Były marszałek skazany po kolizji na S3

Potem wyprzedził pojazd i uderzył w niego
Wyrok nie jest prawomocny
Źródło: TVN24
Były marszałek województwa lubelskiego Marcin Jabłoński (KO) został skazany za spowodowanie niebezpiecznej kolizji na S3 w czerwcu tego roku. W czasie procesu zapewniał, że jest niewinny i na dowód przedstawiał prywatną opinię, z której wynikało, że film, który pojawił się w sieci, został zmanipulowany.

Polityk - jak oceniła policja wezwana do zdarzenia z 26 czerwca 2025 roku - spowodował niebezpieczną kolizję na S3, kiedy najpierw wyprzedził inne auto prawym pasem, a potem zajechał mu drogę. Jabłoński przekonywał, że jest niewinny.

W poniedziałek sąd w Sulechowie nieprawomocnie uznał go za winnego spowodowania kolizji i na półtora roku zakazał mu prowadzenia pojazdów. Oprócz tego były marszałek ma zapłacić cztery tysiące złotych grzywny.

W ustnym uzasadnieniu wyroku przewodniczący, sędzia Piotr Filipczak stwierdził w kontekście niebezpiecznych manewrów kierowcy, że polityk "ewidentnie chciał to zrobić". - To świadczy o dużym negatywnym ładunku w zachowaniu oskarżonego. To miało miejsce na drodze ekspresowej. To, że nikomu się nic nie stało to przypadek - powiedział sędzia.

Zaznaczył, że w wyniku czynów polityka "mogła nastąpić bardzo duża szkoda" i przypomniał, że były marszałek wcześniej trzykrotnie przekraczał prędkość o 50 km na godzinę.

Były marszałek nie pojawił się w poniedziałek w sądzie. Jego pełnomocnik zapowiedział apelację.

Nagranie, które obiegło internet

Przebieg zdarzenia, do którego doszło na 183. kilometrze trasy S3 na odcinku Sulechów-Zielona Góra, widać na nagraniu, które niedługo potem trafiło do sieci. Na filmie, które opublikował NewsLubuski.pl, marszałek najpierw podjeżdża blisko poprzedzającego go auta, a następnie wyprzedza je prawym pasem. Potem z ujęcia z przodu widać, jak skoda przy powrocie na lewy pas ma kontakt z wyprzedzanym autem, po czym ociera się o bariery energochłonne po lewej stronie jezdni, wzbijając w powietrze tumany kurzu.

Zdaniem polityka KO, nagranie zostało "zmanipulowane" w taki sposób, żeby to on wyglądał na sprawcę. Tak przynajmniej przekonywał w czwartek w sądzie.

Polityk stanął przed nim, bo nie przyjął mandatu, który po kolizji chcieli mu wręczyć funkcjonariusze. Jak ustalił po zdarzeniu nasz reporter śledczy Robert Zieliński, ówczesny marszałek zrobił funkcjonariuszom awanturę, uważając, że policja źle przeprowadza interwencję.

Wersja polityka

W tym miejscu trzeba podkreślić, że nagranie, które trafiło do sieci, pokazywaliśmy ekspertom z zakresu bezpieczeństwa w ruchu drogowym i byli oni zgodni: to polityk odpowiada za spowodowanie kolizji. Dlaczego zatem sam zainteresowany podczas procesu uważał inaczej?

Przede wszystkim zaznaczał, że to kierowca bmw, z którym potem się zderzył, przez wiele kilometrów zachowywał się w prowokacyjny sposób wobec niego i innych kierowców na S3. - Przyspieszał, zwalniał, próbował wyprzedzać, pokazywał siłę swojego samochodu, odjeżdżał i zajeżdżał mi drogę - mówił przed sądem.

Polityk zapewniał, że "nie chciał rywalizować" z kierowcą z bmw. - Nie miałem przecież z nim żadnego konfliktu, nie znałem tego człowieka, nie wiedziałem nawet, kto jedzie tym autem. Chciałem pojechał do pracy i zająć się swoimi obowiązkami - mówił.

- Po prostu chciałem w sposób normalny, zgodnie z przepisami prawa, bo nie przekraczałem prędkości, ominąć ten samochód, pojechać spokojnie bez problemu do pracy. Nie mogę sobie zarzucić, że zrobiłem coś nieodpowiedzialnego, niedojrzałego - zapewniał.

Na potwierdzenie swoich słów polityk złożył w sądzie prywatną ekspertyzę, która została wykonana na jego wniosek. Co z niej wynikało? Przede wszystkim, że sprawcą ma być kierowca bmw, który - jak uznał biegły wynajęty przez polityka - doprowadził do zdarzenia, bo nie dostosował się do "podstawowych zasad ruchu drogowego". Jednocześnie w opinii stoi, że film, na którym widać moment zdarzenia, został zmanipulowany. Biegły wskazuje, że nagranie zostało przyspieszone i wycięto z niego fragment, żeby "zniekształcić przebieg zdarzenia".

"Do głowy mi to nie przyszło"

Co się zatem stało, że doszło do zderzenia? Marcin Jabłoński twierdził w czasie procesu, że zdecydował się wyprzedzić bmw prawym pasem, bo "nie jest to zabronione".

- Do głowy mi nie przyszło, że ktoś w takiej sytuacji może wcisnąć pedał gazu do oporu - mówił.

Zaznaczył, że drugi kierowca miał silniejsze auto i musiał mieć świadomość, że bez problemu utrudni proces wyprzedzania.

- Później się dowiedziałem, że ta osoba ćwiczyła taką jazdę na torze. Konfigurując swój pojazd, ten człowiek wiedział, czym jeździ. Zresztą pracuje on w serwisie, zna takie samochody jak ten, którym ja jechałem. Wiedział, jakie parametry miało jego auto i jakie miało moje - zaznaczył.

Polityk o stresie i budowaniu wizerunku

W dalszej kolejności polityk mówił o tym, jak negatywny wpływ na jego zdrowie miało zamieszanie po zdarzeniu na S3.

- Od kilkudziesięciu lat ciężko pracuję na swoje dobre imię. Wskutek tego, że do mediów trafił film ze zdarzenia, zastanawiałem się, dlaczego ten film tak szybko ktoś udostępnił. Myślę, że chciał po prostu wskazać na mnie jako winnego w tej sytuacji - zaznaczał.

Potem Marcin Jabłoński przekonywał sąd, że "nie ma oryginalnych nagrań ze zdarzenia".

- Taki jest przynajmniej mój stan wiedzy. Ekspert, który zajmował się sprawą, ocenił, że film został poddany obróbce, manipulacji. Zaznaczam, że ja tego eksperta nie znam, zarekomendowany on został mi jako osoba wyróżniająca się w swojej fachowości w kraju - podkreślał.

Już nie marszałek

W sierpniu podczas sesji sejmiku województwa lubuskiego głosami wszystkich obecnych 29 radnych została przyjęta uchwała o odwołaniu Jabłońskiego wraz z całym zarządem województwa, którym kierował. Wniosek złożył sam Marcin Jabłoński.

Marszałek lubuski rezygnuje z funkcji
Źródło: TVN24
OGLĄDAJ: TVN24 HD
pc

TVN24 HD
NA ŻYWO

pc
Ten i inne materiały obejrzysz w subskrypcji
Czytaj także: