- Akcja nie zostanie zakończona, dopóki nie będzie pewności, że nie ma tam żywego człowieka - mówił na antenie ekspert ratownictwa specjalistycznego Przemysław Rembielak o tym, co dzieje się w Cieszynie. Z drugiej strony podkreślał, że to nie będzie szybka akcja, bo musi być prowadzona bardzo ostrożnie.
Na miejscu katastrofy budowlanej na ulicy Głębokiej w Cieszynie, gdzie w niedzielę rano zawaliła się kamienica, pracuje około 30 zastępów straży pożarnej. Ponieważ w gruzowisku mogą być dwie osoby, działa tam specjalistyczna grupa poszukiwawczo - ratownicza z Jastrzębia-Zdroju z psami ratowniczymi.
Dlaczego nie weszli na gruzowisko od razu?
Zawodowy strażak Przemysław Rembielak z Poznańskiej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej, z ponad 20-letnim doświadczeniem, 50 misjami zagranicznymi na koncie, wyjaśniał na antenie TVN24, że na miejscu zawsze gromadzi się dużo sił, po to by wymieniać ratowników. Natomiast na samym gruzowisku powinna być minimalna liczba ludzi, tylu ilu potrzeba, ponieważ jednym z elementów takiej akcji jest bezpieczeństwo miejsca
- To miejsce jest niebezpieczne, w związku z tym nie powinno się tam wprowadzać strażaków, a jednoczenie dwie osoby zaginione są sygnałem do tego, że trzeba ich wprowadzać - mówił Rembielak.
Eksplozja demoluje konstrukcję
Ratownicy z Jastrzębia są fachowcami w dziedzinie stabilizacji konstrukcji i tym, zdaniem Rembielaka, w pierwszej kolejności zajmą się w Cieszynie. W zawalonej kamienicy wciąż wiszą elementy, które mogą spaść na głowę podczas akcji trzeba je wyburzyć.
Jak mówił Rembielak, wybuch gazu demoluje konstrukcję budynku. - Zwykły pożar wypala konstrukcję, osłabiona może się zawalić. Eksplozja demoluje elementy konstrukcyjne, wyrywa kotwy, zwala belki stropowe.
Oznacza to, że kamienica może dalej się osuwać i zagrożone są sąsiednie budynki.
Zaletą w akcji na Głębokiej, według eksperta, jest fakt, że ściana frontowa zwaliła się na wstępnym etapie, bo nie zaskoczy ratowników nagłym powaleniem. Ale pozostałe mury także mogą runąć - z powodu obciążenia wodą, laną w czasie akcji gaśniczej.
Ekspert zaznaczył, że "strefa zagrożenia rozciąga się kilkadziesiąt metrów wokół gruzowiska, bo na taką odległość mogą lecieć odłamki cegieł" dwu-trzykondygnacyjnego budynku.
Trzeba usunąć wtórne zagrożenia, odłączyć gaz - wyliczał ekspert. Ale nie wystarczy zakręcić zawór, który może być oddalony od kamienicy, gaz nadal może zalegać w rurach, wydobywać się na gruzowisku i nasilać niebezpieczeństwo
Nos psa, drony, tachimetry
Dopiero po zabezpieczeniu gruzowiska można wejść na nie z psem ratowniczym, który powinien lokalizować osoby żywe. Nie osoby martwe, które można wyciągać na końcu. - Pies to niezastąpione narzędzie ratownicze. Takiego nosa jak ma pies, nie ma żadne elektroniczne urządzenie - mówił ekspert.
Jakie urządzenia mogą być użyte w akcji ?
Drony - do oglądu sytuacji z góry, z bliska. Ale nie dadzą dobrego obrazu w zadymieniu. Dlatego używa się dronów z kamerami termowizyjnymi.
Tachimetry - do mierzenia odchylenia konstrukcji budowlanych od pionu, pokazują czy budynek dalej się odchyla, nawet o mikrony i powoduje zagrożenie. - Jeśli coś się zaczyna walić, wszyscy muszą uciec stamtąd - mówił ekspert.
- Ta akcja nie będzie postępować bardzo szybko, tylko bardzo ostrożnie, dlatego że pośpiech może kosztować życie następne osoby - podkreślał strażak.
Ratownicy pójdą krok po kroku, żeby dotrzeć w każde miejsce i dokładnie je sprawdzić. Będą inaczej ubrani, niż strażacy, którzy gasili ogień. Ich rynsztunek nie może być ciężki, hełmy nie mogą zasłaniać uszu, muszą się słyszeć nawzajem, słyszeć pękanie drewnianych elementów. Buty muszą mieć wygodne, trekkingowe. Wyposażeni są zwykle w kamery wziernikowe, cienkie, z własnym oświetleniem, którymi mogą zajrzeć w najmniejsze szczeliny.
- Akcja nie zostanie zakończona, dopóki nie będzie pewności, że nie ma tam żywego człowieka - podkreślał Rembielak.
Ratownicy używają saperek, łopat, łomów. Pracują ręcznie, z goglami na oczach, które osłaniają ich przed odpryskami. Ciężki sprzęt wprowadzany jest na gruzowisko na sam koniec, kiedy wiadomo już, że nie ma tam osób żywych.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24