Blisko 20 tysięcy osób z kilkunastu wsi zostało w jednym momencie mieszkańcami jednego z największych miast w Polsce. To był projekt bez precedensu, którego do dziś nikt nie powtórzył. Jednego dnia Zielona Góra wchłonęła 17 wsi i powiększyła się pięciokrotnie. Zyskała dostęp do Odry, nowych mieszkańców i gigantyczny teren. Pod względem powierzchni stała się wtedy szóstym największym ośrodkiem w kraju, wyprzedzając Gdańsk i Poznań.
- Bilans tego manewru jest oceniany różnie. Ale w rządzie trwają przymiarki do ustawy, która mogłaby nakazać przeprowadzenie go także w innych miastach.
- - Na dzisiaj konieczna jest moim zdaniem likwidacja gmin obwarzankowych, których jest około 150, które nie mają sensu - uważa Andrzej Porawski ze Związku Miast Polskich.
- - Jedynym powodem połączenia Zielonej Góry z okolicznymi wsiami była obawa ówczesnych władz miasta, że Zielona Góra spadnie do kategorii miast o liczbie ludności poniżej stu tysięcy - uważa Anita Kucharska-Dziedzic, kiedyś radna, dziś posłanka.
- - Nie byłoby setek milionów złotych na inwestycje. Wymienić można choćby te największe Obwodnice Południową, Aglomeracyjną czy nowoczesną ZEROEMISYJNĄ komunikację miejską. Kolejny wielki sukces to Park Naukowo-Technologiczny w Kisielinie. Kto go jeszcze nie widział niech żałuje, warto zobaczyć. Od zera stworzono dziesiątki firm, tysiące miejsc pracy. A wcześniej … wcześniej był tam PGR i pasły się krowy - entuzjazmował się na Facebooku były prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki.
- Poszukiwanie nowych przestrzeni do inwestowania, do budownictwa mieszkaniowego, do tworzenia stref ekonomicznych, do budowania obwodnic, wymagało to po prostu poszerzenia granic Zielonej Góry. Czyli czynniki ekonomiczne, demograficzne i jakaś potrzeba rozwoju - tłumaczy nam decyzję o powiększeniu miasta prof. dr hab. Czesław Osękowski z Uniwersytetu Zielonogórskiego. To on był szefem zespołu ds. połączenia miasta z gminą.
CZYTAJ TEŻ: Zielona Góra będzie większa niż Poznań i Gdańsk
O ile w Zielonej Górze, zdecydowana większość była "za" (ok. 89 proc.), to we wsiach zdania były podzielone. Za mariażem z miastem zagłosowało 53,45 proc. mieszkańców gminy. 46,55 proc. nie udało się namówić na połączenie, chociaż ówczesny prezydent Janusz Kubicki kusił milionami złotych na budowę dróg czy kanalizację. - Przed decyzją o połączeniu było wydawane czasopismo, które samorząd miejski dystrybuował na terenie gminy wiejskiej, w którym krok po kroku mieszkańcom tłumaczył jakie są konsekwencje połączenia i jednocześnie walczył z fake newsami - powiedziała nam dr hab. Katarzyna Szmigiel-Rawska z Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych EUROREG Uniwersytetu Warszawskiego, która śledziła zmiany granic stolicy Lubuskiego.
"Nie widzę zmian, nie widzę postępu" vs. "Wszyscy na tym skorzystaliśmy"
Po dekadzie od zmiany granic, mieszkańcy podzieleni są podobnie jak 10 lat temu. Jedni widzą nową południową obwodnicę, autobusy elektryczne dojeżdżające do wielu zakątków miasta, ścieżki rowerowe i latarnie; inni: dziurawe drogi do posesji i rozpadające się zabytki. - Dla mnie to nie jest jakiś prestiż. Co to znaczy prestiż? Ja chcę widzieć jakieś konkrety. Nie widzę prestiżu, mi jest wstyd jak przyjeżdżają do mnie ludzie i oprowadzam ich po centrum i widzą dyktą zastawione okna w kamienicach, przepięknych zresztą - mówi Ilona Motyka, mieszkanka zielonogórskiej Zawady. Liczyła na szybki rozwój, jest rozczarowana.
