Ta historia wydarzyła się naprawdę, choć brzmi tak, jakby wymyślił ją autor popularnych kryminałów Borys Akunin: niby banalna sprawa, pan zabija panią i stara się ukryć ślady zabójstwa. Gdy jednak okazuje się, że zabójcą jest 63-letni naukowiec gwiazdor, ofiarą jego studentka i kochanka, która we śnie dostaje cztery strzały w głowę ze stylizowanej broni, a rzecz dzieje się w Petersburgu w sąsiedztwie domu, przedstawionego jako miejsce mordu w "Zbrodni i karze", banalnie być przestaje.
Luty 2018 roku. III Bal Bonapartystów w Erfurcie zgromadził miłośników i znawców epoki Napoleona Bonapartego. Miasto słynie z tego, że w 1808 roku odbył się w nim zjazd, podczas którego spotkali się ówcześni władcy Francji i Rosji - cesarz Napoleon i car Aleksander.
Wśród gości wyróżnia się niski mężczyzna w generalskim mundurze: śpiewa pieśni żołnierzy napoleońskich, wygłasza przemowy i zachowuje się jak gospodarz wieczoru. To Oleg Sokołow, historyk z Uniwersytetu w Petersburgu, znany naukowiec i autor wielu popularnonaukowych książek o Napoleonie. Na nagraniach z balu często widać go w towarzystwie młodej kobiety o ciemnych włosach i subtelnej urodzie, którą nazywa Isabel. Dziewczyna uśmiecha się olśniewająco. Docent Sokołow i Isabel wirują, tańcząc walca. Isabel w rzeczywistości nazywa się Anastazja Jeszczenko i jest doktorantką Olega Sokołowa. Od kilku lat są parą. Niemal dwa lata później docent zamorduje ją czterema strzałami z obrzyna, odetnie jej głowę i rozczłonkuje ciało, a jego części będzie usiłował utopić w płynącej przez Petersburg rzece Mojce.
Mojka
Listopadowe poranki w Petersburgu, mieście zwanym Wenecją Północy, nie należą do przyjemnych. Porywisty wiatr, deszcz i duża wilgotność powietrza sprawiają, że na ulicach pojawiają się tylko pracownicy służb porządkowych i taksówkarze, czekający na opuszczenie słynnych zwodzonych mostów. Gdy 9 listopada jeden z taksówkarzy widzi, że do Mojki wpada człowiek, od razu zatrzymuje się i wzywa pomoc. Wkrótce służby wyławiają z rzeki pijanego, wychłodzonego i ledwo przytomnego starszego mężczyznę. Obok znajdują plecak i zakładają, że jest własnością wyciągniętego. Starszy pan sprawia wrażenie zszokowanego i nie potrafi powiedzieć, jak się nazywa. Wtedy, w poszukiwaniu dokumentu tożsamości, pielęgniarki otwierają plecak. Zawartość jest szokująca: dwie kobiece ręce, odcięte na wysokości łokci, oraz pistolet traumatyczny.
Okazuje się, że mężczyzna to 63-letni Oleg Sokołow, docent Uniwersytetu w Petersburgu. Policja rusza do jego mieszkania. W pierwszej chwili nic nie przykuwa ich szczególnej uwagi. Dopiero w szafie w jednym z pomieszczeń policjanci znajdują zawinięte w plastikowe worki szczątki młodej kobiety. Brakuje kończyn dolnych, odcięta głowa leży oddzielnie.
Szybko ustalono, że ciało należy do 24-letniej Anastazji Jeszczenko, studentki i doktorantki Sokołowa, która pod okiem docenta pisała rozprawę o czasach napoleońskich. Została zamordowana w nocy z 7 na 8 listopada. Oleg Sokołow schował jej ciało w szafie. W ciągu dnia kupił piłę i rozczłonkowywał ciało, w międzyczasie podejmując gości, którzy odwiedzili go wieczorem 8 listopada.
Wiadomość z Petersburga lotem błyskawicy obiegła nie tylko rosyjskie, ale też światowe media. Okazuje się bowiem, że naukowiec jest znany w środowisku historyków, często udzielał się w filmach dokumentalnych jako konsultant do spraw wojskowości, a jego pasją są rekonstrukcje bitew, podczas których wcielał się w napoleońskiego generała.
Prasa co i rusz kreśli rysy osobowości i zdradza osobliwości wyróżniające docenta Sokołowa. Szybko okazuje się, że ten barwny naukowiec ma też swoją ciemną stronę, o której od dawna wiedziało jego otoczenie. Nic z tym jednak nie zrobiło.
