Kierownictwo ABW za rządów PiS było nad wyraz hojne dla... siebie. Lekką ręką pięć razy do roku przyznawało sobie i funkcjonariuszom nagrody. Nie za osiągnięcia, ale tylko dlatego, że w budżecie była wolna gotówka. Szczególną premię - 18 tysięcy złotych - dostał szef ABW Bogdan Święczkowski - pisze "Dziennik". A wszystko z okazji 87. rocznicy Bitwy Warszawskiej.
Wniosek o uznaniową premię dla Święczkowskiego napisał jego zastępca Marek Wachnik. Pismo do premiera Jarosława Kaczyńskiego zostało przygotowane 30 sierpnia, a więc dwa tygodnie po rocznicy starcia z Sowietami. Dokument jest lakoniczny. Wachnik prosi o 18 tysięcy brutto nagrody dla swego szefa "z okazji 87. rocznicy Bitwy Warszawskiej". Innego uzasadnienia nie ma. Szef rządu na spóźniony wniosek "z okazji cudu na Wisłą" zareagował bez zbędnej zwłoki. Na dokumencie napisał krótko: zgoda i podpisał się z imienia i nazwiska. 3 września dyrektor sekretariatu premiera odpisał Wachnikowi, że Kaczyński zgadza się dać dodatkowe pieniądze Święczkowskiemu.
Były szef ABW nie widzi tu nic nadzwyczajnego, bo nagrody w Agencji były przyznawane pięć razy w roku. Też z okazji sławnych bitew? "Nie" - zapewnia. Nagrody dzielono z okazji: 6 kwietnia, czyli w dniu święta ABW, 3 Maja, 15 sierpnia, 11 listopada i na Boże Narodzenie. Były szef ABW nie sądzi, że 18 tysięcy za "Cud nad Wisłą" to bardzo dużo pieniędzy.
"Mniej więcej pensja brutto szefa ABW" - mówi. "Nie widziałem samego dokumentu, ale miło, że jeden z moich zastępców dobrze ocenił moją pracę, a szef rządu się z tą oceną zgodził". Święczkowski przyznaje, że w sumie wziął trzy, może najwyżej cztery nagrody. Przy czym pamięta, że ta z okazji Cudu była najwyższa.
"Gratyfikacje dostawali wszyscy. Nie tylko ja, ale i zastępcy, szefowie delegatur, a przede wszystkim funkcjonariusze w terenie. Przypuszam, że podobne nagrody były dzielone w innych służbach" -przekonuje Święczkowski.
Twierdzi, że starał się różnicować wysokość wypłat, ale przyznaje jednocześnie, że nie były to nagrody za jakieś szczególne osiągnięcia, ale ogólnie za pracę: "Skoro były na to środki, to dlaczego ich nie rozdysponować" - tłumaczył gazecie. Skąd pochodziły pieniądze? Święczkowski nie chce zdradzać szczegółów, ale z informacji "Dziennika" wynika, że w Agencji funkcjonował szczególny mechanizm. Polegał na tym, że budżet na wynagrodzenia był przewidziany na konkretną liczbę etatów. Tyle, że w ABW były poważne braki kadrowe, liczone w setkach osób. Zostawała więc wolna gotówka, która częściowo była przeznaczana na nagrody.
Źródło: "Dziennik"