Inwestycja dokonała szkód w przyrodzie i nie miała sensu, bo za kilka lat erozja sprawi, że stawiane dziś słupy z kamerami znajdą się pod wodą - tak komentują wycinki drzew obrońcy przyrody. A chodzi o lubelski odcinek granicy z Białorusią, gdzie przy rzece Bug trwa budowa bariery elektronicznej i na terenie 10 metrów od linii brzegowej wycięto drzewa i krzewy. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wysłała pod koniec grudnia pismo, w którym wyraziła swoje zaniepokojenie skalą wycinek. Teraz mają rozpocząć się prace nad określeniem, w jaki sposób zrekompensowana zostanie strata w przyrodzie.
Kiedy 10 grudnia pisaliśmy o sprawie, Małgorzata Klemens, fotografka przyrody związana z inicjatywą Nie dla Muru, komentowała że brakuje jaj nawet słów, żeby to opisać. - To totalnie bezmyślna i bezsensowna dewastacja - mówiła.
Budują barierę elektroniczną
A chodziło o dolinę rzeki Bug, gdzie na terenie województwa lubelskiego, wzdłuż granicy z Białorusią, przeprowadzona została wycinka drzew i krzewów. Wszystko w ramach budowy bariery elektronicznej, czyli systemu, w skład którego - jak podaje Straż Graniczna - wejdzie około 1800 słupów kamerowych, około 4500 kamer dzienno-nocnych i termowizyjnych oraz specjalne czujniki.
Termin realizacji tego przedsięwzięcia przewidziano na kwiecień przyszłego roku, a wartość umowy to ponad 279 mln zł.
Wycinki na terenie 10 metrów od linii brzegowej
Dzięki barierze Straż Graniczna będzie mogła całodobowo obserwować pas drogi granicznej i przeciwdziałać nielegalnej migracji. Bariera powstaje w województwie lubelskim na całej długości granicy z Białorusią, czyli 172 kilometrach, natomiast drzewa i krzewy zostały usunięte na terenie 10 m od linii brzegu rzeki.
Jak informował nas kapitan Dariusz Sienicki, rzecznik Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej, zgodnie z treścią art. 10 ustawy o ochronie granicy państwowej na gruntach położonych w pasie drogi granicznej Straż Graniczna może budować urządzenia służące ochronie granicy państwowej bez konieczności jakichkolwiek aktów stosowania prawa w postaci decyzji administracyjnych czy umów.
Straż Graniczna informuje, że był nadzór przyrodniczy
Oznacza to, że inwestycja nie wymagała chociażby uzgodnień z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska. Niemniej - jak podreślał kpt. Sienicki - chociaż nie było to w żaden sposób dla inwestora wiążące, została objęta nadzorem przyrodniczym wykonawcy, który współpracował z RDOŚ.
- Zakres współpracy obejmuje m.in. prowadzenie kontroli obszaru robót i podejmowanie działań związanych z ochroną przyrody i środowiska. Jest to istotne z uwagi na skalę ingerencji w środowisko przyrodnicze oraz miejsce prowadzonych robót, a także konieczność i rodzaj podejmowanych działań minimalizujących oddziaływanie inwestycji na środowisko, w szczególności na obszarach objętych prawną formą ochrony przyrody - podkreślał kapitan Sienicki.
O tym samym pisał też zresztą wydział prasowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, do którego wysłaliśmy pytania.
Obrońcy przyrody: skala wycinek przeraża
Takie argumenty nie przekonały przewodnika turystycznego i miłośnika przyrody Łukasz Synowieckiego, który widział skalę zniszczeń chociażby na terenie rezerwatu przyrody Szwajcaria Podlaska w gminie Terespol i rezerwatu Łęg Dębowy koło Janowa Podlaskiego.
- Nikt nie kwestionuje konieczności ochrony granicy, ale forma, w jakiej jest to prowadzone, przeraża. Wycięto nawet najstarsze ogromne dęby, zryto ziemię, naruszono skarpy - mówił nam.
Potrzeby odlesiania całego pasa nie widział też dr hab. Michał Żmihorski, dyrektor Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży.
- Mam wrażenie, że decyzja nie została przemyślana. Powstała bardzo duża szkoda w przyrodzie - zaznaczał.
RDOŚ wydał zalecenia
Cezary Wierzchoń, rzecznik lubelskiego RDOŚ, informował nas, że po tym, jak Straż Graniczna wystąpiła z prośbą o przedstawienie stanowiska, dyrekcja wydała w lipcu zalecenia przyrodnicze.
- Była w nich mowa między innymi o tym, żeby nad pracami był ustanowiony nadzór przyrodniczy, żeby prace były prowadzone poza sezonem lęgowym ptaków. A jeśli prace są wykonywane na terenie rezerwatów przyrody - żeby wycięte drewno było pozostawiane na terenie tych rezerwatów - wyliczał.
Dyrekcja wyraziła zaniepokojenie
Teraz poinformował nas, że 29 listopada RDOŚ wysłała do Straży Graniczenej pismo, w którym wyraziła "zaniepokojenie rozmiarem i sposobem prowadzenia prac ziemnych oraz ilością wycinanych drzew".
Stało się to po tym, jak pracownicy RDOŚ przeprowadzili wraz z Nadleśnictwem Chotyłów wizje terenowe na terenie wspomnianego rezerwatu przyrody Szwajcaria Podlaska. Rzecznik informuje nas, że aktualnie mają rozpocząć się prace nad określeniem warunków i zakresu kompensacji przyrodniczej (polegającej chociażby na sadzeniu nowych drzew - przyp. red.).
O tym, że trwają prace nad zakresem kompensacji pisze nam też biuro prasowe Ministerstwa Klimatu i Środowiska, do którego wysłaliśmy pytania.
Straż Graniczna: już w lipcu udzieliliśmy GDOŚ wyczerpujących wyjaśnień
Podpułkownik Andrzej Juźwiak, rzecznik Komendanta Głównego Straży Granicznej, informuje nas, że spostrzeżenia z pisma RDOŚ z 29 listopada zostały przekazane wykonawcy robót, natomiast Straż Graniczna już w lipcu udzieliła ministerstwu, a także Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska wyczerpujących wyjaśnień na temat sposobu realizacji inwestycji.
"Tym samym wszelkie informacje na temat inwestycji udostępniono właściwym instytucjom, które prowadzą prace związane m.in. z realizacją, w przypadku takiej konieczności, szeroko rozumianej kompensacji przyrodniczej" - pisze nam w mailu.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Małgorzata Klemens