CZYTAJ TEŻ: Siedem wsi przyłączono do Poznania. Miasto powiększyło się dwukrotnie Jolanta Rabęda, mieszkanka dołączonej do Zielonej Góry wsi Łężyca, też była na nie. - Byłam przeciwna połączeniu. Uważałam, że to bardziej zaszkodzi niż da coś na plus. Po tych dziesięciu latach po połączeniu myślę, że nic złego się nie stało, a wręcz przeciwnie. Trochę środków, które pozyskaliśmy z budżetu państwa, które wspomogły budowy dróg, oświetlenia, trochę posunęło naprzód rozwój - uważa. - Oczywiście na wiele zabrakło pieniędzy, bo potrzeby na Łężycy są ogromne. Potrzeby rosną z roku na rok. Co chwilę powstają nowe ulice, nowe bloki - uzupełnia.
Łężyca to była wieś, która z tych przyłączonych do Zielonej Góry, jest dziś najbardziej zurbanizowana. Przez dziesięć lat powstała tu niemalże od podstaw nowa dzielnica. Bloki, szkoła, sklepy, nowoczesna pętla dla autobusów elektrycznych.
W innych przyłączonych wsiach króluje głównie niska zabudowa jednorodzinna. Nie brakuje wciąż gospodarstw rolnych. Jedno z nich, w Krępie, prowadzi Rafał Nieżurbida. To on stał na czele komitetu przeciwnego włączeniu wsi do Zielonej Góry. Dziś też jest przekonany, że gmina poradziłaby sobie bez miasta. Ponad 10 lat temu krytykował miasto za sposób zachęcania ludzi ze wsi do zmiany adresu na miejski.
- Poza merytoryką było dużo marketingu, co miało skusić tych mieszkańców. Mówiono nam chociażby, że po połączeniu już nie będzie latania do urzędu gminy i do starostwa, jako do dwóch urzędów, tylko będzie wszystko w jednym, ale okazuje się, że urząd miasta chyba w czterech czy pięciu lokalizacjach jest - mówił.
Są krowy, kurniki, rolnicy i niezgoda
Po 10 latach w mieście wciąż można spotkać rolników. Do niedawna, za zgodne połączenie płacili niższy podatek. Dziś stawki wzrosły, podobnie jak napięcie z mieszkańcami, którzy budują się na przyłączonych terenach. - Mieszkańcom przeszkadza zapach i hałas z gospodarstw - opowiada Nieżurbida. - Rolnictwo nasze się zmienia, gospodarstw jest coraz mniej, ale są coraz większe i to też jest kością niezgody. - Ja nie widzę minusów połączenia dawnej gminy Zielona Góra z miastem Zielona Góra - to już opinia Roberta Górskiego, radnego Zielonej Góry, który stał ramię w ramię z ówczesnym prezydentem miasta Januszem Kubickim. - Wszyscy na tym skorzystaliśmy. I mieszkańcy dawnej gminy, którzy skorzystali z dodatkowych środków na inwestycje, w szczególności inwestycje drogowe. I my w kilka lat wydaliśmy ponad 100 milionów złotych na budowę dróg osiedlowych. Wcześniej wszystkie inwestycje realizowane przez gminę, to było na poziomie 6 milionów złotych rocznie. Czyli tutaj ogromny skok - tłumaczy.
"100 milionów złotych bonusu"
Zielona Góra za zgodne połączenie z gminą dostała od państwa 100 milionów złotych. Zgodnie z obietnicą, środki trafiły tylko na tereny przyłączone. Każdego roku, przez pięć lat, po 20 milionów złotych.
Ówczesne władze stolicy Lubuskiego widziały zastrzyk gotówki. Paweł Towpik z zielonogórskiej Ochli - stracone miliony. - Ominęły nas różne programy, w których będąc w mieście nie mogliśmy uczestniczyć. Był np. program rozwoju obszarów wiejskich. Kilka lat on trwał. Bardzo duże pieniądze można było z niego uzyskać. Były fundusze spójności, które były celowane na obszary wiejskie. Nawet program budowy dróg gminnych, który w ostatnich latach był, to przez pierwsze lata był on dedykowany gminom a nie miastom na prawach powiatu - wylicza. - Obszary wiejskie straciły możliwości dofinansowania z funduszy wiejskich. Owszem tak, ale z drugiej strony Zielona Góra, jako większe miasto, jako metropolia zyskało na tym, że miało szersze możliwości pozyskiwania środków unijnych z innych puli niż fundusze wiejskie - zauważa Olga Jasińska-Cieślińska, sołtyska zielonogórskiej wsi Jany. Gdyby gmina dalej sama się rządziła, czerpałaby olbrzymie zyski ze strefy przemysłowej w Nowym Kisielinie. Tam powstało wiele firm i setki miejsc pracy. Miasto przejęło teren, a co za tym idzie podatki. Paweł Towpik zauważa, że na dzielenie pieniędzy z budżetu dużego miasta mieszkańcy nowych dzielnic nie mają wielkiego wpływu. - W czasie istnienia gminy mieliśmy zawsze dwóch radnych. Dzisiaj nie mamy żadnego. Jestem zwolennikiem samorządności, a likwidacja gminy wiejskiej, przyłączenie jej do dużego ośrodka miejskiego, to jest likwidacja samorządności - denerwuje się.
