Trzy dni po powrocie do Polski wróciły też nasze walizki. W przeciwieństwie do nas, nie zdążyły się przesiąść na lotnisku Heathrow z samolotu z Sydney na lot do Berlina. Właściwie to i lepiej, bo dzięki temu spędziliśmy jeszcze miłe popołudnie w Berlinie nie martwiąc się o bagaż. Z drugiej strony trochę jednak walizkom zazdroszczę – te to sobie polatały!
Wianuszek nalepek na bagażu głosił: CNS-SYD QF921, HEAVY, SYD-LHR BA16, SHORT TERMINAL 1, LHR-TXL RUSH! BA984, TXL-MUC LH213, MUC-WAW LO352. Chwilę posiedziałem przy Internecie, rozszyfrowałem lotnicze skróty i oniemiałem. Walizeczka wsiadła wraz z nami w Cairns na północy Australii, potem wiernie nam towarzyszyła (i ostrzegała, że jest ciężka) w locie z Sydney do Londynu. Tu się zagapiła, nie zdążyła wskoczyć w ciężarówkę na Terminal 1 i nie wsiadła razem z nami do samolotu do Berlina. Poczekała kilka godzin i poleciała następnym. Ale nas już w Berlinie nie było, wracaliśmy sobie pociągiem do Warszawy po zgłoszeniu zaginięcia bagażu. I wtedy bezpańska waliza na gigancie rozwinęła skrzydła. Wsiadła w kolejny samolot – ale nie do Warszawy, jak wskazywałaby logika, ale do Monachium. Tam upojnie (wcale jej się nie dziwię - trwa chyba Oktoberfest) spędziła resztę dnia. Wieczorem złapały ją służby i odesłały wczoraj porannym samolotem do Warszawy. Czy spotkało ją coś przykrego? Skądże – na Okęciu firma podstawiła taksóweczkę i walizeczka pojechała prosto do domu.
Druga waliza chyba miała mniej szczęścia - albo odwagi. Albo może tak spodobał się jej Berlin, że postanowiła zostać w nim trzy dni. Ale choć zrobiła o jakieś dwa tysiące kilometrów mniej od swojej towarzyszki podróży, to przyjechała do Polski dopiero dziś . Za karę jeszcze jej nie rozpakowałem.
Zastanawiam się tylko, dlaczego – jak przesiadaliśmy się w drodze powrotnej na Heathrow – pani przy odprawie nawet nie pytana zajrzała w komputer, aby nas poinformować, że walizka właśnie trafia do luku, w czym – jak się miało okazać - nieco mijała się z prawdą. Nic to. Całe szczęście, że nasz kufer dostał skrzydeł w drodze powrotnej. Gdyby tak zgubił się pod drodze do Australii i szukał nas po Antypodach, moglibyśmy tak prędko się nie zobaczyć. Tam to dopiero można sobie polatać.