Poseł Adam Gomoła potwierdził w "Faktach po Faktach", że stenogramy z jego rozmowy są autentyczne. - Ta rozmowa się odbyła, ta rozmowa odbyła się z kandydatem, z którym znałem się od dłuższego czasu - powiedział. Odniósł się do opublikowanego przez "Nową Trybunę Opolską" zapisu nagrania, z którego wynika, że "nakłaniał jednego z polityków" do dokonania wpłaty "na konto prywatnej firmy szefowej swojego sztabu wyborczego".
Poseł Adam Gomoła został wykluczony z partii Polska 2050. Miało to związek z wysuwanymi pod jego adresem oskarżeniami, że poseł miał m.in. handlować miejscem na liście wyborczej Trzeciej Drogi.
Gomoła został zapytany w "Faktach po Faktach" w TVN24, czy ujawnione niedawno stenogramy z jego rozmowy są autentyczne. - Tak, ta rozmowa się odbyła, ta rozmowa odbyła się z kandydatem, z którym znałem się od dłuższego czasu, który jeszcze pomagał mi w kampanii parlamentarnej. Długi czas zdobywał moje zaufanie, bardzo namawiał mnie na rekomendacje jego na listach wyborczych Trzeciej Drogi do wyborów samorządowych - powiedział.
Czytaj również: Kim jest Adam Gomoła
Był też pytany, czy złoży mandat. Jak powiedział, "gdyby były postawione" zarzuty, to "zrzeknę się immunitetu i będę odpowiadał jak każdy inny obywatel". - Ale, tak jak każdy inny obywatel, chcę mieć domniemanie niewinności i do momentu wyjaśnienia tej sprawy będę realizował misję zleconą mi przez blisko 22 tysiące wyborców - zastrzegł.
"Zszokowało mnie to"
Poseł zapytany został, dlaczego teraz zdecydował się zabrać głos - niemal po tygodniu od ukazania się opublikowanego przez "Nową Trybunę Opolską" zapisu nagrania. - Ten czas to był dla mnie bardzo trudny okres - odpowiedział gość TVN24. - Powiem wprost, te doniesienia i to, w jaki sposób zostały ubrane fakty, do których dotarła "Nowa Trybuna Opolska", zarządzana przez grupę Orlen Press, zszokowały mnie - dodał.
"Nową Trybunę Opolską" wydaje spółka Pro Media, której większościowym udziałowcem jest Polska Press, przejęta w 2020 roku przez Orlen.
- Zszokowało mnie to, w jaki sposób zostały przedstawione moje działania. Jaki obraz wyłaniał się z tego, jak to przedstawiła redakcja. Powiem od razu, że spadła i na mnie, na moich bliskich, na moich współpracowników taka fala hejtu, że mnie po ludzku ta cała sytuacja przytłoczyła - dodał.
Gomoła o anonimowych połączeniach i telefonach "od czołowych polityków"
- Z drugiej strony zaś do moich bliskich, do moich współpracowników zaczęły docierać telefony zachęcające i kijem, i marchewką do tego, żeby dostarczać jeszcze więcej materiałów, które miały kompromitować mnie - mówił dalej poseł.
Na pytanie, kto dzwonił, odpowiedział, że "ustalamy to". - Z zastrzeżonych numerów takie telefony były otrzymywane - dodał. Pytany, czy telefony były anonimowe, potwierdził. - Z jednej strony zastraszające, że jeżeli się takich materiałów na mnie nie dostarczy, to poniesie się konsekwencje. Z drugiej strony oferujące duże sumy w zamian za takiego typu materiały. I to nawet od czołowych polityków w regionie - kontynuował Gomoła. - Od kogo? Przed chwilą pan mówił, że były anonimowe - zauważyła prowadząca program Katarzyna Kolenda-Zaleska.
- Znaczy jeden telefon był anonimowy, parę telefonów było już z imienia i nazwiska - odparł Gomoła. Dopytywany, kto dzwonił i zastraszał, przekazał: - Ja ten cały mechanizm prowokacji, która została na mnie zorganizowana, chcę ujawnić.
Przekonywał, że "te stenogramy, które ujawniła 'Nowa Trybuna Opolska', są fragmentem rozmowy telefonicznej".
"Gdybym był w innym środowisku politycznym, sprawa rozeszłaby się po kościach"
Prowadząca program zauważyła, że Gomoła stara się przedstawić jako ofiara spisku, jednak został wykluczony z partii, czyli - jak mówiła - nie uwierzyli mu, że nie złamał prawa.
- Pojawiły się wątpliwości i mam takie dziwne przekonanie, że gdybym był w jakimkolwiek innym środowisku politycznym, to sprawa rozeszłaby się po kościach - ocenił. - U nas od początku stawialiśmy na transparentność, na otwartość i na uczciwość. W związku z tym, kiedy pojawiły się tego typu zarzuty, to ja sam zresztą podpisałem wniosek o zawieszenie mnie w prawach członka. I jestem dumny z mojej partii, że postąpiła tak stanowczo - mówił.
