Na urodziny dostałem wspaniały prezent - wydane przez Znak "Pamiętniki" wybitnego historyka profesora Stefana Kieniewicza. Dostałem je nawet z dedykacją syna Stefana Kieniewicza, Jana Kieniewicza, też profesora i też historyka. Do tej dedykacji dopisał się kolega ze Studium Dziennikarskiego - Adam Rotfeld, który mi "Pamiętniki" ofiarował. Felieton Macieja Wierzyńskiego.
Te pamiętniki poruszyły mnie mocno, ponieważ są o pokoleniu mego Ojca. Zaledwie o rok młodszego od profesora Stefana Kieniewicza, ale uczestnika tych samych historycznych przygód. Wojny, konspiracji, Powstania Warszawskiego, niemieckiego obozu i potem tych samach dylematów: Wracać? Nie wracać? Jaką postawę przyjąć wobec nowej władzy? Jeśli współpracować, to na jakich zasadach?
Swoje credo wykłada Profesor, rozważając kwestię odwagi cywilnej, czyli - jak to określa - "wyznawania swoich poglądów bez względu na konsekwencje". W tej sprawie, pisze Stefan Kieniewicz, "uważałem, że zapytany wprost, nie powinienem się wypierać, natomiast szukać guza z własnej inicjatywy nie mam obowiązku". We wspomnieniach Profesora pojawiają się te same nazwy, znane mi z listów Ojca: amerykańska strefa okupacyjna, obóz jeniecki w Murnau, dipisi, armia Andersa. Nawet sytuacja osobista była podobna. Żona i dzieci w Polsce. I tu pojawia się poważna różnica.
Ojciec mój nie miał zamiaru wracać do podporządkowanej Związkowi Radzickiemu Polski. Kiedy stanął przed wyborem, wybrał II Korpus, czyli armię Andersa. Jakie przyświecały mu motywy, nie wiem. Mogę się tylko domyślać. Profesor natomiast pisze otwarcie: "Nie wiem czy zdołam dziś odtworzyć obiektywne motywy sprawiające, że wracałem wtedy do Polski - chyba bez wahania. Na czoło, jak mi się zdaje, wybijała się chęć połączenia z Zosią i dziećmi, poczucie odpowiedzialności za ich losy. Istniała rzecz jasna alternatywa: ściągnięcie rodziny do siebie (…) Dziękowała mi Zosia po latach, że wtedy nie żądałem od niej, by jechała z dziećmi w świat. A i dzieci, jak mi się zdaje, są rade, że mogły pozostać Polakami w Polsce".
Mój ojciec też chyba się nie wahał, dokonując radykalnie innych wyborów. Poszedł do Andersa, bo był przekonany, że wojna się nie skończyła. Starał się moją matkę, siostrę i mnie ściągnąć do siebie. Próbowaliśmy uciekać z Polski i tylko dobrotliwa naiwność czeskich policjantów uratowała nas przed więzieniem. Po kilku niedanych próbach wyciagnięcia nas na Zachód, ojciec wrócił. Chyba żałował, że się nie udało. Profesor niczego nie żałował. Niestety nigdy o tym nie rozmawiałem z Ojcem.
Raz tylko zdecydowałem się szukać u niego rady. W kilka dni po wprowadzeniu stanu wojennego był u Ojca kolega z czasów wojennej konspiracji, wtedy poprosiłem o radę. Chciałem, by ojciec powiedział mi, które z jego wojennych doświadczeń da się zastosować w walce z władzą stanu wojennego. Uchylił się od odpowiedzi. Podobnie jego gość. Nota bene gość ojca konspirował również po wojnie i nawet z tego powodu trafił do więzienia. On też nie był pewien, czy jego doświadczenia przydadzą się nam na cokolwiek, a może po prostu nie chciał nas narażać.
Wiele lat później, po śmierci Ojca, moja siostrzenica, porządkując papiery Ojca, czyli jej dziadka, znalazła relacje z Powstania Warszawskiego. Ojciec do spółki ze starszym rangą kolegą Wackiem Chojną opisali dzień po dniu, jak walczyło w powstaniu Zgrupowanie "Radosław". Ojciec nigdy mi tego nie pokazał, ale pamiętam, jak przepisywał tę notatkę na maszynie w kilku kopiach na zielonej bibułce, tzw. przebitce. Kiedy czytałem te zapiski pierwszy raz, pomyślałem - i do dziś są to jedynie moje domysły - dlaczego ojciec nie chciał ze mną o tym rozmawiać? Wychowywał mnie w kulcie Powstania, patriotycznego zrywu, zasługującego na najwyższy podziw, co jest prawdą, lecz zrywu, który poniósł klęskę z winy nielojalnych aliantów, co też jest do pewnego stopnia prawdą. Przez to zaś, co beznamiętnie i rzeczowo napisali mój Ojciec razem z Wackiem Chojną, przezierał niedostatek przygotowania wojskowego i niezrozumienie rozpaczliwego braku koniunktury politycznej. Jednym słowem - walka bez szans na zwycięstwo. Przypuszczam więc, że Ojciec nie chciał, aby lektura jego wspomnień współbrzmiała z antypowstańczą propagandą, pchaną nam do głów w szkole.
Wspomnienia Stefana Kieniewicza uderzają uczciwością, bezstronnością, brakiem jakiegokolwiek tendencyjnego zadęcia. Są, jak to się dziś modnie mówi, "szczere do bólu". Także pod tym względem uczą, że warto posłuchać starszych.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24