31-letni Kamil P. odpowie za zabicie swojego 26-letniego kolegi. Według ustaleń śledczych podczas libacji alkoholowej oblał go rozcieńczalnikiem i podpalił. Poparzony twierdził początkowo, że sam wpadł do ogniska. Trafił do szpitala, gdzie po kilku tygodniach zmarł.
Prokuratura Rejonowa w Lubartowie skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko 31-letniemu Kamilowi P., któremu zarzuciła zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Według śledczych działał w zamiarze ewentualnym. Przed sądem odpowie również za pozbawienie wolności dwóch osób, znęcanie się i wywieranie wpływu groźbą lub przemocą na świadkach oraz posiadanie substancji odurzających.
Do tragicznych wydarzeń doszło w nocy z 15 na 16 stycznia br., gdy czterech mężczyzn piło alkohol w mieszkaniu w gminie Jeziorzany. Według ustaleń śledczych oskarżony zaczął zarzucać 26-latkowi, że spotyka się za plecami z jego bliską znajomą. Atakowany mężczyzna stanowczo temu zaprzeczał i starał się załagodzić konflikt, zapewniając o swojej lojalności.
Płonący wybiegł z mieszkania i rzucił się na śnieg
To wtedy oskarżony miał się stać agresywny i zaczął straszyć znajomego, następnie wziął kanister z rozcieńczalnikiem, polał go i podpalił zapalniczką. Płonący 26-latek wybiegł z mieszkania i rzucił się na śnieg, aby ugasić ubranie. Jego kompani w żaden sposób mu nie pomogli. Po powrocie do domu oskarżony zaczął grozić i bić również drugiego mężczyznę, czemu przyglądał się Roman K. Główny oskarżony zabronił pokrzywdzonym wyjść z mieszkania mimo ich zapewnień, że nikomu nie powiedzą o tym, co się wydarzyło. Po jakimś czasie Kamil P. się uspokoił i mężczyźni dalej pili alkohol i spożywali środki odurzające.
Twierdził, że sam wpadł do ogniska. Zmarł w szpitalu
Po powrocie do domu 26-latek kłamał, że podczas imprezy przypadkowo przewrócił się na ognisko. Rodzina przerażona widokiem rozległych oparzeń na jego ciele zawiozła go do lekarza, który pilnie zalecił wezwanie pogotowia ratunkowego. Ranny chłopak trafił na oddział intensywnej terapii z oparzeniami III stopnia obejmującymi 40 proc. ciała. Mimo leczenia zmarł po kilku tygodniach, na początku marca br.
Kamil P. nie przyznał się do stawianych mu zarzutów i odmówił składania wyjaśnień. Wcześniej był wielokrotnie karany. Przed sądem odpowie też Roman K., który również nie przyznał się do zarzutu i złożył wyjaśnienia, w których bagatelizował swój udział w zdarzeniu. Obaj mężczyźni są aresztowani.
Sąd Okręgowy w Lublinie nie wyznaczył jeszcze terminu pierwszej rozprawy. Głównemu oskarżonemu grozi dożywocie.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock