Rodzina z Iraku, która kilka dni wcześniej została na przejściu granicznym w Terespolu (woj. lubelskie) odesłana na Białoruś, została wpuszczona do Polski. Straż Graniczna, wbrew temu co twierdzi aktywistka z inicjatywy Hope&Humanity Poland, informuje że za pierwszym razem Irakijczycy nie prosili o ochronę międzynarodową w naszym kraju. To bardzo podobna sytuacja do tej z końcówki sierpnia, kiedy do Polski – też za drugim razem - wpuszczona została rodzina z Afganistanu. Procedura uzyskiwania ochrony międzynarodowej rozpoczęła się też wobec rodziny z Sudanu, która pojawiła się na przejściu tego samego dnia co Irakijczycy.
"Czy jesteście w stanie w to uwierzyć?! Tydzień po kompromitacji z wypchnięciem, a następnie wpuszczeniem afgańskiej rodziny z dwójką małych dzieci, Straż Graniczna na jedynym działającym przejściu granicznym robi znów to samo! Siłowo wypycha na Białoruś kolejną rodzinę z dziećmi, proszącą legalnie o ochronę międzynarodową" – napisała 3 września na swoim profilu facebookowym Małgorzata Rycharska z inicjatywy Hope&Humanity Poland (współpracującej z Podlaskim Ochotniczym Pogotowiem Humanitarnym, które niesie pomoc przy granicy z Białorusią).
Pod koniec sierpnia informowaliśmy o pochodzącej z Afganistanu rodzinie z dwójką małych dzieci, która po tym jak po raz drugi pojawiła się na przejściu granicznym w Terespolu (woj. lubelskie), została wpuszczona do Polski. Za pierwszym razem, kilka dni wcześniej, odesłano ją na Białoruś, bo jak twierdziła później Straż Graniczna, rodzina nie chciała zostać w Polsce, lecz jechać do Niemiec. Małgorzata Rycharska mówiła nam jednak, że za pierwszym i za drugim razem Afgańczycy prosili o objęcie ich ochroną międzynarodową w Polsce a wniosek został przyjęty dopiero za drugim razem. Rodzina została przewieziona do ośrodka dla cudzoziemców. Czeka na rozpatrzenie wniosku o ochronę.
Rodzina z czwórką dzieci. Najmłodsze ma 2,5 roku
Koniec końców tak samo stało się z irakijską rodziną z czwórką dzieci (najmłodsza jest 2,5-roczna dziewczynka, a najstarszy 17-letni chłopiec z niepełnosprawnością), która została wpuszczona do Polski w poniedziałek, 9 września.
- Wcześniej, 3 września, strażnicy graniczni odesłali ich jednak na Białoruś, choć mieli ze sobą kartkę z napisem po angielsku, że chcą ochrony międzynarodowej w Polsce – mówi Rycharska (zdjęcie matki z córką, które trzymają kartkę zamieściła na Facebooku).
SG: za pierwszym razem nie deklarowali chęci ubiegania się o ochronę
Kapitan Dariusz Sienicki, rzecznik komendanta Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej komentuje, że zdjęcie mogło zostać wykonane już po próbie przekroczenia granicy, a w tle nie widać przejścia granicznego.
- Za pierwszym razem migranci nie deklarowali chęci ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce. Podczas odprawy granicznej nie mieli ze sobą kartki, o której mowa. Zostali więc odesłani na Białoruś. Za drugim razem prosili o ochronę. Rozpoczęła się więc procedura – zaznacza.
Rodzina z niemowlakiem przyjęta za pierwszym razem
Tego samego dnia do Polski została też wpuszczona rodzina z niemowlakiem.
- Pochodzą z, objętego walkami między wojskiem a bojówkami, Sudanu. Na szczęście zostali przyjęci za pierwszym razem – mówi Małgorzata Rycharska.
Aktywistka: takie przypadki będą raczej sporadyczne
Pytamy ją, czy spodziewa się kolejnych przypadków, w których migranci zamiast próbować przekraczać nielegalnie granicę w lasach, będą udawać się na przejście graniczne?