Docent
Oleg Sokołow urodził się w 1956 roku w rodzinie tradycyjnie, po leningradzku, wykształconej i inteligenckiej. Jego rodzice, Ludmiła i Walerij, wciąż żyją, choć są schorowani i prawie nie wychodzą z domu. Ojciec był marynarzem marynarki wojennej, matka nauczycielką.
Oleg ukończył najpierw studia inżynierskie, później jednak odkrył w sobie zamiłowanie do historii i w 1984 roku ukończył wydział historii Uniwersytetu Leningradzkiego im. Żdanowa (obecnie Petersburski Uniwersytet Państwowy). Był pierwszym w ZSRR twórcą stowarzyszenia rekonstruktorów bitew historycznych, uwielbiał wcielać się w role dowódców wojskowych, chętnie udzielał konsultacji twórcom filmów historycznych i dokumentalnych. Obracał się też w środowisku znanych petersburskich polityków, współpracując m.in. z ministrem kultury Federacji Rosyjskiej Władimirem Miedinskim, który dotował organizowane przez Sokołowa "wojskowo-historyczne show".
Dzięki współpracy z naukowcami z Francji często był zapraszany na gościnne wykłady, na przykład na Sorbonę. Został odznaczony francuską Legią Honorową i pracował między innymi w ISSEP - wyższej szkole w Lyonie, założonej przez Marion Maréchal Le Pen – byłą deputowaną i siostrzenicę Marine Le Pen (władze szkoły na wieść o tragedii w domu nad rzeką Mojką oświadczyły, że pozbawiają docenta stanowiska w radzie naukowej, złożyły też kondolencje rodzinie ofiary).
Charyzmatyczny i pomysłowy Oleg Sokołow szybko roztoczył wokół siebie nimb geniusza, który od niechcenia pisze książki popularnonaukowe (w Polsce wyszły cztery jego pozycje, między innymi wysoko oceniane przez czytelników portalu lubimyczytać.pl "Austerlitz. Śmiertelne zmagania Francji z Europą i Rosją" oraz "Napoleon, Aleksander i Europa 1806-1812"). Jako jeden z pierwszych już w czasach ZSRR organizował rekonstrukcje XIX-wiecznych bitew, na przykład bitwy pod Borodino, a na wykładach z pomocą swoich asystentów demonstrował pojedynki rycerzy w średniowiecznych zbrojach, żeby udowodnić, że mitem są opowieści o tym, iż w tak ciężkim stroju nie byli w stanie walczyć.
W jednym z nagrań dostępnych w sieci Oleg Sokołow tak tłumaczy swoje zamiłowanie do historii: "W wieku dziewięciu lat przeczytałem 'Trzech muszkieterów' Dumasa, ta książka była przełomem w moim życiu. Jako 15-latek sam nauczyłem się francuskiego. Jako 19-latek po raz pierwszy przymierzyłem mundur. Od tej chwili w moim życiu istnieją cztery sprawy: szable, konie, miłość i wojna. Zrozumiałem wtedy, że najważniejsze jest to, by ludzie zachowywali się tak, jak nakazuje im honor munduru. Być rycerzem – oto moje powołanie".
Jego asystenci i uczestnicy organizowanych przez niego rekonstrukcji mówili do niego "Sire - Wasza Wysokość", tak jak mawiano do Napoleona. Sam Sokołow w wywiadach skromnie podkreślał, że nie pozwala sobie na noszenie stroju Napoleona – "zostałbym uznany za niepoczytalnego, choć do tego człowieka najbliżej mi duchowo. A tytułem sire nazwał mnie ktoś z podwładnych i wszyscy tę nazwę podchwycili".
Niezdrowe fascynacje
Jednocześnie tu i tam pojawiały się opowieści o zamiłowaniu naukowca do młodziutkich studentek, które zachęcał do zakładania na egzamin krótkich spódniczek i głębokich dekoltów – wtedy otrzymywały zaliczenie niezależnie od poziomu odpowiedzi. Jak wspomina w rozmowie z gazetą "Moskowskij Komsomolec" jeden z jego byłych uczniów, Sokołow prowadził zajęcia o historii Petersburga w akademii baletowej i zapraszał nieletnie uczennice do swojego domu "na szampana", zachęcał je też do udziału w organizowanych przez siebie balach w kostiumach z epoki napoleońskiej.
Zresztą pierwsza żona Olega Sokołowa była jego uczennicą. Poznali się, gdy ona miała 14, a on 32 lata, pobrali, gdy ona skończyła szkołę średnią. Małżeństwo się rozpadło, a w 2002 roku kobieta zmarła na raka – opowiedziała o tym w wywiadzie dla telewizji 5-tv.ru jej koleżanka z klasy.
