Na lubelskim odcinku granicy z Białorusią trwa budowa bariery elektronicznej przy rzece Bug. Na terenie 10 metrów od linii brzegowej wycięte zostały drzewa i krzewy, montowany będzie monitoring. Obrońcy przyrody komentują, że straty w środowisku naturalnym są ogromne i do tego bezsensowne, bo usunięcie drzew oraz rozrycie skarp przyspieszy erozję i za kilka lat słupy z kamerami znajdą się pod wodą. A ta podejdzie też pod zabytkowy kościół w Neplach.
- Brakuje nawet słów, żeby to opisać. To totalnie bezmyślna i bezsensowna dewastacja. Pomijając już nawet straty w środowisku naturalnym - że zniszczono chociażby siedliska bobrów – brzeg rzeki będzie teraz ulegał szybszej erozji i w ciągu dwóch-trzech lat linia brzegowa dojdzie do stawianych obecnie słupów. Tak przynajmniej komentują przyrodnicy - mówi Małgorzata Klemens, fotografka przyrody związana z inicjatywą Nie dla Muru.
Chodzi o dolinę rzeki Bug, gdzie na terenie województwa lubelskiego, wzdłuż granicy z Białorusią, przeprowadzona została wycinka drzew i krzewów. Wszystko w ramach budowy bariery elektronicznej. Czyli systemu, w skład którego - jak podaje Straż Graniczna - wejdzie około 1800 słupów kamerowych, około 4500 kamer dzienno-nocnych i termowizyjnych oraz specjalne czujniki. Termin realizacji tego przedsięwzięcia przewidziano na kwiecień przyszłego roku, a wartość umowy to ponad 279 mln zł.
Będą mogli całodobowo obserwować granicę
- Dzięki temu funkcjonariusze Straży Granicznej otrzymają narzędzie do ochrony granicy państwowej wykrywające zdarzenia związane z przekraczaniem granicy i umożliwiające całodobową obserwację pasa drogi granicznej – informuje kapitan Dariusz Sienicki, rzecznik Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej.
Gdy zwracamy uwagę, że przeważnie migranci próbują nielegalnie przekraczać granicę lądową (na terenie woj. podlaskiego), a nie przez graniczną rzekę, informuje, że faktycznie tak jest, jednak od początku roku zatrzymano 395 osób, które chciały dostać się do Polski, właśnie przeprawiając się przez Bug.
Uzgodnienia z RDOŚ nie były wymagane
Podaje też, że bariera powstaje w województwie lubelskim na całej długości granicy z Białorusią, czyli 172 kilometrach, natomiast drzewa i krzewy zostały usunięte na terenie 10 m od linii brzegu rzeki.
- Zgodnie z treścią art. 10 ustawy o ochronie granicy państwowej na gruntach położonych w pasie drogi granicznej Straż Graniczna może budować urządzenia służące ochronie granicy państwowej bez konieczności jakichkolwiek aktów stosowania prawa w postaci decyzji administracyjnych czy umów - zaznacza.
Oznacza to, że inwestycja nie wymagała chociażby uzgodnień z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska. Niemniej - jak informuje kpt. Sienicki - została objęta nadzorem przyrodniczym wykonawcy, który współpracuje z RDOŚ.
- Zakres współpracy obejmuje m.in. prowadzenie kontroli obszaru robót i podejmowanie działań związanych z ochroną przyrody i środowiska. Jest to istotne z uwagi na skalę ingerencji w środowisko przyrodnicze oraz miejsce prowadzonych robót, a także konieczność i rodzaj podejmowanych działań minimalizujących oddziaływanie inwestycji na środowisko, w szczególności na obszarach objętych prawną formą ochrony przyrody - podkreśla rzecznik (o tym samym pisze zresztą wydział prasowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, do którego wysłaliśmy pytania - red.).
Miłośnik przyrody: forma przeraża
Przewodnik turystyczny i miłośnik przyrody Łukasz Synowiecki komentuje, że widział skalę zniszczeń chociażby na terenie rezerwatu przyrody Szwajcaria Podlaska w gminie Terespol i rezerwatu Łęg Dębowy koło Janowa Podlaskiego.
- Nikt nie kwestionuje konieczności ochrony granicy, ale forma, w jakiej jest to prowadzone, przeraża. Wycięto nawet najstarsze ogromne dęby, zryto ziemię, naruszono skarpy. A przecież drzewa "wiążą" grunt i zabezpieczają przed erozją. Teraz erozja będzie postępować, a skarpy będą się osuwać - mówi.
Dodaje gorzko, że "jeśli Władimir Putin to widzi, to pewnie cieszy się, że sami to sobie jako kraj zrobiliśmy".
- Oczywiście tych drzew nie da się już przywrócić, ale może to będzie nauczka na przyszłość. Niedawno pojawiły się rządowe doniesienia, że zabezpieczana ma być też granica z Ukrainą. Mam nadzieję, że przykład tego, co stało się nad Bugiem, da komuś do myślenia i sytuacja nie powtórzy się przy granicznej rzece San - zaznacza Synowiecki.
Dyrektor IBS PAN: powstała bardzo duża szkoda w przyrodzie
Natomiast dr hab. Michał Żmihorski, dyrektor Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży, komentuje - zastrzegając, że choć nie jest ekspertem od obronności - to nie widzi potrzeby odlesiania całego pasa.
