Początkowo myślałem, że zacznę ten list słowami: "Moi młodzi Przyjaciele". Odstąpiłem od tego zamiaru, bo nie wiem, czy chcielibyście być przyjaciółmi obcego człowieka. W dodatku starszego od Was o co najmniej dwa pokolenia. Piszę dlatego: "Młodzi i Najmłodsi Wyborcy wyborów parlamentarnych z tego roku". Nie chcę Was namawiać do głosowania na konkretną partię. Ale uważam, że jest moim obowiązkiem podzielić się z Wami doświadczeniem, które być może pomoże Wam świadomie podjąć odpowiednią decyzję.
Zacznę od osobistych przeżyć. Mój daleki krewny, Zdzisław Strzembosz, został w 1950 roku skazany na dziesięć lat więzienia za to, że próbował, jak mu zarzucono, oderwać część terytorium od zaprzyjaźnionego mocarstwa, tzn. za działalność w AK na terenie Lwowa. Zdzisław Strzembosz we lwowskim obszarze AK odpowiadał za finanse, służące m.in. do wykupywania członków organizacji z rąk okupanta oraz do zabezpieczania ich rodzin. Wyrok wydał major Mieczysław Widaj w tak zwanym procesie kiblowym, tzn. przeprowadzonym na terenie więzienia, bez obecności nie tylko obrońcy, ale nawet prokuratora.
Major, a późniejszy pułkownik Widaj w czasie okupacji niemieckiej był oficerem AK. Najpewniej wyróżniającym się dzielnością, skoro został odznaczony orderem Virtutti Militari. Po wojnie, należąc do najsurowszych sędziów wojskowych, skazał na śmierć parudziesięciu żołnierzy Armii Krajowej i wielu innych, określanych jako przeciwnicy reżimu. Będąc sędzią, był równocześnie wiernym funkcjonariuszem ówczesnej władzy i wykonawcą jej zbrodniczych planów.
A oto drugie moje doświadczenie. Gdy po tzw. przełomie październikowym decydowałem się podjąć aplikację sądową, spotykałem się wielokrotnie z tym, że za plecami pewnego notariusza, mówiono o nim sędzia "Brzytewka". Ponieważ zaprzyjaźniłem się ze starszym urzędnikiem sądowym, pracującym w sądzie od lat, zapytałem, skąd to przezwisko. Objaśnił mi, że ten notariusz wcześniej był sędzią karnym i mówiono o nim zasadnie, że ma własny cmentarzyk, gdyż należał do tych sędziów sądu warszawskiego, dla których sprawiedliwość, a nawet litość była pojęciem obcym. W 1955 roku, w ramach pierwszych objawów odwilży, przeniesiono go do notariatu. Zbiegiem okoliczności później dowiedziałem się o nim znacznie więcej. Sędzia "Brzytewka" był synem powszechnie szanowanego lekarza w niewielkim mieście powiatowym, a jego dziad był właścicielem ziemskim.
Nie wiem, czy Widaj i "Brzytewka" bronili swojej skóry przez bezwzględne wyroki, czy kierowały nimi inne powody. Wiem natomiast z całą pewnością, że ludzie o podobnych cechach charakteru i gotowości służenia za każdą cenę znajdują się w każdym narodzie i w każdym pokoleniu. W ich przypadku działali, jako sędziowie, na polecenie władzy absolutnej, rządzącej Polską i to z obcego nadania. Wskazuje to na mechanizm deprawacji i łamania charakterów, stosowany przez każdą taką władzę.
Absolutyzm o podobnych skutkach dla poddanych panował wcześniej niemal w całej Europie. Gdy postawało nowe państwo na terenie Ameryki Północnej, tworząc konstytucję, zdecydowano o podziale tej absolutnej władzy na trzy części: ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Współdziałając ze sobą w pewnym zakresie, władze te miały równocześnie wzajemnie się ograniczać i w szczególności kontrolować władzę wykonawczą. Warto wspomnieć, że taki trójpodział władzy znalazł się w polskiej Konstytucji 3 maja. Nawet w hierarchicznym Kościele katolickim, pod koniec XIX wieku, przyjęto trójpodział władz jako ważny element nauki społecznej Kościoła, gdyż tylko w ten sposób można chronić przyrodzoną godność człowieka przed nadużyciami władzy.
Przejdźmy do konsekwencji tego, co napisałem. Mimo zbrodniczego charakteru Widaja i "Brzytewki", nie stanowiliby oni tak straszliwego zagrożenia dla współobywateli, gdyby wtedy w Polsce był trójpodział władzy. Po pierwsze nie mogłyby powstać normy prawne, pozwalające na opisany przeze mnie tryb sądzenia, gdyż były one w oczywisty sposób sprzeczne z uchwaloną wcześniej konstytucją. Konstytucja zaś ta nie byłaby zwykłym świstkiem papieru, jakim była tzw. stalinowska konstytucja z 1952 roku. Nie pozwoliłby na to politycznie niezależny Trybunał Konstytucyjny. Równocześnie władza wykonawcza, a więc rząd i jego agendy nie mogliby działać niezgodnie z obowiązującym prawem w sposób nawet w części tak drastyczny. Nie pozwoliliby na to niezawiśli sędziowie w niezależnych sądach, których obowiązkiem byłoby sądzenie zgodnie z prawem i sumieniem, a nie z interesami aktualnej władzy politycznej.
