Zróbmy sobie Hyde Park – proponują radni Warszawy. Niech na skwer przed Pałacem Kultury (w parku od Świętokrzyskiej) przyjdzie każdy, komu coś na sercu leży i niech się wygada. Z londyńskim Hyde Parkiem przyszły warszawski Hyde Park na razie łączy… park. A to już połowa sukcesu. Teraz trzeba tylko przekonać potencjalnych demonstrantów, aby zechcieli w wyznaczonym miejscu demonstrować. Powstaje tylko pytanie – czy będą chętni?
Pomysł wyznaczenia w parku obok Pałacu Kultury miejsca do legalnych manifestacji forsują młodzi radni Prawa i Sprawiedliwości, ale zwolenników znajdują też w innych partiach. Z punktu widzenia warszawiaka – pomysł popieram. Nie będzie korków ani wybitych szyb, bo teraz niezadowoleni z rzeczywistości IV RP swoje niezadowolenie wyładują przed pomnikiem wczesnego PRL. Niestety, jak uczy doświadczenie, skuteczne są tylko te demonstracje, po których ranni policjanci rozcierają potłuczone kości a zadowoleni szklarze zacierają ręce i liczą potłuczone szyby. Przypomnijmy choćby sukces górników bijących się (ach, te argumenty) o wcześniejsze emerytury. Czy uda ich się przekonać, żeby ze śrubami i kilofami wpadli jednak do Hyde Parku? Za jednym zamachem rozwiąże się również problem zgody na demonstracje, bo na manifestowanie w Hyde Parku żadnej zgody nie potrzeba. Co zresztą najciekawsze – jak mnie uświadomił pomysłodawca – od 17 lat mamy prawo, na mocy którego każda gmina może wyznaczyć takie miejsce do wolnego głoszenia poglądów i manifestowania. W granicach prawa. A granice są dosyć wąskie – w myśl przepisów, jeżeli spotkam się z 14 znajomymi na skwerze koło dworca, powinienem zadbać o zgodę policji. Bez Hyde Parku więc ani rusz – tym bardziej, że jak dotąd, żaden nie powstał. Kiedy już powstanie, każdy będzie mógł wyjść na mównicę przed Pałacem, stanąć w miejscu Gomułki z 1956 roku i wzorem tow. Wiesława zakrzyknąć, co sił w płucach: „Towarzysze, Obywatele, Ludu Pracujący Stolicy!” Tyle, że odpowie mu cisza. Towarzyszy już nie ma, co do obywateli – to większość czuje się drugiej kategorii, a Lud Pracujący już dawno haruje na Wyspach. Tam, gdzie prawdziwy Hyde Park. Tak sobie napisałem, co mi wena na klawiaturę przyniosła. I zamieściłem w Internecie, czyli światowym Hyde Parku. Zachęcam do dyskusji – niech tylko nazwa nie spowoduje, że z miłego forumowicza doktora Jekylla nagle wyskoczy przerażający mister Hyde.