Szanowni Państwo, tu mówi kapitan. Nasz lot do Nowego Jorku potrwa dziesięć godzin. Witamy na pokładzie delegację Sejmu i zapraszamy do korzystania z uciech klasy biznes. Można rozłożyć fotel, wybrać menu i podłączyć laptopa. Senatorom podróżującym w klasie ekonomicznej przypominamy, że zbyt głęboko rozłożony fotel przeszkadza sąsiadom. I proszę nie narzekać na serwowane zimne kanapki. Zostały po pasażerach biznesklasy (słychać szatański śmiech z kabiny pilotów).
Czy na miejscu senatorów nie czuliby się Państwo dyskryminowani? Oczywiście, że tak. Wcale więc nie dziwię się senatorowi Ryszardowi Benderowi, który – jak przyznaje – czuje się nieswojo, gdy wsiada do samolotu drzwiami dla klasy ekonomicznej, a przeciskając się korytarzem napotyka pełne politowania spojrzenia posłów rozpartych w wygodnych fotelach pierwszej klasy. I pisze do marszałka pismo z żądaniem zrównania przywilejów. Szczerze przyznam, że rzadko zdarza się chwalić działania pana senatora Bendera, ale tym razem jestem całkowicie za. Bo senator chce wyrównania w dół, czyli obniżenia poselskich lotów. Swoją drogą – kto wpadł na pomysł, żeby szefowie sejmowych komisji latali klasą biznes? Rozumiem – marszałkowie. Wiadomo, prestiż. Ale posłowie przewodniczący? I to za publiczne pieniądze? Mam teorię, że takie przepisy powstały na dużej wysokości, podczas turbulencji i w trakcie przeciążenia. Umysłu. A może, kto wie - może taka rezerwa w stosunku do Senatu to spadek po rzymskich czasach i wyczynach cesarza Kaliguli, który swojego konia mianował senatorem? Jedno jest pewne. Koń – to by się uśmiał. Szanowni Państwo, tu mówi kapitan. Zaczynamy podejście do lądowania. Proszę zapiąć pasy – a delegację Sejmu uprzejmie informuję, że chcąc nie chcąc zaraz czeka nas zejście na ziemię.