Drugą noc trwały w Louisville, w amerykańskim stanie Kentucky, protesty po oczyszczeniu z zarzutów policjantów, którzy w marcu mieli przyczynić się do śmierci Afroamerykanki Breonny Taylor. 24 demonstrantów zostało zatrzymanych.
Zatrzymani trafili do aresztu, ponieważ "uczestniczyli w nielegalnym zgromadzeniu odbywającym się po godzinie policyjnej wprowadzonej w Louisville w środę i niszczyli mienie publiczne". W policyjnym komunikacie napisano również, że zatrzymani zachowywali się agresywnie: wybijali witryny w restauracjach i sklepach, demolowali autobusy komunikacji miejskiej, odpalali race i próbowali dokonać podpaleń.
Fala protestów, jaka od dwóch dni przetacza się przez Louisville mimo godziny policyjnej - stan wyjątkowy w tym mieście ma obowiązywać do końca weekendu, została wywołana decyzją wielkiej ławy przysięgłych w środę o oczyszczeniu dwóch policjantów z zarzutów przyczynienia się w marcu do śmierci Breonny Taylor. Z trójki policjantów, którzy w marcu weszli do mieszkania 26-letniej pracownicy medycznej, gdzie doszło do fatalnej w skutkach strzelaniny, tylko jeden usłyszał zarzut nieuzasadnionego stworzenia sytuacji zagrożenia życia, przy czym nie dla samej Taylor, a dla jej sąsiadów. Dwaj inni zostali uwolnieni z zarzutów.
26-letnia Taylor została w marcu zastrzelona przez policję we własnym mieszkaniu. Trzech funkcjonariuszy weszło do środka na mocy nakazu sądowego, który nie wymagał pukania do drzwi. Miało to związek z walką z nielegalnym obrotem narkotykami. W ocenie policji jeden z mężczyzn podejrzanych o sprzedaż narkotyków wykorzystał mieszkanie Taylor do odbioru paczek. Taylor i jej chłopak Kenneth Walker leżeli w łóżku, gdy tuż po północy policja wyłamała drzwi. Mężczyzna, obawiając się intruzów, chwycił za broń i według policji ranił jednego z trzech funkcjonariuszy. Wywiązała się strzelanina, w której pięć kul trafiło Taylor.
Według słów prokuratora stanowego Daniela Camerona śledztwo udowodniło, że funkcjonariusze z policji stanowej w Kentucky działali w obronie własnej i to było podstawą uwolnienia ich od zarzutów. Obciążono jedynie funkcjonariusza, który ostrzelał mieszkanie sąsiadów Taylor. Jak podkreślają miejscowe media, śledztwo dotyczące tragicznego incydentu wciąż trwa. Postępowanie prowadzi FBI.
Fala protestów
Zajścia po wyroku ławy przysięgłych miały od razu gwałtowny charakter. W środę wieczorem podano, że dwóch funkcjonariuszy zostało postrzelonych podczas zamieszek. W kolejnym dniu protesty przybrały zróżnicowane formy. Podczas gdy jedni uczestniczyli w marszach i wiecach nawołujących do ukrócenia brutalności policji wobec ludności afroamerykańskiej, inni przynosili kwiaty i zapalali świece w miejscu upamiętniającym Taylor w śródmieściu Louisville. Mieszkańcy i media nazywają to miejsce "Skwerem Niesprawiedliwości".
Wydarzenia w Louisville, choć wywołane bezpośrednio decyzją sądu, wpisują się w trwające od wielu miesięcy protesty odbywające się pod hasłem "Black Lives Matter". W czwartek akcje protestacyjne odbyły się m.in. w Filadelfii, Nowym Jorku, Rochester, Portland i Los Angeles. W Portland w stanie Oregon, które stało się areną najgwałtowniejszych akcji protestacyjnych, w czwartek doszło do podłożenia ognia pod siedzibą związku zawodowego policji. W Los Angeles w grupę protestujących wjechał w nocy z czwartku na piątek samochód, jedna osoba jest lekko ranna.
Śmierć Breonny Taylor, obok zabójstwa pod koniec maja czarnoskórego George'a Floyda, przyczyniła się w USA do fali antyrasistowskich protestów, w których domagano się zaprzestania stosowania przesadnej przemocy przez amerykańskie siły bezpieczeństwa.
Źródło: PAP