- Sokołow zachowywał się wobec nas frywolnie. Czuł się bardzo ważny, miał wybujałe ego, a wszelkie sugestie, że ktoś może nie być nim zachwycony, traktował z agresją – mówiła kobieta, która wolała zachować anonimowość.
Głośno było też o konfliktowości naukowca – potrafił krzyczeć na studentów podczas wykładu za wyrażenie najmniejszych wątpliwości wobec treści czy tez stawianych w jego pracach. Nie znosił polemiki – mówią teraz jego studenci. Rok temu głośno było o awanturze, która wywiązała się podczas otwartego wykładu Sokołowa. Jeden ze studentów zapytał docenta o zarzuty w sprawie plagiatu, jakiego miałby się dopuścić naukowiec, korzystając z książek historyka, reżysera i pisarza Jewgienija Ponasienkowa, z którym od lat był skonfliktowany. Ciekawski student został wyciągnięty z wykładu przez asystentów, "świtę" Sokołowa, i pobity na oczach innych uczestników wykładu.
Okazało się też, że egocentryczny docent już w młodości pałał chęcią dowodzenia, jednak nie na tyle, by brać na siebie odpowiedzialność za swoje decyzje. W 1981 roku w wyniku błędnych poleceń, które wydawał podczas zdjęć do serialu o czasach Piotra I pt. "Młoda Rosja", zatonął okręt, który "grał" w filmie. W tym wypadku zginął 30-letni uczony, biolog Władimir Sorokin. Sprawą zainteresowała się prokuratura. Olega Sokołowa, po interwencji ojca marynarza, skazano na niewielki wyrok w zawieszeniu. Docent nawet nie poprosił rodziny zmarłego o wybaczenie.
Dzięki dotacjom i współpracy z zagranicznymi uczelniami i filmowcami Sokołowa stać było na mieszkanie w samym centrum Petersburga – na Nabrzeżu Rzeki Mojka 82. Co ciekawe, dom sąsiaduje z kamienicą uwiecznioną przez Fiodora Dostojewskiego w "Zbrodni i karze" – to tam ubogi student Rodion Raskolnikow zamordował staruchę lichwiarkę i jej młodszą siostrę. Dziwnym trafem tuż obok mieści się petersburski Główny Urząd Śledczy ds. Miasta.
Zresztą w centrum Petersburga każdy metr kwadratowy powierzchni to jakaś historia. Tuż obok mieści się Pałac Jusupowów nad Mojką, w którym w grudniu 1916 roku zamordowano Grigorija Rasputina. To właśnie w pobliżu tego pałacu Oleg Sokołow usiłował wyrzucić plecak z kończynami Anastazji Jeszczenko.
Studentka
Gdy media podały informację o makabrycznej zbrodni w Petersburgu, internauci natychmiast wykopali artykuł, który ukazał się w gazecie "Moskowskij Komsomolec" w 2018 roku, o innej studentce i kochance Olega Sokołowa. Dziesięć lat wcześniej złożyła ona na milicji doniesienie w sprawie dotkliwego pobicia, którego miał dopuścić się naukowiec. "Chciałam od niego odejść, pojechałam do wynajmowanego przez niego moskiewskiego mieszkania po swoje rzeczy. Pierwotnie nie chciałam się z nim spotykać, tylko zabrać swoje rzeczy pod jego nieobecność. Jednak przekonał mnie, żebyśmy się rozstali w sposób cywilizowany. Gdy weszłam, udał, że chce mi pomóc zdjąć futro, i rzucił się na mnie od tyłu, związał ręce, przywiązał do krzesła, przybliżał do twarzy rozgrzane żelazko i bił przez co najmniej godzinę, grożąc, że mnie zabije i zakopie na pobliskiej budowie" – przytacza oświadczenie studentki "Moskowskij Komsomolec".
Tożsamość kobiety nie została ujawniona. Z jej oświadczenia wynika, że Sokołow dusił ją skórzanym pasem, jednak w chwili, gdy zaczęła tracić przytomność, powstrzymał się i w końcu wypuścił. Sprawa nie znalazła swojego finału w sądzie. Okazało się zresztą, że studentka była partnerką Sokołowa jeszcze przez rok od dnia pobicia.
Możliwe, że wtedy zadziałały też szerokie koneksje Sokołowa z władzami Moskwy. W owym czasie docent był konsultantem biznesmena i milionera Wiktora Baturina, posiadacza największej na świecie prywatnej kolekcji artefaktów epoki napoleońskiej, który – szczęśliwym dla Sokołowa trafem – jest też bratem żony Jurija Łużkowa, ówczesnego wszechwładnego mera Moskwy.
