Piszą notatki służbowe, często sami dla siebie. Przychodzą do pracy, choć nikt ich nie potrzebuje. I nie chodzi o klub emerytowanego dyplomaty, ale oślą ławkę polskiego MSZ, na której siedzą doświadczeni dyplomaci - pisze "Gazeta Wyborcza".
Żaden inny kraj w Europie nie pozwoliłby sobie na lekceważenie takich osób, pisze dziennik. W Polsce zaś pozwala sobie na to partia, której kadrowa ławka - jeśli chodzi o politykę zagraniczną - jest właściwie pusta.
Dyplomaci z salonu odrzuconych przez PiS trzymają się razem. Łączy ich solidarnościowa przeszłość, chęć służenia krajowi i często niechęć wobec tego, co dzieje się w polskiej polityce. No i jeszcze coś - niemal wszyscy stracili swe poprzednie stanowiska MSZ w atmosferze niedomówień, bez jasno postawionych zarzutów, często podejrzewani o nielojalność. Teraz większość z nich pracuje na stanowisku referentów. Wszyscy pobierają pensje, ale bez dodatków funkcyjnych.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"