Powtórzył swoją tezę, iż ta sprawa "to była dobrze zorganizowana prowokacja". - Będę to ujawniał - dodał. Pytany o szczegóły, przyznał, że "nie ma jeszcze na ten moment wystarczająco dużo dowodów, żeby powiedzieć to jasno i stanowczo".
Zapytany, czy zatem jest niewinny, Gomoła odpowiedział: - Tak, jestem niewinny i w moim najgłębszym przekonaniu wszystko, co powinienem zrobić w tym momencie, to po pierwsze udowodnić swoją niewinność, a po drugie pokazać cały mechanizm tej zasadzki, która była na mnie zastawiona.
Gomoła: odpowiadam ,nie myśląc o tym, że mogę być nagrywany
Poseł był pytany o szczegóły rozmowy, z której ujawniono stenogramy, w tym o to, czy potwierdza, że zaproponował kandydatowi wpłacenie 20 tysięcy złotych na firmę jego koleżanki i że to nie wchodziłoby w limity kampanijne. - Taki obraz się jawi od tygodnia, od czasu doniesień - ocenił.
Na uwagę, że tak wynika z rozmowy, gość TVN24 przekonywał, że "ta rozmowa była częścią dłuższej dyskusji i rozmów prowadzonych z tym kandydatem". - Cała sprawa nabrała biegu dzień przed tą nagraną rozmową, podczas spotkania 15 lutego. Kiedy ja właśnie, jakby na prośbę polecenia kogoś, kto mógłby pomóc w kampanii temu kandydatowi, pokazałem umowę, którą ja sam, osobiście, jako Adam Gomoła podpisałem z tą firmą, jako że mam z nią dobrą współpracę, dobre doświadczenie - mówił. Dodał, że była to umowa "na usługi konsultingowe budowy wizerunku".
Poseł został zapytany, czy wcześniej podpisał już taką umowę. - Nie, podpisywałem ją na czas obecny - powiedział.
W reakcji na to Kolenda-Zaleska przywołała fragment stenogramu, w którym Gomoła mówił: "myśmy jako kandydaci w wyborach parlamentarnych też takich dużo umów podpisywali".
- Oczywiście, że tak. Polska 2050 oferowała w tych wyborach mnóstwo świeżych, nowych osób. Aktywistów, działaczy społecznych, osoby ze świata nauki, ze świata biznesu. Oczywistym jest, że żeby zyskać profesjonalny wizerunek, trzeba podpisać tego rodzaju umowy - odpowiedział.
- Jeżeli one były podpisywane przed okresem kampanii, to oczywiście między osobą prywatną a daną firmą konsultingową. Natomiast jeżeli to się działo w wyborach w czasie kampanii, to oczywiście zgodnie z Kodeksem wyborczym, to się działo oczywiście poprzez komitet wyborczy. Przynajmniej ja mam wiedzę tylko o takich umowach i kiedy wspominałem w tej rozmowie o takich umowach, to chodziło mi tylko i wyłącznie o tego typu umowy - przekonywał.
Na pytanie, czy kandydaci jego formacji nie podpisywali takich umów spoza limitu wydatków, stwierdził, że "absolutnie nie". Natomiast na pytanie, dlaczego zatem na nagraniu mówi o takim podpisywaniu, odpowiedział: - Podpisywałem za pośrednictwem komitetu wyborczego. Taki był sens tej wypowiedzi, która była na telefon. Która była w momencie, w którym mnie ten kandydat ponaglał, mówiąc: "pilne, Adam, pilne, odzwoń". Więc ja w biegu oddzwoniłem, odpowiadam zajęty czymkolwiek innym. Nie myśląc o tym, że mogę być nagrywany. Przez te pięć minut rozmowy, bo ja mam nie tylko zapis ze stenogramu, ale całe to nagranie audio, 90 procent czasu mówi ten kandydat - kontynuował gość TVN24.
- Pan nagrywał tę rozmowę? - zapytała prowadząca. - Absolutnie nie - opowiedział rozmówca. Pytany, skąd zatem ma jej nagranie, odpowiedział, że "zaczęło bardzo szybko krążyć, później się okazało, po środowisku politycznym". - Myślę, że bardzo dużo osób jest w posiadaniu tego nagrania już na ten moment, niestety - dodał.
Sprawa Adama Gomoły
"Nowa Trybuna Opolska" informowała, że "dotarła do nagrania", w którym Gomoła "nakłania jednego z polityków do wpłaty 20 tys. zł na konto prywatnej firmy szefowej swojego sztabu wyborczego". Według portalu, na nagraniu słychać, jak poseł powiedział, że "podpisywanie umów konsultingowych jest powszechną praktyką w jego otoczeniu politycznym". "Na kluczowych miejscach często się tak dzieje" - miał twierdzić Gomoła.
Po doniesieniach na temat niejasności przy finansowaniu kampanii wyborczej Polski 2050 w województwie opolskim prokuratura sprawdzi, czy nie doszło do występku określonego w artykule 506 Kodeksu wyborczego. Według tego artykułu, za naruszenie jawności i przejrzystości gospodarki finansowej komitetu wyborczego grozi kara od tysiąca do stu tysięcy złotych.
Źródło: TVN24