To był młody chłopak. W trzy dni wirus pożarł mu płuca. Wszyscy byli przerażeni – tak o zmarłym w poniedziałek Michale Grajewskim mówią medycy z warszawskiego szpitala MSWiA. Znajomi pracownika Ministerstwa Sprawiedliwości wspominają go jako kibica o gołębim sercu, społecznika i wolontariusza.
W warszawskim szpitalu MSWiA już na pierwszy rzut oka widać, że placówka jest na pierwszym froncie walki z epidemią COVID-19. Wejścia do gmachu pilnują policjanci, wewnątrz wszyscy chodzą w maskach. W ostatnich dniach lekarze, pracujący w tej placówce, żyli historią jednego pacjenta.
Lekarze ostrzegają swoich bliskich
- Miał tylko 37 lat, młody chłopak. W trzy dni wirus pożarł mu płuca. Wszyscy w szpitalu byli przerażeni. Lekarze wracający z dyżurów do domów przekazywali swoim bliskim, że zagrożenie wbrew powszechnemu przekonaniu nie dotyczy tylko osób starszych. Zagrożony jest każdy z nas. Ten dramatyczny przykład daje do myślenia – powiedział nam bliski jednego z medyków pracujących w warszawskiej placówce.
Informacja o śmierci Michała Grajewskiego szybko obiegła Polskę. Wywołała też pogłoski, że zmarł kierowca zakażonego koronawirusem ministra środowiska Michała Wosia lub jednego z wiceministrów zdrowia. Okazało się, że Grajewski pracował w Ministerstwie Sprawiedliwości. W poniedziałek późnym wieczorem poinformowała o tym rzeczniczka resortu Agnieszka Borowska.
- Jesteśmy głęboko poruszeni informacją o śmierci naszego pracownika, która pokazuje jak straszny jest koronawirus. Zmarły był jednym z ministerialnych kierowców. Od prawie miesiąca przebywał na urlopie, a potem na zwolnieniu lekarskim. Podczas jego nieobecności okazało się, że jest zarażony koronawirusem – powiedziała tvn24.pl Borowska.
Wiceminister wspomina
Wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski, z którym jeździł Grajewski, napisał na Twitterze: "Ze smutkiem przyjąłem wiadomość o śmierci Michała. Proszę o modlitwę za jego duszę i za jego bliskich w tym trudnych dla nich czasie, RIP".
Wspominał jego niebywałą dobroć i skromność, zaangażowanie w pracę.
Michał Woś podkreślił w rozmowie z nami, że pogłoski dotyczące jego kontaktów z kierowcą Ministerstwa Sprawiedliwości mogły się wziąć z faktu jego spotkania z Romanowskim.
- Bardzo smutna wiadomość, przygnębiająca, bo to młody człowiek. (…) Nie mogłem mieć żadnego kontaktu z nim, bo przebywał na urlopie – powiedział tvn24.pl.
Michał Grajewski trafił do szpitala 17 marca. Był wtedy od kilkunastu dni na urlopie wypoczynkowym.
Karetka przed blokiem
Wtorek, 17 marca. Ulicą w centrum Otwocka wolno, bez sygnałów, jedzie karetka. Zatrzymuje się przed jednym z bloków. Z samochodu wysiadają ratownicy. Mają na sobie kombinezony i maski.
Sytuację w rozmowie z Linią Otwocką, lokalnym portalem informacyjnym, tak relacjonował świadek zdarzenia: - Podeszli do domofonu i zadzwonili. Po chwili w drzwiach klatki schodowej pojawił się mężczyzna, którego ratownicy ubrali w specjalny kombinezon. Słyszałem, jak pytali mężczyznę, czy dobrze się czuje. Po chwili wszyscy wsiedli do karetki i ambulans odjechał na sygnałach.
Aleksandra Grajewska, siostra zmarłego, powiedziała tvn24.pl, że była w kontakcie z bratem cały czas, dopóki nie był w śpiączce: - Tak naprawdę nie wiadomo, gdzie mój brat się zaraził. Był młody, zdrowy, nie chorował na nic. Niestety, koronawirus spustoszył jego organizm w półtora tygodnia od wystąpienia pierwszych objawów (niezbyt wysokiej gorączki) i w tydzień od pojawienia się ostrych objawów.
Kibic o gołębim sercu
Na profilowym zdjęciu Michała Grajewskiego na jednym z portali społecznościowych widać wytatuowany na klatce piersiowej nad sercem emblemat Legii Warszawa. Był zagorzałym kibicem stołecznego klubu. 8 marca zachęcał na FB do pójścia na mecz z Piastem Gliwice. Sam też był obecny na tym spotkaniu.
Nie pasował jednak do stereotypowego wizerunku twardego kibica. Pod tatuażem miał gołębie serce. Wśród przyjaciół znany był z tego, że potrafił nawet z krótkiego urlopu wrócić z porzuconym kotem lub psem i szukał dla zwierzaków domu.
Był inspektorem Otwockiego Towarzystwa Przyjaciół Zwierząt, orędownikiem walki o prawa zwierząt. Pracownicy OTPZ wspominają, jak razem "ratowali małych braci".
"Tam, gdzie byliśmy, udało się przekonać opiekunów do poprawienia warunków zwierząt, dzięki Twojej pracy ludzie zaczęli rozumieć, że zwierzęta czują, że mają prawo do opieki i do życia w godnych warunkach, że chroni je ustawa o ochronie zwierząt" – napisali przedstawiciele towarzystwa na Facebooku.
Jako wolontariusz Grajewski kupował też zwierzętom karmę, woził je do weterynarza swoim autem.
W lipcu 2018 roku na portalu TVN Warszawa ukazała się relacja z nietypowej interwencji straży pożarnej w Otwocku. Udało się uratować kota, który utknął w uchylonym oknie na drugim piętrze. "Interwencję strażaków zarejestrował inspektor Otwockiego Towarzystwa Przyjaciół Zwierząt. To on zajął się później kotem i przewiózł go do weterynarza" – czytamy w tekście.
Z podpisu pod filmikiem wynika, że tym inspektorem był Michał Grajewski.
Rok później, w lipcu 2019 roku, Grajewski zamieścił na swoim profilu zdjęcia konika polnego siedzącego mu na lusterku samochodu. "Przeprowadzka? Z Otwocka na Bielany ze mną dzielnie podróżował". Na pytanie jednego ze znajomych, co zrobił z owadem, odpowiedział: "Zaniosłem go w trawę na Czerniakowskiej. Został prawdziwym słoikiem… [symbol uśmiechniętego emotikonu]".
Był społecznikiem ratującym nie tylko zwierzęta. Oddawał krew dla chorych dzieci i namawiał do tego innych. W listopadzie zeszłego roku Grajewski pytał na portalu społecznościowym: Czy jest w Otwocku miejsce, gdzie można podzielić się jedzeniem z potrzebującymi?
Dlatego, być może dziś pod wieloma postami w mediach społecznościowych organizacji, w których się udzielał, można przeczytać tysiące kondolencji i pytań bez odpowiedzi: "Dlaczego Ty? Dlaczego jesteś za czarnym murem? Dlaczego nikt z nas nie może w to uwierzyć".
"Dzisiaj nasz świat stanął w miejscu…" - napisano na stronie azylu "Koty z Promyka" po śmierci Michała Grajewskiego zakażonego koronawirusem. W ciągu niespełna doby pozostawiono pod postem prawie dwa tysiące komentarzy, kondolencji. Post udostępniono ponad 2,5 tysiąca razy.
Źródło: TVN24, "Otwocka Linia"
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne