Adwokaci Henryka Stokłosy idą do sądu walczyć o majątek biznesmena, zajęty przez prokuraturę. Stawka jest wysoka: gra toczy się o dobra warte 20 mln złotych - pisze "Życie Warszawy".
Warszawska prokuratura, która chce oskarżyć Stokłosę o korupcję, jest nieugięta. Zajęła mu 20-milionowy majątek i nie odpuszcza. Właśnie odrzuciła prośbę obrońców biznesmena o uchylenie zabezpieczeń. "Wniosek adwokatów pana Stokłosy nie został uwzględniony" – mówi prokurator Renata Mazur, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Według niej, zabezpieczenia są uzasadnione. Obrońcy Stokłosy uważają inaczej i nie kapitulują.
"W ciągu siedmiu dni odmowę prokuratury zaskarżymy do sądu" – mówi "ŻW" prof. Zbigniew Ćwiąkalski, jeden z obrońców ukrywającego się za granicą biznesmena. Henryk Stokłosa wciąż jest poza zasięgiem wymiaru sprawiedliwości – zniknął na początku roku i choć policja szuka go na całym świecie, to jak dotąd – bez skutku.
M.in. za korumpowanie urzędników resortu finansów Stokłosie grożą więzienie i wysokie kary pieniężne. Na ich poczet prokuratura zajęła jego samochody, motocykl marki Harley-Davidson, kolekcję zabytkowej broni oraz maszyny i nieruchomości należące do Farmutilu – firmy Stokłosy. Obrońcy walczą o uchylenie zabezpieczeń na prośbę żony byłego senatora, według której przeszkadzają one w prowadzeniu firmy. Zajęcie majątku na tak dużą sumę – zdaniem obrońców – przekracza dopuszczalne prawem granice.
"Panu Stokłosie grozi maksymalnie 720 tys. zł grzywny. A zajęto mu 20-milionowy majątek" – mówi prof. Ćwiąkalski. Prokuratura twierdzi inaczej: Stokłosie grozi ponadmilionowa grzywna, bo działał tzw. czynem ciągłym, a do tego może mieć zaległości podatkowe. Dlatego tyle zajęli. "Nasz klient nic nie zalega fiskusowi" – ripostują obrońcy i dodają: "Prokuraturze nie wolno było zajmować majątku firmy, mogli zająć tylko to, co należy do biznesmena".