- Mamy to rozpisane co do minuty. Prośba została do Kancelarii Sejmu w wyraźny sposób wyartykułowana w momencie, kiedy sprzęt zespołu zawiódł. Wtedy żeśmy podjęli działania, a mogliśmy tych działań nie podjąć mówiąc: sorry, jest ileś komisji... - mówi Jan Węgrzyn, zastępca szefa kancelarii Sejmu odpierając zarzuty zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy Tu-154M.
Antoni Macierewicz wysłał oficjalne pismo do marszałek Ewy Kopacz, w którym prosi o zbadanie "wydarzeń określanych publicznie jako sabotaż". Telemost z profesorami w USA był bowiem głównym punktem programu wtorkowego posiedzenia. Kazimierz Nowaczyk i Wiesław Binienda mieli zaprezentować kolejne fragmenty swoich badań dotyczących wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku.
Jednak zanim to nastąpiło, wystąpiły poważne problemy techniczne. Nie dało się nawiązać pełnego połączenia z prof. Nowaczykiem. Potem było słychać głos, ale nie było wizji. Konieczna była kilkunastominutowa przerwa, podczas której rozwiązano problemy.
"Mogliśmy odmówić, ale tego nie zrobiliśmy"
Jan Węgrzyn tłumaczy, że sejmowy technik stawił się na posiedzeniu zaraz po tym, jak został poproszony o pomoc. - Bardzo byłem zdziwiony tym pismem, które w późnych godzinach wieczornych pan poseł [Antoni Macierewicz - red.] do pani marszałek wystosował i sformułowanie, że Kancelaria zastosowała sabotaż. Przeczytałem definicję sabotażu. Niech państwo ocenią, czy był czy nie - oznajmił wiceszef Kancelarii Sejmu, której podlegają technicy.
Swoją wersję wydarzeń wtorkowych wydarzeń przedstawił też szef biura parlamentarnego zespołu i asystent Antoniego Macierewicza, Bartłomiej Misiewicz. - Były przeprowadzane próby. Wszystko działało przed posiedzeniem zespołu. Doszło do momentu, kiedy posiedzenie się rozpoczęło i teraz bardzo ciekawa sytuacja: wszystko działa na laptopie, dźwięk jest, jedynie nie ma obrazu na telewizorze i pojawia się komunikat: no signal. Moim zdaniem, jako laika, jest to wynik niepodłączonego kabla, źle podłączonego kabla... Potem gdy zażądaliśmy rzutnika, wszystko działało bez problemu - opowiada Misiewicz.
Marszałek komentując pismo przesłane jej przez Antoniego Macierewicza powiedziała tylko, że uważa, że "konferencja - poza pierwszymi piętnastoma minutami - przebiegała sprawnie". - To jest jedyny mój komentarz w tej sprawie - podkreśliła Ewa Kopacz.
Kiedy rzutnik?
Z dokumentów, do których dotarła reporterka TVN24 Agata Adamek, wynika, że zespół Macierewicza wypożyczył z Sejmu laptopa, a po godzinie konferencji, gdy pojawiły się kłopoty, wystąpił od Kancelarii o użyczenie rzutnika obsługiwanego przez pracownika Kancelarii. Z pism, jak relacjonowała reporterka, nie wynika, żeby wcześniej sprzęt był obsługiwany przez pracowników Kancelarii.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24