- To nie jest tak, że gmina wiejska korzysta tylko z miasta albo miasto korzysta tylko ze wsi. To działa w obie strony - ekspert ds. legislacyjnych Marek Wójcik twierdzi, że śladem Zielonej Góry powinny iść inne miasta, a małżeństwo z gminą ocenia jako sukces. - To nie jest jakiś zabór, tylko to jest po coś, i to jest ważna sprawa, po coś, co będzie służyło wcale nie tylko temu miastu, które zabierze ten kawałek ziemi, ale również tym mieszkańcom tego kawałka, który został zabrany - ocenia Wójcik. - Miasta się duszą i nie mają takich terenów na lokowanie przedsięwzięć infrastrukturalnych, które mają charakter rozwojowy, na przykład stref jakichś aktywności przemysłowej - uzupełnia.
Czy Zielona Góra jest duża czy wielka?
Przed połączeniem miasta i okolicznych wsi, Zielona Góra liczyła niecałe 120 tysięcy mieszkańców i była najmniejszym miastem wojewódzkim. Po małżeństwie z gminą, liczba zameldowanych skoczyła do 140 tys. Dla Anity Kucharskiej-Dziedzic, posłanki Lewicy i byłej radnej Zielonej Góry, to właśnie liczba ludności była dla zwolenników poszerzania miasta kluczowa. - Jedynym powodem tego połączenia była obawa ówczesnych władz miasta, że Zielona Góra spadnie do kategorii miast o liczbie ludności poniżej stu tysięcy - uważa.
Wtóruje jej prof. Osękowski. - Zniknęła ta wizja spadku poniżej stu tysięcy mieszkańców, bo to jest taka bariera, dosyć graniczna. Inna byłaby rola miasta, inne dotacje, inne środki - zaznacza profesor.
O dekadzie wielkiej Zielonej Góry, chcieliśmy porozmawiać z byłym już prezydentem miasta Januszem Kubickim. Nie odpowiedział na nasze prośby o rozmowę. Tak o połączeniu z gminą napisał na swoim koncie na Facebooku
"Moim zdaniem to był wielki sukces. Pewnie są tacy którzy się z tym nie zgodzą. Prawda jest taka, iż nikt od początku reformy samorządu tego nie zrobił. Byliśmy i dalej jesteśmy pionierami. Tak nikt przed nami, ani nikt po nas tego nie zrobił. Dużo miast próbowało, wymienić można choćby Poznań, Słupsk. A nam się to udało. Dlaczego należy uznać za wielki sukces, ponieważ to mieszkańcy w drodze referendum podjęli tą decyzję. Nie politycy, rząd, Prezydent tylko zwykli ludzie. Czy wszyscy byli za? Oczywiście, że byli też przeciwnicy i mieli swoje argumenty. Moim zdaniem bez połączenia nie było by tak nowoczesnej i wspaniałej Zielonej Góry jak jest obecnie. Nie byłoby setek milionów złotych na inwestycje. Wymienić można choćby te największe Obwodnice Południową, Aglomeracyjną czy nowoczesną ZEROEMISYJNĄ komunikację miejską (notabene jedna z najlepszych w kraju). Oczywiście zrealizowanych zadań było ich zdecydowanie więcej. Kolejny wielki sukces to Park Naukowo-Technologiczny w Kisielinie. Kto go jeszcze nie widział niech żałuje, warto zobaczyć. Od zera stworzono dziesiątki firm, tysiące miejsc pracy. A wcześniej … wcześniej był tam PGR i pasły się krowy. Uważam, że w historii Zielonej Góry jest to dzień który będzie ważny i istotny bo to milowy krok w dalszym rozkwicie miasta. Trzeba go tylko dobrze wykorzystać. Wszystko jeszcze przed nami. Bo rozwój nigdy nie stoi w miejscu, zawsze trzeba iść do przodu. Wystarczy popatrzeć na naszego sąsiada zza miedzy (red. Gorzów Wielkopolski), który cały czas traci mieszkańców. Obawiają się, że za kilka lat będą mieć mniej niż 100 000. A My? Jak widać udaje się przyciągać nowych do miasta. I nie jest to tylko kwestia urodzin, po prostu w Zielonej Górze ludzie chcą mieszkać, żyć i tu mieć swoje miejsce na ziemi".
