Instrukcja organizacji lotów statków powietrznych o statusie head, to jeden z najważniejszych dokumentów, który po katastrofie wojskowego samolotu CASA miał stać się biblią dla lotów z najważniejszymi osobami w Polsce. Jednak - jak wynika z dotychczasowych ustaleń - część z jej zapisów nie była przestrzegana. Także tragicznego 10 kwietnia.
Instrukcja obowiązuje od ubiegłego roku, obowiązywała więc również podczas organizacji i przebiegu lotu z 10 kwietnia. W jednym z pierwszych zapisów wyraźnie wskazano, że lot o tym statusie nie może być wykonywany poniżej pewnych wartości. W przypadku Tu-154M lecącego do Smoleńska, z pewnością ten zapis został naruszony.
- Pierwszą błędną decyzją, niezgodną z regulaminem lotu, była decyzja o tym, że w ogóle będziemy lądować na tym lotnisku - podkreśla były pilot i instruktor sił powietrznych Arkadiusz Szczęsny.
Brak informacji o pogodzie
Instrukcja nakazuje również stałe monitorowanie lotu samolotu przez polskie służby, a także precyzyjne przygotowanie informacji dotyczących wszelkich zmian pogodowych, które w przypadku lotu do Smoleńska zmieniały się radykalnie. Według nieoficjalnych informacji piloci mieli otrzymać od polskich służb dane bardzo nieaktualne, a pełnej dokumentacji załoga miała nie dostać w ogóle.
Informacje o pogodzie przekazywała pilotom tupolewa na bieżąco załoga Jaka-40, który rano 10 kwietnia wylądował w Smoleńsku. - Przekazaliśmy ogólnie informacje o pogarszającej się pogodzie, która się pogarszała z minuty na minutę. No i przekazaliśmy nasze sugestie odnośnie samego wykonania lotu - opowiadał pilot Jaka ppor. Artur Wosztyl.
Kto był w kokpicie?
Wiele kontrowersji budzi przede wszystkim to, co działo się w kabinie podczas lądowania. Instrukcja head dopuszcza obecność innych osób poza załogą, ale też stawia jasne dyrektywy, kiedy jest to możliwe.
- Obecność jakiejkolwiek osoby w kabinie załogi w tej fazie lotu, tak trudnego i w takich ekstremalnie trudnych warunkach nie może pozostać bez wpływu na działania - oceniał ekspert ds. lotnictwa płk Piotr Łukaszewicz. To, czy obecność innych osób w kabinie miała wpływ na katastrofę badają polscy i rosyjscy prokuratorzy.
Organizacja lotu
Śledczy sprawdzają również kwestię przygotowania wylotu - to, czy zgodnie z instrukcją sprawdzono należycie lotniska zapasowe, a także dlaczego nie przygotowano dodatkowego samolotu, który powinien być do dyspozycji. - Na pewno trzeba szukać przyczyny tzw. systemowej, tzn. w całym systemie szkolenia, organizacji i przygotowania do lotów, organizacji tego lotu również - przyznał polski akredytowany przy rosyjskim Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK) Edmund Klich.
To jeden z wątków, który najprawdopodobniej zostanie najszybciej wyjaśniony przez polskich śledczych. Niewykluczone, ze właśnie w związku z niewłaściwą organizacją wylotu prezydenckiego tupolewa, prokuratura zdecyduje się na wskazanie osób odpowiedzialnych za te nieprawidłowości.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 (fot. Wikipedia)