- Przy rzece są wzniesienia, które są moim zdaniem doskonałymi punktami obserwacyjnymi, gdzie można byłoby postawić kamery. Bez konieczności prowadzenia wycinek wszystkich drzew i krzewów. Mam wrażenie, że decyzja nie została przemyślana. Powstała bardzo duża szkoda w przyrodzie - zaznacza.
RDOŚ wydał zalecenia
Cezary Wierzchoń, rzecznik lubelskiego RDOŚ, informuje nas, że po tym, jak Straż Graniczna wystąpiła z prośbą o przedstawienie stanowiska, dyrekcja wydała w lipcu zalecenia przyrodnicze.
- Była w nich mowa między innymi o tym, żeby nad pracami był ustanowiony nadzór przyrodniczy, żeby prace były prowadzone poza sezonem lęgowym ptaków. A jeśli prace są wykonywane na terenie rezerwatów przyrody - żeby wycięte drewno było pozostawiane na terenie tych rezerwatów - wylicza.
Niedługo mamy dostać informacje, jak RDOŚ ocenia wypełnianie tych zaleceń. Pracownicy byli już na wizjach terenowych. Jakikolwiek byłby jednak wynik wizji, to i tak stanowisko RDOŚ nie jest tu wiążące.
Ornitolog: teren został ogołocony
- Trudno mówić o nadzorze przyrodniczym, gdy widać, że teren został ogołocony, a przyroda zniszczona - komentuje ornitolog oraz specjalista w zakresie inwentaryzaji przyrodnicych Dawid Kaźmierczak z Fundacji Dzika Polska.
- Bug płynie dość dynamicznie. Skarpy zostały pozbawione drzew, które stanowiły naturalne umocnienia. Teraz skarpy będą coraz bardziej podmywane. Gdy za kilka lat woda podejdzie pod stawiane dziś słupy z monitoringiem, trzeba będzie je przesuwać w głąb lądu i prowadzić kolejne wycinki. Nie ma to najmnieszego sensu. Nawet dla obronności kraju. Mamy teraz odsłonięty brzeg. Strona białoruska może przez lornetki swobodnie obserwować to, co dzieje się na polskim brzegu - mówi.
Padły nawet drzewa dziuplaste
Dodaje, że po zmianie władzy w Polsce liczył, iż zmieni się też podejście do przyrody.
- Jestem bardzo rozczarowany. Wiele rzek w Polsce zostało zmeliorowanych i sztucznie wyprostowanych, a tutaj mamy dość dzikie i naturalnie wijące się koryto rzeki, nad którą rosły stare lasy łęgowe. A tutaj wycięto nawet drzewa dziuplaste, które są niezbędne dla zachowania chociażby kolonii rozrodczych nietoperzy czy też innych gatunków ptaków - zaznacza Kaźmierczak.
Zniszczono siedliska ptaków
O ptakach mówi też Tomasz Bajdak z Lubelskiego Towarzystwa Ornitologicznego.
- Zniszczone zostały całe siedliska ptaków. A są takie gatunki, jak na przykład występujący tam to tej pory remiz, które zakładają swoje gniazda wyłącznie na gałęziach wiszących nad wodą. Teraz już nie założą - mówi.
Natomiast jeśli chodzi o inne gatunki (takie, które zakładają gniazda nie tylko na drzewach, których gałęzie wiszą nad wodą) to one również straciły swoje siedliska.
- Ale też miejsca żerowania. Ptaki zajmują określone terytoria, nie ma więc możliwości, aby po tym, jak terytoria te zostały uszczuplone, ptaki były w stanie wykarmić wszystkie młode. Dewastacja przyrody jest ogromna. Nawet jeśli chodzi o ryby żerujące i składające do tej pory ikrę wśród drzew, które upadły do rzeki - zaznacza Bajdak.
Miłośniczka przyrody: wygląda to jak plac budowy jakiejś autostrady
Skalą zniszczeń oburzona jest też Beata Siemaszko, miłośniczka przyrody, która angażuje się w działalność Grupy Granica oraz stowarzyszenia No to Ci Pomogę.
- Barbarzyństwo to jedno z najdelikatniejszych określeń, jakich można użyć. Zniszczona została sielskość miejsca, gdzie wytchnienie znajdowali mieszkańcy i turyści. Teraz wygląda to jak plac budowy jakiejś autostrady. A trzeba pamiętać, że przyroda zniszczona została nawert w obrębie rezerwatów - mówi.
Dodaje, że obserwuje brzeg Bugu od lat i wie, że postępująca erozja sprawia, iż rzeka zabiera rocznie metr - a nawet do dwóch metrów - gruntu.
- Teraz erozja będzie szybsza. Można się spodziewać, że woda podejdzie pod zabytkowy kościół w Neplach, który stoi tuż przy rzece, a teren również został ogłocony z drzew - podkreśla.
Ksiądz Sałasińki: reszta została zostawiona Panu Bogu i przyrodzie
Ksiądz Daniel Sałasiński, proboszcz parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Neplach, mówi, że choć na razie nie ma zagrożenia, to trudno powiedzieć, co przyniesie przyszłość.
- Drzewa zostały ścięte, a reszta została zostawiona Panu Bogu i przyrodzie. Mamy nadzieję, że ta ostatnia za kilka lat się odrodzi. Wierzymy, że wszystko to robione jest dla bezpieczeństwa naszego kraju, ale ludzie przyjeżdżali tu do tej pory, aby podziwiać nadbużańską przyrodę, a teraz przyjeżdżają, żeby zobaczyć skalę zniszczeń - jak wszystko zostało wycięte do gołej ziemi - mówi gorzko ksiądz.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Małgorzata Klemens