- Super mówić tylko o plusach przy połączeniu, ale wiadomo, jak się bierze z tym dobrodziejstwem inwentarza całość tej gminy, też się bierze ich problemy - mówi o rządach swojego poprzednika obecny prezydent Zielonej Góry Marcin Pabierowski.
Pożar w Przylepie
Miasto wchłaniając gminę, przejęło też jej problemy. Jeden z ważniejszych, jak nie najważniejszych, to zalegające w hali w Przylepie toksyczne odpady. Przez lata władzom Zielonej Góry nie udało się ich zutylizować. W końcu doszło do pożaru. To on, jak twierdzi Kucharska-Dziedzic, kosztował Janusza Kubickiego utratę kolejnej kadencji. Miastem rządził nieprzerwanie przez 19 lat. - Straty są w tej chwili właściwie niepoliczalne, bo to jest też kwestia zdrowia i życia ludzi a nie tylko samego oczyszczenia terenu - mówi Kucharska-Dziedzic.
- Sytuacja odpadów toksycznych w Przylepie była znana po połączeniu miasta z gminą, bo przecież starosta przekazywał i dokumenty. Tym problemem po prostu się nie zajmowano w odpowiednim czasie - powiedział w rozmowie z nami Marcin Pabierowski, prezydent Zielonej Góry.
- Wydarzyła się tragedia. To też wpłynęło źle na postrzegania miasta Zielona Góra. Pożar toksycznych odpadów. Dzisiaj z tym walczę. Jeszcze usuwamy pozostałości z działek sąsiednich, bo wywiozłem wszystkie odpady z miejsca tej tragedii. Już ich nie ma. Monitoring jest prowadzony gleby, wody - dodaje.
"Gdzie jest ta ulica, gdzie jest ten dom?"
Po włączeniu 17 wsi do miasta pojawił się jeszcze jeden problem, do dziś nierozwiązany. Zdublowane adresy. By nie dochodziło do pomyłek, w każdej dołączonej miejscowości, dodano do nazwy ulic również nazwę wsi. - To jednak nie zawsze się sprawdza - mówi Robert Górski, radny i lekarz pogotowia ratunkowego w Zielonej Górze. - Są przedrostki, typu ulica Ochla-Makowa, a w Zielonej Górze starej jest po prostu Makowa. Wydawałoby się, że jest to rozróżnienie, bo jest ten przedrostek, ale w sytuacji stresowej, ludzie potrafią podać niewłaściwy adres i zdarzało się, że jeździliśmy do pacjentów nie tam, gdzie trzeba - opowiada. Po 10 latach miasto znów szykuje się do zmiany adresów. - Ten problem faktycznie wybrzmiał jeśli chodzi o dostarczanie przesyłek, ale też przede wszystkim jeśli chodzi o ochronę zdrowia dla mieszkańców, przez kłopoty z dojazdem karetek - mówi Pabierowski. - Będę zabiegał o to w komisji, przede wszystkim, rozwoju miasta, aby wyjść z powielania nazw. Mamy dostępność słownika polskiego bardzo szeroką i myślę, że musimy zamknąć temat powielania nazw ulic, bo to myli przyjezdnych, myli gości, myli turystów - przekonuje.
Zielona Góra chce być metropolią
Zielona Góra, jest dziś w gronie dziesięciu największych, ale nie najludniejszych miast w Polsce. Mimo to chce dołączyć do grona kluczowych aglomeracji. Prezydent zabiega już, by stolica Lubuskiego dołączyła do członków Unii Metropolii Polskich. Jak przekonuje Pabierowski, miasto z uniwersytetem, szpitalem klinicznym, filharmonią czy międzynarodowym lotniskiem, oddziałuje na pół miliona ludzi. - Jesteśmy jednym dużym miastem, administracyjnie, tak naprawdę większym od Poznania. Miastem, które jest największym w województwie lubuskim i które musi przyjąć taką rolę integratora województwa lubuskiego - mówi obecny prezydent.
