ZOBACZ CAŁY REPORTAŻ "UWAGI!" TVN
Tego dnia na stanowiskach ratowników w nadbałtyckim Dziwnówku cały dzień powiewały czerwone flagi, a to oznaczało bezwzględny zakaz kąpieli. O 17 ratownicy zakończyli swoje dyżury.
- Cały dzień zwiastował, że może odbyć się jakaś akcja po godzinach pracy, bo warunki były bardzo ciężkie, a gdy kończymy pracę, to ściągamy czerwoną flagę i ludzie bez chwili wahania wskakują do wody - mówi Kamil Pawliński, ratownik.
16-letni Marcel utonął w Bałtyku
Przed godziną 18 grupa kilku chłopców wybrała się nad morze.
- Jeden z plażowiczów udzielił nam informacji, że fala przerzuciła na drugą stronę falochronu dwóch nastolatków. Jeden z chłopców wydostał się, a plażowicz ruszył na pomoc - opowiada ratownik.
- Jak zobaczyłem, że jeden chłopak ma problemy, wołał pomocy, chwyciłem go więc za rękę, ale przykryła nas fala. Powiedziałem: "właź na falochron" i wszedł na niego, a ja wypłynąłem z wody, bo ciężko się płynęło. Drugiego chłopaka nie było widać - opisuje świadek zdarzenia, Maciej Radziszewski, strażak OSP w Gądkowie Wielkim.
Ratowniczka Jagoda Krawczyk relacjonuje, że Patryk, drugi z braci, siedział na piachu, a na jego ciele widać było mocne zadrapania - od trzymania się falochronu. - Chłopak powiedział, że wszedł z bratem do wody i silna fala zmyła ich na falochron. Patryk złapał za kołki i przytrzymał się ich, a jego brat przekoziołkował przez falochron razem z falą. Uderzył po drugiej stronie o taflę wody i zniknął bratu z pola widzenia - opowiada.
- Była trudna sytuacja, silna fala powalała z nóg i ciężko było dotrzeć do końca falochronu. Trzymaliśmy się za ręce, tworząc łańcuch życia. Po parunastu minutach dopłynęły łodzie SAR. Ale fale były tak silne, że wywróciły łódź - wspomina dramatyczną akcję ratownik Kamil Pawliński.
Służby poszukiwały 16-latka jeszcze przez kilka godzin, jednak ze względu na bardzo trudne warunki przerwano akcję.
- Patryk był roztrzęsiony i siny od zimna. Chłopak przeżył szok. Był świadomy, że jego bratu coś się stało. Patrząc na ratowników, liczył, że uda się go wyciągnąć i przywrócić do życia - relacjonuje Jagoda Krawczyk.
Kolejna tragedia nad Bałtykiem
Tego dnia nad polskim morzem wiał silny wiatr, woda była niespokojna, były też silne prądy wsteczne. To jednak nie powstrzymało wielu plażowiczów od kąpieli. Sto kilometrów dalej, w Mielnie, w tym samym czasie doszło do kolejnej tragedii.
- Jeden z ojców wszedł do wody z dwójką dzieci. Dwóch chłopców przeżyło. Ich ojciec, mimo długo prowadzonej resuscytacji krążeniowo-oddechowej, zmarł - mówi ratowniczka.
W Dziwnówku ratownicy, którzy próbowali ratować 16-letniego Marcela, podkreślają, że kąpiących się braci nie pilnowała żadna dorosła osoba.
- Nie było obok opiekunów. W takiej sytuacji brak opiekuna jest niedozwolony, szczególnie jeśli morze nie wygląda przyjaźnie, a fala była ogromna. To nie są warunki na wchodzenie do wody, szczególnie dla dzieci i to bez opieki - podkreśla Jagoda Krawczyk.
"Był bardzo sumienny, wszyscy go lubili"
Marcel przyjechał nad morze ze swoimi opiekunami prawnymi. Od roku przebywał w rodzinie zastępczej. Wcześniej opiekowali się nim dziadkowie, którzy byli z nim bardzo zżyci. Dziadek Marcela, chcąc zadbać o jego przyszłość, przed swoją śmiercią przyprowadził go do piekarni, żeby tam chłopiec nauczył się zawodu. Reporter "Uwagi!" spotkał się z jej właścicielem.
- Chłopiec był bardzo sumienny i wszyscy go lubili - mówi Paweł Walenciak, właściciel piekarni. - Chłopiec był z dziadkami, bo mama wyjechała za granicę i zaginęła, a ojciec miał chyba odebrane prawa rodzicielskie. Dziadkowie wychowywali go od maleńkości. Obiecałem im, że go wyuczę na piekarza - opisuje.
- Dziadek przyprowadził go, jak on miał niecałe 14 lat. Chciał, by wyuczył się i miał pracę, by stanąć na nogi i się rozwijać - wspomina.
Z relacji mężczyzny wynika, że jednego dnia zmarła babcia chłopca, a następnego dziadek. - I rok temu znalazła się rodzina zastępcza. Chłopiec czuł tam ciepło rodzinne. Pojechali nad morze i tak się teraz stało. Sam traktowałem Marcela jak syna - przyznaje pan Paweł.
Czy po tragedii urzędnicy będą weryfikować rodzinę zastępczą, w której był Marcel?
- Okoliczności dotyczące wyjaśnienia sprawy należą do właściwych organów. My poczekamy na zakończenie postępowania - informuje Agnieszka Marszewska, dyrektorka Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Kościanie. I dodaje: - Chodzi o rodzinę zastępczą z ponad 20-letnim doświadczeniem i współpraca z nimi była bez zarzutu. Sam Marcel mówił, że nie chce zmieniać miejsca pobytu, to świadczy o dużej więzi z tą rodziną.
Autorka/Autor: Jakub Dreczka, wg/lulu
Źródło: "Uwaga!" TVN
Źródło zdjęcia głównego: "Uwaga!" TVN