Zresztą nawet teraz, gdy sam docent Oleg Sokołow przyznał się do popełnienia zbrodni, wielu z jego dawnych współpracowników z kręgów rekonstruktorskich wciąż uważa, że naukowiec jest niewinny, a w sprawę został wrobiony i wziął na siebie winę kogoś innego. – Nie byłby zdolny do takiego czynu, on by muchy nie skrzywdził – bronią go członkowie "świty".
Okazuje się jednak, że Sokołowowi zdarzało się krzywdzić inne stworzenia, o czym donieśli na przykład współorganizatorzy rekonstrukcji historycznych z Francji i Hiszpanii. Gazeta "Argumienty i Fakty" poinformowała, że podczas jednej z "bitew" docent doprowadził do śmierci jednego z koni, a wiele innych zwierząt, po organizowanych przez niego inscenizacjach, musiało przechodzić długie leczenie z powodu licznych ran i urazów, których doznawały w trakcie "walk".
"Za bardzo wczuwał się w rolę dowódcy, wtedy nie widział świata poza bitwą i nie liczył się z nikim i z niczym" – napisał na forum dla miłośników rekonstrukcji historycznych napoleon1er.net jeden z użytkowników o nicku General Colbert. Inni internauci wspominają, że w ostatnich latach Sokołowa niechętnie zapraszano, ponieważ nie znał umiaru w piciu alkoholu i zazwyczaj "pił przez trzy dni, czwartego dnia spadał z konia, a później wymagał pomocy lekarzy".
Józefina
Od pięciu lat w wyprawach na rekonstrukcje i konferencje towarzyszyła mu asystentka, która skromnie siedziała przy rzutniku i prezentowała slajdy. Obecna jest niemal na wszystkich zdjęciach z ostatnich wykładów docenta Sokołowa. To właśnie Anastazja Jeszczenko, studentka i doktorantka, z którą Oleg Sokołow od pięciu lat był w związku. Mówił na nią Isabel, ona swój profil na Facebooku opatrzyła obrazem Jacques'a-Louisa Davida "Koronacja Napoleona", na którym przedstawiono koronację Józefiny przez samego Bonapartego.
Ze zdjęć dostępnych w sieci spogląda dziewczyna jakby żywcem wyjęta z XIX wieku. Na większości z nich jest ubrana w stroje z epoki - długie suknie albo mundur żołnierza armii napoleońskiej.
Nie mówiła zbyt wiele o związku z docentem Sokołowem, on zaś nie krył tej relacji, ale też nie traktował jej ze szczególną atencją. Potrafił być nieprzyjemny i zimny.
W wywiadzie dla popularnego talk-show "Andriej Małachow. Na żywo" matka Olega Sokołowa mówiła, że nie pochwalała związku syna z młodą doktorantką.
- Mówił, że ona jest porywcza, on też, a ja mu na to, że w takim razie nie powinni być razem, że potrzebna mu dziewczyna, która o niego zadba. Mówił, że ta dziewczyna była bardzo zazdrosna o jego córki z poprzedniego małżeństwa (mają obecnie 7 i 12 lat – red.) i wpadała we wściekłość, gdy planował spędzić z nimi cały dzień – twierdzi Ludmiła Sokołowa.
Znajomi dziewczyny postrzegali jednak charakter Anastazji inaczej.
- Była nieśmiałą, ale bardzo pracowitą i mądrą dziewczyną, ambitną i dążącą do celu – mówią o niej koledzy z wydziału historii petersburskiego uniwersytetu.
Wiadomo, że pochodziła z niewielkiej miejscowości w Kraju Krasnodarskim. Jej ojciec jest trenerem hokeja, matka pracuje w MSW. Z wyróżnieniem skończyła szkołę średnią i studia, pomagała Sokołowowi opracowywać jego monografie i inne prace naukowe, udzielała korepetycji i pisała doktorat na temat czasów napoleońskich.
Na pytanie, czy kochała docenta Sokołowa, jeden z jego współpracowników Dmitrij Batuszkin stwierdził: - Wątpię, że między nimi wybuchło silne uczucie. Dziewczyna przyjechała z prowincji, chciała w ten sposób "umocować się" w Petersburgu. A Sokołow wykorzystał sytuację. To był wygodny układ dla obojga.
