Gdy w 1988 i 1989 r. Mariusz Trynkiewicz popełniał swoje zbrodnie, pisały o nich dzienniki w całej Polsce. Gdy trafił przed sąd, emocje towarzyszące sprawie sięgnęły zenitu. Przed gmachem sądu pojawiały się setki gapiów, a na samej sali ludzie ciskali w oskarżonego przedmiotami. Prasę z tamtego czasu przejrzał reporter "Polski i Świata".
W trakcie sprawy mordercy czterech chłopców w gazetach w całym kraju pojawiały się doniesienia osób związanych ze sprawą. Cytowano jedną z dawnych sympatii Trynkiewicza, która mówiła otwarcie, że gdyby ten w tamtym czasie jej się oświadczył to przyjęłaby jego propozycję.
Zeznania, opisy śledztwa, trauma
Przywoływano też opinie z sali sądowej - zeznających w procesie kolegów z pracy, a więc nauczycieli, a także nastoletnich uczniów, jakich miał pod swoją opieką oprawca. Przeważały opinie, że był "cichy" i "spokojny".
Cytowano też Trynkiewicza zeznającego przed sądem. - Pakowałem chaotycznie, nie chciałem, żeby ta paczka przypominała mi człowieka, bałem się, że się rozwinie podczas transportu, bałem się widoku twarzy - miał wtedy mówić, opisując to, jak pozbywał się ciał zabitych. "Zabił i poszedł na obiad" - tytułowała jeden z tekstów po kolejnym dniu procesu gazeta w tamtym czasie.
"Trybuna Ludu" zajmowała się głównie opisywaniem kolejnych etapów śledztwa. Gazety lokalne, jak "Tygodnik Piotrkowski" lepiej oddawały atmosferę wśród mieszkańców kilka dni po złapaniu Trynkiewicza. W pewnym momencie mieszkańcy okolicznych wsi i miasta chcieli się organizować w grupy samoobrony, by pilnować dzieci przed przestępcami.
Gazety podkreślały po wyroku śmierci wydanym na Trynkiewicza, że sąd przyjął przy jego podejmowaniu zasady "prewencji ogólnej".
Autor: adso//kdj/kwoj / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24