Sobota była trzecim dniem protestów przeciwko decyzji zależnego od PiS Trybunału Konstytucyjnego, który uznał za niezgodne z konstytucją prawo do aborcji z powodu trwałych i nieodwracalnych wad płodu. Ludzie wyszli na ulice wielu polskich miast. Reporterzy TVN24 rozmawiali z uczestnikami protestów.
Zdominowany przez sędziów powołanych przez PiS Trybunał Konstytucyjny orzekł w czwartek o niezgodności z polską konstytucją prawa do aborcji w przypadku ciężkiego upośledzenia płodu. Orzeczenie zapadło większością głosów. Zdanie odrębne złożyło dwóch sędziów: Piotr Pszczółkowski i Leon Kieres.
Po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w wielu miastach Polski na ulicę wyszli przeciwnicy zmian w prawie dotyczącym aborcji.
"Lekarz powiedział mi, że córka będzie mocno upośledzona"
Protesty były kontynuowane w wielu miejscach kraju również w sobotę. Część z nich odbyła się w ciągu dnia, a część - w godzinach popołudniowych i wieczornych. Najliczniej protestowali mieszkańcy większych aglomeracji takich jak: Warszawa, Gdańsk, Kraków, Katowice, Wrocław, Poznań, Łódź czy Białystok. Z uczestnikami tych wystąpień rozmawiali reporterzy TVN24.
- Uważam, że ten wyrok był haniebny, że to, co w tej chwili się w Polsce dzieje, to ręka podniesiona na wszystkie kobiety - mówiła uczestniczka protestu w Białymstoku.
Kolejna z protestujących powiedziała, że przez wyrok Trybunału Konstytucyjnego "kobiety zostały zdradzone i potraktowane w bestialski sposób".
- Dwa lata temu, kiedy byłam w 17. tygodniu ciąży, lekarz powiedział mi, że jeśli moja córka dożyje porodu, będzie bardzo mocno upośledzona, albo najprawdopodobniej będzie "warzywem". A jeśli nie dożyje porodu, najprawdopodobniej zabierze ze sobą siostrę - mówiła łamiącym się głosem kolejna kobieta w rozmowie z reporterką TVN24. Jak przyznała, zdecydowała się na donoszenie ciąży. - Mijają dwa lata, a to wciąż jest naprawdę bardzo ciężkie - dodała.
"Czuję wściekłość, smutek i przerażenie"
Wielu protestujących podkreślało, że pomimo ograniczeń związanych z pandemią swój sprzeciw należy wyrażać głośno, na ulicy.
- W końcu przyszedł czas, żeby powiedzieć dość, kiedy mniejszość fundamentalna chce narzucać swoje prawa - mówił jeden z uczestników protestu w Poznaniu.
- Czuję wściekłość, smutek, przerażenie. Czuję, że gdzieś musi znaleźć ujście. Na tyle, ile jest to możliwe teraz, w pandemii, w sposób w miarę bezpieczny i pokojowy chce się wyjść i pokazać, że się nie zgadza na to, co się wydarzyło - powiedziała kolejna uczestniczka poznańskiej manifestacji.
Do manifestacji doszło także w Łodzi. Protestujący spotkali się w południe koło Pasażu Schillera. Akcję zorganizowały Łódzkie Dziewuchy Dziewuchom.
- Nie godzę się na to, aby ktoś odbierał moje prawa, fundamentalne prawa, które powinny być dla wszystkich kobiet. Oczekuję wolnego wyboru, a nie tego, że ktoś będzie decydować o mojej przyszłości i moim życiu - powiedziała uczestniczka łódzkiego protestu. Inna zwróciła uwagę, że czas, w którym władza zdecydowała się na kontrowersyjną zmianę prawa, nie jest przypadkowy.
- To jest bardzo niesprawiedliwe, że w momencie, kiedy jest duże ograniczenie możliwości protestowania, są akceptowane takie decyzje - mówiła.
Źródło: TVN24