Po odnalezieniu ciała Anastazji, w miarę jak do prasy wyciekały kolejne drastyczne szczegóły zabójstwa, w mediach rozgorzała dyskusja nie tylko o tym, jaką odpowiedzialność powinien ponieść zabójca (obrona oświadczyła, że będzie domagać się nadzwyczajnego złagodzenia kary, ponieważ docent działał w afekcie - gdyby sąd przystał na taką kwalifikację czynu, naukowiec mógłby wyjść na wolność już po kilku latach), ale też o tym, że gdyby Oleg Sokołow poniósł karę za swoje poprzednie działania (pobicie studentki w 2008 roku, namawianie swoich "adiutantów" do pobicia studenta podczas wykładu) nie czułby się tak bezkarny, a samą Anastazję można by uratować przed związkiem z człowiekiem, który nie potrafił zapanować nad emocjami.
Działaczki nielicznych w Rosji organizacji kobiecych i dziennikarki feministki podnoszą też kwestię podległości i zależności wynikających z relacji studentka – wykładowca.
"Wszystkie te żarciki, podszczypywania, uśmieszki, łapanie za różne części ciała i opowieści, że za głęboki dekolt i krótką spódniczkę dostanę zaliczenie bez potrzeby uczenia się – sama przeżywałam te upokorzenia na wydziale historii uniwersytetu w Petersburgu zaledwie kilka lat temu, a władze wydziału, mimo wielokrotnych skarg na wykładowców, nic z tymi informacjami nie zrobiły" – pisze jedna z dziennikarek Radia Swoboda.
Tymczasem Władimir Żyrinowski, kontrowersyjny polityk, przewodniczący Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji, w programie Andrieja Małachowa stwierdził, że bardzo mu szkoda młodej dziewczyny i jej rodziców, ale do pewnego stopnia rozumie sytuację: "praca naukowca jest bardzo ciężka i wyczerpująca, a studenci w obecnych czasach są inni - konfliktowi, nieposłuszni".
Oleg Sokołow czeka na pierwszą rozprawę. Na razie, zalewając się łzami, obwinia Anastazję o to, że sama go sprowokowała do morderstwa, rzucając się na niego z nożem (śledczy ustalili, że zginęła we śnie), a z pięknej istoty, z powodu zazdrości, przemieniła się w potwora.
Pierwszą rzeczą, o którą poprosił adwokatów, były okulary i książki historyczne. – Jako naukowiec nie mogę siedzieć bezczynnie, muszę pracować, inaczej zwariuję – mówi Sokołow na jednym z nagrań, udostępnionych przez rosyjski Komitet Śledczy. Wszystkie placówki naukowe, z którymi współpracował, zerwały jednak umowy z Sokołowem, a wzmianki o nim zniknęły m.in. ze stron Uniwersytetu Synergia i Rosyjskiego Stowarzyszenia Wojskowo-Historycznego.
Na jaw wychodzi coraz więcej szczegółów feralnej nocy z 7 na 8 listopada. Anastazja chciała pójść na urodziny kolegi, Sokołow miał jej tego zabraniać. Po ostrej kłótni zadzwoniła do brata, powiedziała o konflikcie, dodała też, że jest zdenerwowana i podejmie następne decyzje rano. Według wstępnej wersji śledczych Anastazja została zamordowana we śnie czterema strzałami w głowę z obrzyna TOZ-17, stylizowanego na pistolet z XIX wieku.
Co ciekawe, podczas poszukiwań szczątków dziewczyny w rzece Mojka na dnie znaleziono ludzką czaszkę. Tabloidy niemal obwołały Sokołowa seryjnym zabójcą, ale szybko okazało się jednak, że to pomoc naukowa, którą prawdopodobnie wynieśli z zajęć medycy żartownisie.
Tymczasem wielbiciele naukowca (obecnie jest ich 274) utworzyli na portalu change.org petycję o uwolnienie docenta. W sieci określają się jako "Jesteśmy Oleg Sokołow", nawiązując w ten sposób do akcji "Je suis Charlie" po ataku terrorystów na redakcję paryskiego tygodnika satyrycznego. Niektórzy z nich uważają, że Anastazja została docentowi "podsunięta" przez liberałów, by doprowadziła szanowanego człowieka do szaleństwa.
I tylko Jewgienij Ponasienkow zaciera ręce. Ten ekscentryczny uczony uznał, że nadszedł jego czas na chodzenie po mediach i chwalenie się, że od lat ostrzegał, iż docent Sokołow to człowiek niebezpieczny i nie do końca poczytalny.
Zapowiada, że napisze o tym książkę w "czysto petersburskim stylu".
Autor: Agnieszka Szypielewicz