Bo zasmucają całą swoją machiną „przed”. Bo na ulicy łatwiej wpaść na przebierańca w stroju wykreowanym przez koncern napojów chłodzących, niż na ludzką życzliwość. Ot, zwykły chłód, a co się dziwisz?
Bo zmieniają tylko na chwilę. Bo wprawiają w stan podenerwowania. Bo mają być najpiękniejsze. Ale czy są to jakieś argumenty, kiedy od „bo” nie powinno się zaczynać zdań? Są, bo chyba trudno o bardziej zasmucający czas w całym roku. Chyba nie tylko mnie, wiele osób z którymi rozmawiam. Nie znoszę wychodzić na ulice wieczorem, stając się zaledwie szarym tłem dla świątecznej oprawy sklepów, ulic. Jak się w to wtopić? Omijam choinki. Unikam miejsc z Mikołajami. Nikt i nic już nie jest w stanie zatrzymać tej machiny, bo czy można powstrzymać lodowce? Spacery i wyjścia to już prawdziwy slalom uników. Kurczy się też świat wolny od obłąkańczej symboliki. Może ostała się jakaś wyspa bez świąt, przed Świętami? Jak odnajdę, pewnie nie będę tam sam. Z radości cudownego ocalenia przed sztucznością coraz bardziej dusznej atmosfery, pewnie będziemy … świętować.
Bo najlepsze święta są po. Chciałbym już mieć je za sobą.