Zmieniłem punkt widzenia. Zwykle patrzę sprzed kamery, a w tym tygodniu – sprzed telewizora. I aż struchlałem na myśl o odpowiedzialności. Nie – wcale nie jest tak, że my tam, w tej telewizji, to Państwa traktujemy niepoważnie.
Traktujemy jak najbardziej poważnie – nawet, gdy przygotowujemy relacje o tych mniej poważnych stronach życia. Ale gdy tak człowiek przez tydzień traci kontakt z pracą, to mu się przypominają pryncypia. Właściwie: Pryncypia.
Oglądam Fakty. Uważnie. Śledzę każdy materiał, łowię każde słowo. O – tu jakaś wpadka z nazwą miejscowości. A tu z wężem. A to bym zrobił inaczej. O, i to też! Ten materiał fajny, nawet się śmiałem. A tu celna pointa. I tak dalej.
W redakcji mamy taki zwyczaj, że jeżeli kończymy montaż materiału krótko przed 19, to zwykle siadamy w pokoju i oglądamy program, wymieniając uwagi. Ale to jednak zupełnie co innego, niż taki oddech, posiedzenie w domu i punkt widzenia prawdziwego widza. Gdy w ciągu dnia pędzimy za newsem, gdy myślimy, jak ugryźć temat, gdy przeglądamy zdjęcia, wymyślamy celne (mam nadzieję) komentarze i piszemy teksty, coś nam umyka. Umyka nam czasem świadomość, że jednak mówimy do kilku milionów ludzi, którzy właśnie siadają przed telewizorami i będą oglądać Fakty. Uważnie. Śledzić każdy materiał, łowić każde słowo. Wpadkę z nazwą miejscowości i z wężem.
Tygodniowy odpoczynek od pracy pozwala o tym pomyśleć. I zatęsknić za powrotem. Coś jednak w tym uzależnieniu od naszej pracy jest.
Z drugiej strony – o, matko – jakbym tak przy wejściu na żywo myślał o na przykład sześciu milionach telewidzów to chyba bym umarł z nerwów. Sześć milionów! Gdyby tak zgromadzili się w jednym miejscu, to przecież sięgnęliby po horyzont! Kiedy więc mówię, myślę o jednym telewidzu. O każdym z Państwa. No i dziś też o sobie.