Rządząca w Polsce partia PiS wszystko, co robi, robi w jednym celu: chce utrzymać się przy władzy. To jest PiS-u program wyborczy. Ktoś może mi powiedzieć, że zdobycie władzy i jej utrzymanie to jest program wyborczy każdej partii politycznej. "Nie mam nic innego do zaoferowania jak krew, znój, łzy i pot" - powiedział Churchill, kiedy obejmował urząd premiera Wielkiej Brytanii. I nic dziwnego, że przegrał wybory po zakończeniu wojny.
Na ogół jednak zarówno pojedynczy politycy, jak i partie polityczne mają mniej lub bardziej szczegółowe wyobrażenia o tym, jak należy urządzić świat i to właśnie nazywa się "program". Nasi nie są Churchillami. Obiecują co się da, głównie jednak, że z nimi będziemy mieli cudnie. My jednak rozmawiajmy poważnie, rozważania o programach zacznijmy od spraw podstawowych, czyli gospodarki. Zasadniczy podział w sprawach gospodarczych przebiega między zwolennikami własności prywatnej i społecznej, czyli mówiąc wprost państwowej. Wybór którejś z tych dwóch możliwości nie jest tylko teoretyczny. Pociąga za sobą bardzo poważne konsekwencje praktyczne, szczegółowe rozważania zostawiam jednak na inną okazję. Natomiast moje osobiste upodobania i - co ważniejsze - doświadczenia czynią ze mnie zwolennika własności prywatnej i co za tym idzie, przeciwnika omnipotencji państwa.
Zdaję sobie sprawę, że wielu ludziom to się nie podoba. W tym, co dla mnie jest groźną dla jednostki omnipotencją państwa, ludzie ci widzą schronienie przed bezwzględnością rynku. Moim zdaniem zbyt często jest to złudne i nieskuteczne. Na eksploatacji tego rodzaju lęków populiści na całym świecie budują swoją popularność.
W Polsce PiS straszy nie tylko rynkiem. Straszy czym się tylko da: Unią Europejską, Tuskiem, imigrantami, twierdząc, że tylko obecna władza wie, jak zwalczyć te - dobrane od Sasa do Lasa – niebezpieczeństwa. Wszystko po to, by przekonać skołowany elektorat, że tylko oni, czyli PiS, są w stanie uchronić Polskę od czyhających na nią zagrożeń płynących z Zachodu. Zapewnić, że dalej cieszyć się będziemy urokami życia. Szczególnie że przecież te uroki nadeszły wreszcie, po tylu chudych latach, i w pełni nam się należą. Żadne łzy, żaden pot, żadna krew. Kocha Polak sport, to budujemy hale sportowe, kocha festyny, to robimy festyny, nie lubi pracować, to obniżamy wiek emerytalny, nie lubi, żeby zawracać mu głowę wymaganiami, to nie stawiamy wymagań. Profesor Strzembosz ujął to niedawno bardziej elegancko, mówiąc: "Kiedy ktoś staje na czele narodu, to powinien porywać za sobą najlepszych, a nie najgorszych. Ludzi ideowych, a nie szumowiny". Obecna propaganda polityczna porywa szumowiny, nakazuje gardzić elitami, a stawianie wymagań nazywa niezrozumieniem słusznych oczekiwań szerokich mas.
Kilka lat temu takie podejście - usprawiedliwiające wysokie nagrody dla członków rządu - pokazała, dziś umęczona harówką w Parlamencie Europejskim, była pani premier Beata Szydło, niegdyś skromna burmistrzyni Brzeszcz, miasteczka w Małopolsce nieopodal Oświęcimia.
PiS świetnie odczytuje potrzeby mieszkańców powiatowej Polski, chociaż - jak podejrzewam - prezes ludem tym gardzi. Podobnie jak Jacek Kurski, były szef TVP, osadzony przez Kaczyńskiego na tym stanowisku. Ta umiejętność odczytywania potrzeb społeczeństwa i zaspokajania ich bez żadnych skrupułów i bez oglądania się na następstwa różni obóz rządzący od opozycji.
Główne tuby propagandowe opozycji cieszą się z głupstw popełnianych przez PiS lub zajmują się sprawami, które obchodzą kilka procent polskiego narodu, podczas gdy reszta tego narodu kiwa się posłusznie w rytm szlagierów Zenka Martyniuka i tylko co śmielsi i odważniejsi pokpiwają z nich po kątach. Ogólnie panuje propaganda wyborcza zaprzęgnięta do utrzymania posad.
Utrzymanie posad to jest program obozu rządzącego. Popatrzmy na różne ruchy wykonywane przez PiS w ostatnich tygodniach, a łatwo zrozumiemy polską rzeczywistość polityczną. Defilada, aby przekonać naród, że władza dba o jego bezpieczeństwo, referendum z pytaniami w stylu: "co wolisz: być bogatym i zdrowym, czy chorym i biednym?". W sumie idzie o to, by społeczeństwo dalej wesolutko grillowało i nadmiernie nie zawracało głowy panującym. Mam nadzieję, że taki program nie wystarczy, ale przypuszczam, że Prezes przygotowuje się i na taką możliwość. Strach pomyśleć, co przyjdzie mu do głowy.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24