Ewa Kulik-Bielińska, działaczka opozycji w PRL, ówczesna szefowa biura podziemnej Solidarności, mówiła w TVN24 w 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, że "te lata dla wielu ludzi były piętnem, które zostało z nimi na długo". - Nie mam poczucia, bym miała prawo wybaczyć - dodała. Pytana o autorów stanu wojennego, powiedziała: - Nie mam poczucia, że to polscy patrioci.
W poniedziałek mija 40 lat od wprowadzenia stanu wojennego. Gościem "Rozmowy Piaseckiego" była Ewa Kulik-Bielińska, działaczka opozycji w PRL, w okresie stanu wojennego szefowa biura podziemnej Solidarności.
Kulik-Bielińska: nie wybaczyłam, nie mam prawa
Była pytana, czy po latach wybaczyła generałom stanu wojennego. - Nie wybaczyłam. Mam poczucie, że dużo złego się zadziało i nie mam prawa wybaczać w imieniu tych, którzy stracili życie, którym podcięto skrzydła, którym zablokowano możliwość rozwoju - odparła.
Podkreśliła, że "te lata dla wielu ludzi, szczególnie dla działaczy Solidarności, były piętnem, które zostało z nimi na długo". - Za zawiedzione nadzieje, za zabicie Solidarności, nie mam poczucia, bym miała prawo wybaczyć - dodała.
Pytana o autorów stanu wojennego, powiedziała: - Nie mam poczucia, że to polscy patrioci [generałowie stanu wojennego - przyp. red.], choć mam poczucie, że być może uważali, że czynią dobrze. Każdy próbuje sobie znaleźć jakieś usprawiedliwienie - mówiła. Dodała, że "jak myśli o ich całej karierze do tego momentu, to nie wskazuje, by kierowali się patriotyzmem". - Natomiast doceniam, że usiedli do stołu z opozycją i że z dwóch stron doprowadzono do porozumienia bezkrwawego, przykładowego, w dialogu, w rozmowie, z ustępstwami. Za to mam do nich szacunek - zaznaczyła.
24 lata, świeżo po studiach, zaczęła "organizować siatkę osób"
Kiedy zaczął się stan wojenny, Kulik-Bielińska miała 24 lata, była świeżo po studiach. - Jakieś początki miałam, bo od maja 1977 roku działałam w Studenckim Komitecie Solidarności w Krakowie. Tam, co prawda, nie działaliśmy w warunkach konspiracyjnych, ale w warunkach działalności nielegalnej z punktu widzenia reżimu komunistycznego - wspominała.
Dodała, że wydarzenia związane z organizowaniem opozycji w stanie wojennym "działy się spontanicznie". - Nie lubię takiej sytuacji, kiedy mówimy, że trzeba coś zrobić i nikt tego nie robi. Mam taką naturę. Jak się rozleje mleko, biorę ścierkę i wycieram. Spotkaliśmy się w grupie kilku osób, którym udało się uniknąć internowania i stworzyliśmy mapę, co trzeba zrobić. Oczywiście po pierwsze, zbudować sieć kontaktów, zbierać informacje, przekazywać je dalej - mówiła.
- Moją dewizą zawsze było bezpieczeństwo, więc organizowałam tę siatkę osób tak, by oprzeć ją na ludziach zaufanych, ale takich, którzy nie są znani władzy z działalności opozycyjnej, nie z pierwszych szeregów - zaznaczyła działaczka opozycji.
Kulik-Bielińska podkreśliła, że "absolutnie" nie było w niej wahania, że musi zaangażować się w działalność podziemia. - Wiedziałam, że ci, którzy zostali, muszą organizować opór i pokazać, że Solidarność nie została zmiażdżona, że żyje. Nie wiedzieliśmy, jak długo to będzie trwało, ale wiedzieliśmy, że trzeba się połączyć i pokazać, że nie udała się ta operacja, że trzeba działać dalej - powiedziała.
Kulik-Bielińska: nosiliśmy "kwadratowe ciąże"
Mówiła też, że "w pierwszych dniach stanu wojennego było widać na ulicach na każdym rogu patrole, opancerzone wozy, koksowniki, żołnierzy, czołgi". - Co chwilę osoby były legitymowane. Zwracano uwagę na osoby ubrane w nurcie hipisowskim, z plecakiem, tacy abnegaci. Jeżeli człowiek ubierał się elegancko, to nikomu do głowy nie przyszło, że to jest osoba, która knuje i w torbie przenosi bibułę - podkreśliła.
- Mieliśmy też takie "kwadratowe ciąże", czyli luźne sukienki, w którym trzeba było przenieść trochę papieru A4. Udawałyśmy osoby ciężarne - wspominała szefowa biura podziemnej Solidarności.
Największy sukces i największa wpadka
Kulik-Bielińska powiedziała, że za swój największy sukces uważa to, że "do 1986 roku nie było dużej wpadki w podziemiu". - Udało się zbudować naprawdę szeroką bardzo lojalnych, oddanych osób. Największym sukcesem było, że zachowaliśmy jądro Solidarności i legitymizację związkową, że w 1989 roku miał kto usiąść do rozmów z władzami.
Z kolei "największą wpadką" - dodała - "było aresztowanie Zbigniewa Bujaka". - Ale to było nieuniknione i na to się już wcześniej przygotowywałam emocjonalnie - zaznaczyła.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24