A wszystkiemu winien jest Kuba Sufin. Złożył mi propozycję nie do odrzucenia: masz pisać blog. Nie wiedziałem co to jest...
W ramach czynności przygotowawczych poczytałem trochę blogów pisanych przez kolegów dziennikarzy. Okazało się - co pewnie nie stanowi niespodzianki - że najwięcej jest w nich o polityce. Polityce polskiej, czyli o tych nieustannych intrygach między PiS, Samoobroną i LPR, w wielkim podnieceniu relacjonowanych następnie przez media.
To są sprawy, które – biorąc ogólnie - mnie nudzą. Jak Giertych zapowiada, ze złoży dymisję, to wiadomo przecież, że za żadne skarby tego nie zrobi. Jak Lepper ogłasza odejście z koalicji, to też wiadomo, że przełknie kolejne upokorzenie od premiera. Więc kiedy słyszę wywiad z Lepperem wyłączam radio. Kiedy widzę w telewizji Giertycha zmieniam kanał. Najchętniej na Eurosport, jeśli akurat pokazują narciarski Puchar Świat w konkurencjach alpejskich.
Takie podejście do informacji o życiu politycznym naszego kraju oszczędza mi wiele czasu i nerwów. Plan mam taki, że do zainteresowania polityką krajową wrócę w 2009 roku, kiedy będą wybory. Wtedy, oddając głos, będę miał na nią wpływ.
Na dziś moja akcja obywatelskiego nieposłuszeństwa polega na wezwaniu: przestańmy się nimi zajmować, przestańmy ich słuchać, róbmy swoje. Czytajmy wnukom książki, uczmy się angielskiego, rozwijajmy działalność gospodarczą, a tych brzydkich, podtytych i niedogolonych facetów, zostawmy samym sobie.
Lekturę dzienników zaczynajmy od stron gospodarczych i prawnych, abyśmy wiedzieli czy nie podnoszą nam podatków, czy nie chcą czegoś upaństwowić, wprowadzić koncesji na wydawanie gazet, pomajstrować coś przy sądach, ordynacji wyborczej, uprawnieniach samorządów.
Pamietajmy o hierarchii ważności. Skupmy się na sprawach fundamentalnych. Są takie , o które trzeba się spierać. I są takie, o które nie warto podnosić krzyku. Jak Giertych mówi: mundurki w szkole ? Czemu nie. W Ameryce w najlepszych szkołach istnieje tzw. dress code, czyli zbiór reguł jak uczniowie powinni się ubierać. I nie zachwiało to tamtejszą demokracją, a może nawet jej pomogło. Ale jak premier napomyka, że trzeba się zastanowić nad konstrukcją Trybunału Konstytucyjnego, po decyzji, która mu się nie spodobała - jest się o co martwić.
Trybunał Konstytucyjny, jest od tego żeby przeszkadzał władzy wykonawczej. Wielki amerykański prezydent Franklin Roosevelt też miał kłopoty z amerykańskim odpowiednikiem Trybunału Konstytucyjnego – Sądem Najwyższym. Sąd ten uznał niektóre ustawy forsowane przez Roosevelta za niekonstytucyjne. Bracia Kaczyńscy są zatem w dobrym towarzystwie. W 1937 roku, Roosevelt powiedział: „Sąd zaczął działać nie jak władza sądownicza, ale jak władza "polityczna". I postanowił do Sądu Najwyższego wprowadzić swoich ludzi, poprzez powiększenie jego składu. Przeszło to do historii jako „court packing.“ Court packing wywołał falę oburzenia, nawet część własnej partii obróciła się przeciw Rooseveltovi, oskarżono go o zapędy dyktatorskie. Brzmi znajomo ?
Roosevelt wycofał się z niefortunnego pomysłu. Amerykański Sąd Najwyższy ma nadal dziewięciu sędziów, powoływanych dożywotnio, przez prezydenta. Ci sędziowie robią często prezydentowi niespodzianki. Liberałowskie z biegiem czasu stają się konserwatystami albo na odwrót. W swoich decyzjach przestają być sterowalni.
Zupełnie jak Teresa Liszcz i Jerzy Stępień. I dlatego spokojnie czekam do jesieni 2009 roku.