństwa na rzecz jakichś politycznych celów - wyjaśniła.
"Zielona granica" jest 20. filmem fabularnym w reżyserskim dorobku Agnieszki Holland. Jego światowa premiera odbyła się 5 września w ramach Konkursu Głównego 80. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji. To trzeci film Polki, który znalazł się w rywalizacji o Złotego Lwa.
W Wenecji obraz uhonorowano Specjalną Nagrodą Jury. Po raz ostatni ta nagroda trafiła do polskiego reżysera w 1985 roku, kiedy to w Konkursie Głównym znalazła się amerykańska produkcja "Latarniowiec" w reżyserii Jerzego Skolimowskiego.
Film spotkał się z ostrą krytyką polskich władz. W środę w Opolu prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że "to zorganizowany atak (...) operacja mająca zmusić Polaków do tego, by się poddali". W czwartek w mediach społecznościowych Prawa i Sprawiedliwości pojawił się nowy spot z udziałem ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. - Przedstawianie polskich żołnierzy i funkcjonariuszy jako bandytów znamy z propagandy hitlerowskich Niemiec i sowieckiej Rosji. Że coś tak obrzydliwego kiedyś się powtórzy, i to w wykonaniu stanowiącej polityczne zaplecze Tuska i Trzaskowskiego reżyser Agnieszki Holland, jeszcze niedawno nikt by w to nie uwierzył - mówi w spocie Ziobro.
"Chodziło nam o to, żeby film trafiał do serc i sumień"
W rozmowie z reporterką TVN24 Marią Mikołajewską-Jabrzyk reżyserka opowiedziała o pracy nad filmem i odniosła się do reakcji obozu rządzącego.
- Chodziło nam o to, żeby ten film był żywy, żeby był prawdziwy, żeby trafiał do serc i sumień, ale jednocześnie, żeby był ciekawą opowieścią, żeby ci ludzie byli żywi, żeby ci bohaterowie nas obchodzili, żeby dać głos tym, którzy nie mają głosu, żeby oni mogli nagle przemówić i opowiedzieć o swoich losach i wyborach - mówiła Agnieszka Holland.
Holland: to nie jest film tylko o Polsce
Reżyserka zaznaczyła, że jest to film również o Polakach. Jak mówiła, akcja dzieje sie w Polsce, a bohaterami są zarówno Polacy, jak i wielonarodowa grupa uchodźców. Film skupia się na losach syryjskiej rodziny i afgańskiej nauczycielki. - Śledzimy ich zejście do piekła - podsumowała Holland.
- Pokazujemy tam wspaniałych Polaków, dzisiejszych - w moim przekonaniu - sprawiedliwych, aktywistów i lokalnych ludzi, którzy niezależnie od okoliczności i trudności, i pewnej niechęci ze strony władz robią wszystko, żeby pomóc tym, którzy są w potrzebie, żeby ratować ludzkie życie. I to są Polacy, to jest to najpiękniejsze, co jest w Polsce w moim przekonaniu - stwierdziła Holland.
Dodała, że w filmie pokazane są również służby mundurowe, "strażnicy graniczni, którzy nie są złymi ludźmi na ogół". - Oczywiście zawsze zdarza się ktoś, kto w sytuacji takiej znajduje jakąś przyjemność w zadawaniu gwałtu, ale generalnie są to ludzie, którzy stanęli też przed trudnym wyborem, właściwie niemożliwym wyborem, dlatego że wymaga się od nich, żeby robili rzeczy, które są sprzeczne z prawem i też sprzeczne z prawem boskim, to znaczy z podstawowym człowieczeństwem. Więc jest to potwornie trudna i dramatyczna sytuacja i chcieliśmy dramat tych wszystkich ludzi pokazać - wyznała Holland.
Zaznaczyła w tym miejscu, że to nie jest film tylko o Polsce, a podobne rzeczy dzieją się "na wielu granicach europejskich, praktycznie na wszystkich w tej chwili". - Podobne sytuacje są na Litwie, Łotwie, jeżeli chodzi o tę białoruską stronę. Szlak bałkański jest niebywale okrutny. Strasznie okrutna jest w tej chwili Afryka, Tunezja i Arabia Saudyjska, która zabija uchodźców z Etiopii z broni maszynowej. Tysiące, dziesiątki tysięcy ludzi utonęło w Morzu Śródziemnym. Znamy przypadki, kiedy grecka straż graniczna nie reagowała na sygnał od tonącej łodzi, mimo że mogła ich uratować - przypomniała Holland. - Jesteśmy wszyscy w takim momencie, który jest kluczowy dla przyszłości Europy. Ja nie mam rozwiązań, ale wiem jedno, że najważniejsze jest człowieczeństwo - stwierdziła reżyserka.
Holland powiedziała, że obraz jest "hołdem, ale jest też dzwonkiem alarmowym". - Pokazuje, co się dzieje w momencie, kiedy rezygnujemy z człowieczeństwa na rzecz jakichś politycznych celów - wyjaśniła.
Holland o "nagonce" ze strony władzy: to jest bezprecedensowe
Pytana o reakcje przedstawicieli obozu władzy na jej film, przyznała, że czuje się z tym źle.
- Jest czymś haniebnym, że w wolnym, demokratycznym kraju politycy robią nagonkę na film i jego twórcę, niezależnie od tego, czy im się podoba, czy nie, że w ogóle zajmują się czymś takim, że w ogóle rozpoczynają haniebną i kłamliwą kampanię nienawiści, która może doprowadzić do nieszczęścia - powiedziała reżyserka.
Przypomniała, że "coś takiego się działo w czasach stalinowskich, w 1968 roku". - Ale teraz w wolnym kraju, ciągle jeszcze praworządnym, tak by się wydawało, tego typu nagonka jest po prostu monstrualna - oceniła.
Powiedziała, że otrzymuje dużo wyrazów solidarności, m.in. od polskich środowisk artystycznych, ale także z zagranicy.
Zaznaczyła, że nigdy wcześniej nie spotkała się z czymś takim, i oceniła, że jest to sytuacja "bez precedensu". - Nie znam przykładów w innym państwie niż państwa totalitarne, gdzie coś takiego się dzieje. Ale spotkałam się oczywiście z nagonką i z prześladowaniem ze strony władzy. W 1968 roku, w 1970 roku byłam aresztowana, byłam w więzieniu, miałam proces, przez 12 lat nie wydawano mi paszportu, nie mogłam kręcić jako młoda bardzo osoba po szkole filmowej, moje filmy były cenzurowane w stanie wojennym, więc tak, znam tego typu zachowania - przyznała reżyserka.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24