Losy Zielonej Góry już ponad dekadę temu śledziła dr hab. Katarzyna Szmigiel-Rawska z Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych EUROREG. Podkreślała, że ówcześni decydenci patrzyli na rozwój miasta w dłuższej perspektywie. Dziś pytamy ją o sukces tej operacji. - Statystyki wskazują, że im bogatszy samorząd, im większy samorząd, tym wyższe możliwości urzędników, wykształcenie i umiejętności. Jeśli chodzi o to, czy miasto rozwija się lepiej, to tak wiele czynników wpływa na ten proces, że samo powiększenie terenu, może, ale nie musi mieć na to żadnego wpływu. Wiemy z wielu samorządów, takich jak Tarnowo Podgórne, że małe samorządy wiejskie też mogą sobie świetnie radzić z przyciąganiem zagranicznych inwestorów - uważa.
Dla Kucharskiej-Dziedzic sprawa jest oczywista. Minione 10 lat dużej Zielonej Góry pokazały, że to nie był świetny pomysł. - Dla mnie to jest jeden, jedyny, naprawdę miarodajny dowód na to, że była to decyzja przedwczesna, nieprzemyślana, źle przygotowana: to, że nikt nie poszedł naszym śladem - ocenia. - Ludziom obiecywano, że będą mieli standard życia jak w mieście, czyli patrz: budowa dróg, tego już nie dopełniono, bo te sto milionów z podziałem na tych ponad dziesięć sołectw, naprawdę nie było tak wiele - doprecyzowała Kucharska-Dziedzic. - To pozwoliło sięgnąć naprawdę po większe środki unijne - kontruje prof. Osękowski. - Gdyby nie doszło do połączenia miasta z gminą, Zielona Góra nie mogłaby sięgnąć po tak duże środki finansowe na transport niskoemisyjny. Dzisiaj Zielona Góra ma ten transport niskoemisyjny jeden lepszy w kraju. Zielona Góra miała aglomeracyjne aspiracje i właśnie powiększenie spowodowało, że ta aglomeracyjność stała się realna - ocenia.
Miasto z sołtysami
Dużą Zieloną Górą oprócz prezydenta i rady miasta, rządzili też radni dzielnicy Nowe Miasto. Nowe władze ją zlikwidowały. Przedstawicielami przyłączanych wsi wciąż są sołtysi. Ma go każda z 17 przyłączonych miejscowości - jaka jest jego rola, tłumaczyła nam - Olga Jasińska-Cieślińska, sołtyska zielonogórskiej wsi Jany. - On może występować do prezydenta, do władz miasta, do pracowników urzędu miasta z wnioskami o realizację potrzeb mieszkańców. Sołtys jest liderem w sołectwie, od którego mieszkańcy oczekują pośrednictwa w zakresie realizacji ich potrzeb i kontaktu z władzami miasta, urzędem miasta. Organizuje wydarzenia, imprezy, spotkania itp. finansowane z funduszy sołeckich dedykowanych konkretnym sołectwom, którymi dysponuje Miasto Zielona Góra. Miasto przeznacza corocznie na sołectwa również skromne fundusze inwestycyjne, które pozwalają realizować niewielkie zadania dotyczące potrzeb mieszkańców. Oprócz tych funduszy od tego roku budżetowego miasto stara się realizować kolejne inwestycje, które są dedykowane terenom sołectw i finansowane również z budżetu miasta co na pewno pozwoli na dalszy rozwój terenów sołeckich, jaki i Zielonej Góry - wylicza.
Rzeszów też chciał być wielki
Zielona Góra była pionierem, jeśli chodzi o jednorazowe wchłonięcie wielu wsi, ale nie była bynajmniej jedynym miastem, które znacząco się powiększyło w ostatnich dwóch dekadach.
Jeszcze w 2005 roku Rzeszów należał do najmniejszych miast wojewódzkich. Przez minione 20 lat urósł ponad dwukrotnie. Poprzedni prezydent stolicy Podkarpacia, już nieżyjący Tadeusz Ferenc, zabiegał o wchłanianie do miasta kolejnych miejscowości. Udało mu się to ośmiokrotnie.