Dlaczego o tym do Was piszę? Podejmując decyzję wyborczą, rozważcie, która z partii gwarantuje istnienie fundamentów państwa, chroniących Was przed nadużyciami systemu politycznego. W wypadku uzyskania pełnej swobody działania, system ten degeneruje się bowiem, zagrażając już nie tylko warunkom życia, ale samemu istnieniu jednostek, które by mu się sprzeciwiały.
Pamiętajcie przy tym, że system absolutnej władzy, która uformowała się w Polsce w latach 1945 – 1952, przyniósł równocześnie milionom obywateli, w wielu wypadkach, pożądane i uzasadnione zmiany. Awans społeczny - bardzo ograniczony wcześniej - stał się wprost błyskawiczny. Dziesiątki tysięcy młodzieży robotniczej i chłopskiej po tzw. kursach zerowych, trafiło na uniwersytety i politechniki. Parcelacja ziemi przy jej ogromnym głodzie, szczególnie na terenach dawnej Galicji i Kongresówki, przyniosła wzrost poziomu życia i zaspokojenie elementarnych potrzeb milionów obywateli. Wprawdzie nie zabezpieczono im własności tej ziemi, planując wprowadzenie kołchozów i sowchozów, ale stało się to po 1957 roku, w drodze różnych zabezpieczeń hipotecznych. Nie będę omawiał wielu innych reform, ale zwrócę jeszcze uwagę na elektryfikację wsi i radykalne ograniczenie analfabetyzmu.
Mimo to tę władzę obalili nie właściciele ziemscy i przedsiębiorcy, ale chłopi i robotnicy. Zatem uznali oni, że ich prawa ludzkie, systematycznie gwałcone, są ważniejsze od korzyści, którym zaprzeczyć nie mogli.
Władza autorytarna ma tę cechę, że chce dać ludziom złudzenie poprawy jakości życia w sferach wyłącznie konsumpcyjnych. To nie może przysłonić prawdziwych intencji tej władzy zmierzającej w rzeczywistości do pozbawienia obywatela praw podstawowych, w tym przede wszystkim praworządności, w celu postawienia się poza wszelką kontrolą. Znane są wypowiedzi publiczne krytykujące sądy za to, że nie realizują partyjnego interesu. W czasach minionych, które wcześniej wspominałem, władza życzyła sobie wyłącznie biernego, posłusznego obywatela, prostego konsumenta dóbr zrzucanych czasem z "pańskiego" stołu. To rzeczywiście powinien być czas miniony.
Podejmując zatem decyzję wyborczą nie można kierować się oceną doraźnych korzyści, ale trzeba myśleć o tym, kto w sposób najbardziej trwały i realny zabezpieczy moje prawo do życia, samodzielnego rozwoju, wolnego wyboru własnej drogi, a także te elementy porządku społecznego, które mnie ochronią na wypadek choroby, starości, itp.
Podkreślam: w sposób trwały, a nie doraźny. Państwo nie jest tylko dla młodych, zdrowych i pełnych inicjatywy, ale musi zabezpieczyć elementarne warunki bytu dla starych, chorych i upośledzonych. I, co ważne, uchroni przed degeneracją bezkarnej władzy. Istotne jest też niezwykle, kto w sposób realny zadba o bezpieczne ulokowanie mojego państwa w przestrzeni międzynarodowej. Nie ma przecież alternatywy dla właściwej pozycji Polski w Unii Europejskiej. Samobójcze jest wręcz kwestionowanie jej znaczenia, a perspektywa jej opuszczenia godzi wprost w polską rację stanu. Dzięki integracji europejskiej Polska pierwszy raz w historii uzyskała gwarancje bezpieczeństwa i ogromne środki stymulujące jej rozwój.
Młodzi Wyborcy, wybaczcie, że napisałem rzeczy dla wielu z Was oczywiste, ale czułem się w obowiązku, pewnie już na sam koniec mojego życia, zwrócić Wam uwagę na to, co jest wynikiem moich bezpośrednich doświadczeń. Są to doświadczenia kogoś, kto urodził się przed wojną, przeżył okupację, okres stalinowski, w znacznym stopniu wyhamowane zmiany październikowe, brał udział w odrodzeniu harcerstwa po 1956 roku, potem aktywnie uczestniczył w czasie działania Solidarności. Teraz niepokoi się głęboko o przyszłość narodu, a więc właśnie o Was, Młodych. Jestem człowiekiem, który wie co to jest i do czego prowadzi władza autorytarna. Stąd mój apel.
Źródło: tvn24.pl
Adam Strzembosz - Profesor zwyczajny, kawaler Orderu Orła Białego. W czasie Solidarności członek władz krajowych i regionalnych, Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego w latach 1990 – 1998.