- Jeśli będą takie przypadki to raczej sporadyczne. Trzeba pamiętać, że aby migranci mogli pojawić się na przejściu granicznym muszą zostać legalnie wypuszczeni przez białoruskie służby. Do czego niezbędne jest posiadanie tzw. wizy exit, a strona białoruska wydaje ją bardzo rzadko, w najbardziej dramatycznych sytuacjach. Tak jak w przypadku, wpuszczonej za drugim razem, rodziny z Iraku, która pochodzi z dystryktu Basra w południowej części kraju, gdzie trwają walki klanowe. Z relacji ojca wynika, że kilku członków jego klanu zamordowano, a rodzina dostała wiele gróźb. Udało im się uciec do Rosji, a później na Białoruś, gdzie służby odmówiły im azylu i wydały wizy exit. Wtedy postanowili jechać do Polski – tłumaczy aktywistka.
Operacja "Śluza" - kryzys wywołany przez Łukaszenkę
Kryzys migracyjny na granicach Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą został wywołany przez Aleksandra Łukaszenkę, który jest oskarżany o prowadzenie wojny hybrydowej. Polega ona na zorganizowanym przerzucie migrantów na terytorium Polski, Litwy i Łotwy. Łukaszenka w ciągu ponad 28 lat swoich rządów nieraz straszył Europę osłabieniem kontroli granic.
Czytaj też: Operacja "Śluza" - skąd latały samoloty do Mińska? Oto, co wynika z analizy tysięcy rejsów
Akcję ściągania migrantów na Białoruś z Bliskiego Wschodu czy Afryki, by wywołać kryzys migracyjny, opisał na swoim blogu już wcześniej dziennikarz białoruskiego opozycyjnego kanału Nexta, Tadeusz Giczan. Wyjaśniał, że białoruskie służby prowadzą w ten sposób wymyśloną przed 10 laty operację "Śluza". Pod pozorem wycieczek do Mińska, obiecując przerzucenie do Europy Zachodniej, reżim Łukaszenki sprowadził tysiące migrantów na Białoruś. Następnie przewozi ich na granice państw UE, gdzie służby białoruskie zmuszają ich, by je nielegalnie przekraczali. Ta operacja wciąż trwa.
Organizacje pomocowe o sytuacji na granicy
Organizacje niosące pomoc humanitarną na granicy polsko-białoruskiej twierdzą, że pomimo zmiany rządów w Polsce wobec migrantów nadal łamane jest prawo. Przekonują, że mają udokumentowane przypadki wyrzucania za granicę z Białorusią osób, które wyraźnie i w obecności wolontariuszy prosiły o ochronę międzynarodową. W czasie jednej z konferencji prasowych zaprezentowano drastyczny film udostępniony przez Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne, na którym widać przeciąganie bezwładnego ciała kobiety przez bramkę w płocie granicznym i porzucanie jej po drugiej stronie.
Organizacje pomocowe domagają się od rządu przywrócenia praworządności na pograniczu polsko-białoruskim, prowadzenia polityki ochrony granic z poszanowaniem prawa międzynarodowego oraz krajowego, gwarantującego dostęp do procedury ubiegania się o ochronę międzynarodową i przestrzeganie zasady non-refoulement, wszczynania przewidzianych prawem postępowań administracyjnych wobec osób przekraczających granicę, natychmiastowego zatrzymania przemocy na granicy wobec osób w drodze i pociągnięcie do odpowiedzialności winnych przemocy.
"Wiemy o osobach w ciężkim stanie zdrowia wyrzucanych z ambulansów wojskowych, a także wywożonych wprost ze szpitali. Za druty i płot graniczny trafiają mężczyźni, kobiety z dziećmi oraz małoletni bez opieki. Wywózkom cały czas towarzyszy przemoc ze strony polskich służb: używanie gazu łzawiącego, bicie, rozbieranie do naga, kopanie, rzucanie na ziemię, skuwanie kajdankami, niszczenie telefonów i dokumentów, odbieranie plecaków z prowiantem oraz czystą wodą. Ludzie opowiadają nam, że groźbą lub przemocą fizyczną są zmuszani do podpisywania oświadczeń, że nie chcą się ubiegać o ochronę międzynarodową w Polsce, a następnie wywożeni są za płot" - czytamy we wspólnym oświadczeniu organizacji.
Czytaj więcej w tvn24.pl: Kryzys na granicy polsko-białoruskiej
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Małgorzata Rycharska/FB