Ostatni był Pogwizdów Nowy. W granicach miasta znalazł się w 2021 roku. Rzeszów zyskał 4 tysiące mieszkańców, kosztem gminy Głogów Małopolski. - To nie był dobry ruch - mówi Tomasz Skoczylas, burmistrz gminy Głogów Małopolski pod Rzeszowem. - Mieszkańcy utracili troszeczkę swoją autonomię. Tam jest teraz, z tego co wiem, rada osiedla. Nie sołectwo. Nie mają obecnie radnego, który by ich reprezentował, a wtedy tego radnego mieli - mówi w rozmowie tvn24.pl Skoczylas. Gmina straciła teren, podatki i kilka tysięcy mieszkańców. Dziś nowy już burmistrz gminy sam ma chrapkę na zmianę granic. - Jak byśmy mieli więcej niż 20 tysięcy mieszkańców spowodowałoby to to, że moglibyśmy wchodzić w inne progi projektowe, walczyć o większe pieniążki, jeśli chodzi o dofinansowanie. Dlatego też jako burmistrz planuję poszerzenie gminy Głogów Małopolski, o sołectwo z innych gmin - dodaje Skoczylas.
98 proc. nie chciało do Rzeszowa
W niektórych podrzeszowskich wsiach nawet 98 procent mieszkańców było przeciwnych zmianom. W ramach protestu wywieszali na płotach plakaty. Ówczesne władze przez lata namawiały mieszkańców spod Rzeszowa do zmiany adresu. Skutecznie. - Granice Rzeszowa zostały wyznaczone w taki sposób, że Rzeszów w swoich granicach nie miał terenów rozwojowych w związku z tym rozwijał się poza swoimi granicami, a prezydent Ferenc z jednej strony włączał w granice miasta osiedla podmiejskie, które powstały poza granicami Rzeszowa, właśnie dlatego, że Rzeszów nie miał terenów rozwojowych a przy okazji włączał też trochę terenów jeszcze nie zagospodarowanych" - powiedział w rozmowie z tvn24.pl Andrzej Porawski, dyrektor biura Związku Miast Polskich.
Współpraca zamiast poszerzania
Miasto w końcu przekroczyło 200 tysięcy mieszkańców. Stolica Podkarpacia wyrosła na lidera Polski południowo-wschodniej. - Ja się muszę koncentrować na urządzeniu i zurbanizowaniu tych terenów sensownie" - powiedział w rozmowie z tvn24.pl Konrad Fijołek, prezydent Rzeszowa.
Dziś władze stolicy Podkarpacia mają inny plan na miasto niż poprzednicy. - Nie zamierzam już prowadzić procesu poszerzania Rzeszowa z kilku względów. Przede wszystkim to jest to, że ten proces jednak wywołuje pewne napięcia z sąsiadami. Ja postawiłem na pewną współpracę. Rzeszów jest już dwa i pół raza większy, więc jest co urbanizować. To znaczy jest to obszar bardzo już duży w który trzeba inwestować. Dalszy proces poszerzania nie ma sensu, bo korzyści nie są już tak znaczące jak były kiedyś - dodaje Fijołek.
Jeszcze więcej dużych miast
O reformie administracyjnej coraz głośniej rozmawia się w MSWiA - słyszymy od samorządów. Resort potwierdził tvn24.pl, że pracuje nad zmianami w podziale terytorialnym państwa. Projekt ustawy ma być gotowy w drugim kwartale tego roku. Na mapach zmian demograficznych z ostatnich 10-20 lat widać, że mieszkańców największych miast - Poznań, Kraków, Wrocław, Łódź - albo ubywa albo przyrasta nieznacznie. Miejsca, które demograficznie zyskują, to tzw. obwarzanki, czyli gminy okalające największe ośrodki. Tworzy to napięcie pomiędzy miastem a otaczającymi go miejscowościami, bo te drugie zyskują mieszkańców (i ich podatki), a to pierwsze ma z tej transakcji właściwie same straty - mieszkańcy obwarzanków korzystają z infrastruktury i zasobów centrum, ale w bardzo niewielkim stopniu dokładają się do jego budżetu. Dojeżdżają do pracy i wożą dzieci do szkół w mieście, ale podatki płacą w gminie obok. - Na dzisiaj konieczna jest moim zdaniem likwidacja gmin obwarzankowych, których jest około 150, które nie mają sensu - uważa Andrzej Porawski.
- Czyli połączyć je z miastem?
- Odwrotnie. Przyłączyć miasto do gminy wiejskiej. Niech to nie będzie, że to gminy wiejskie zostaną zlikwidowane. Nie. Niech to będzie w drugą stronę. Tylko nie mówmy, żeby przyłączyć coś do miasta, bo będzie od razu protest - zaznacza Porawski.
Autorka/Autor: Łukasz Wieczorek
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: UM Zielona Góra