Bitwy stoczone przez przeżywających patriotyczne uniesienie kiboli przesłoniły wszystkie inne rocznicowe wydarzenia obchodzone w Polsce w listopadzie. "Listopad niebezpieczna dla Polaków pora" - napisał Wyspiański, ale chyba nie chodziło mu o to, że o tej porze roku patriotyczna młodzież może podpalić innemu Polakowi mieszkanie.
Nie tylko Wyspiański, ale również policja robiła w tym dniu wrażenie zdezorientowanej. Nic też dziwnego, że zwykłemu posterunkowemu nie łatwo się w tym połapać, skoro nawet kadra kierownicza pozwala sobie, na takie spostrzeżenia: "Jak się zacznie jatka na ulicy, to nie politycy, ale zwykli policjanci będą świecić tyłkami. Ja to zawsze mówię swoim chłopakom" (Juliusz Ćwieluch "Stoimy, nie bijemy" Polityka nr 46).
Bić się czy nie bić, pałować czy czekać ? W tym chaosie poznawczym, że użyję języka współczesnej nauki, umknęła nam inna ważna data –12 listopada 2020 roku to 128. urodziny Szczepana Mierzwy, założyciela Fundacji Kościuszkowskiej, najpoważniejszej chyba instytucji, jaką Polacy w Ameryce dotąd stworzyli. Mierzwa był dzieckiem polskich emigrantów. W 1910 roku jako osiemnastolatek przypłynął do Ameryki na pokładzie niemieckiego statku Princess Irene. W dzień zarabiał jako robotnik, a wieczorami uczył się i to tak dobrze, że zdobył stypendium dzięki któremu ukończył Harvard. Pracował jako wykładowca nauk ekonomicznych na uniwersytecie. Wiedząc to wszystko można się domyślić, że Mizwa – tak jego nazwisko pisali Amerykanie – doszedł do przekonania, że najlepsza droga awansu dla polskich imigrantów w Ameryce prowadzi przez zdobycie wykształcenia. Zaczął więc Mierzwa vel Mizwa zbierać pieniądze na stypendia dla rodaków za biednych na to, żeby opłacić studia. To wszystko są oczywistości, wywalanie otwartych drzwi, niestety jednak w 100 lat po Mierzwie władze naszego kraju wywalają pieniądze zachęcając Polaków mieszkających w Stanach Zjednoczonych, żeby uczestniczyli w polskich wyborach, od których ich los w nowym kraju w najmniejszym nawet stopniu nie zależy, zamiast pomagać im w zdobyciu wykształcenia.
Ale co kogo obchodzi Mierzwa. W Ameryce teraz ważny jest Trump (pesymiści kraczą, że nie tylko teraz). I właśnie przeglądając teksty o Trumpie, w "Financial Times" trafiłem na zdjęcie Zbigniewa Brzezińskiego, a obok był tytuł: "Poszukiwany: Brzeziński dla świata po Trumpie". Artykuł jest o tym, że wielu krytykuje politykę międzynarodową Trumpa, ale nie jest jasne, czym należałoby ją zastąpić. Jedni traktują rządy Trumpa jako aberrację i chcą po prostu wrócić do tego, co było przed nim, inni uważają, że należałoby jednak dokonać w tej polityce szczegółowych korekt. Według Edwarda Luce'a, autora artykułu, problemem jest brak myślenia strategicznego w Waszyngtonie. "Ameryce – pisze Luce – brakuje myślicieli formatu George'a Kennana, Henry'ego Kissingera albo Zbigniewa Brzezińskiego".
Brzeziński - o ile wiem, w żadnych wyborach polskich udziału nie brał. Nie był też aktywistą żadnej polonijnej organizacji. Sam natomiast słyszałem, jak mówił, że jego wkład w popularyzowanie spraw polskich polegał na tym, że nie zmienił nazwiska. Zmuszał Amerykanów, a przy okazji cały świat, do łamania sobie języka przy wymawianiu niemożliwej do wymówienia sekwencji szeleszczących polskich spółgłosek. Najważniejsze jednak było, że skończył Harvard, a ponadto – znowu zacytuję Edwarda Luce'a – "jako imigrant, władający dobrze rosyjskim, Brzeziński dysponował wiedzą o świecie znacznie przewyższającą to, czym dysponowało towarzystwo z Georgetown".
"Towarzystwo z Georgetown", czyli establishment amerykańskiej polityki zagranicznej. Ale ważne jest tu słowo imigrant. W Ameryce ma ono zabarwienie historyczno-sentymentalne. W pewnym momencie w Ameryce wszyscy byli imigrantami. W Polsce imigrantami się straszy, że roznoszą zarazki. Teraz sytuacja trochę się poprawia, bo imigranci rozwożą pizzę na motorowerach, a Ukrainki doglądają naszych babć. Chciałbym dożyć chwili, kiedy imigrant wykształcony w Polsce założy tu firmę farmaceutyczną, która wyprodukuje, jako pierwsza na świecie, szczepionkę przeciw wirusowi. Taki cud zdarzył się przecież w Niemczech. Właściciele firmy to imigranci, Turek z żoną. Firma ma siedzibę w prowincjonalnym mieście Moguncja, a wartość BioNTech, firmy należącej do Turka i jego żony, wynosi 20 miliardów dolarów.
U nas na razie firmy należące do przebiegłych imigrantów zajmują się deweloperką, pracują w nich Ukraińcy, a zamiast szczepionek, na które czeka cały świat, budują mieszkania, zwane apartamentami, w których za kilka lat nikt nie będzie chciał mieszkać.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny, polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24