Był pijany, awanturował się z żoną, bo podejrzewał ją o zdradę. Kiedy do awantury włączył się znajomy kobiety, łódzki policjant sięgnął po służbową broń i wystrzelił 31 razy. Trzy pociski trafiły kolegę żony. Akt oskarżenia w sprawie byłego już policjanta trafił do sądu.
32-latek jest oskarżony o usiłowanie zabójstwa. Funkcjonariusz policji krytycznego dnia miał wolne. Pił alkohol. Kiedy wieczorem przyszła jego żona, mężczyzna zrobił jej awanturę.
- Mężczyzna podejrzewał ją o zdradę - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Przyszedł pod dom, niemal zginął
Doszło do szarpaniny, w czasie której - niewykluczone, że przypadkowo - wybrany został numer do kolegi z pracy 27-letniej żony. Mężczyzna usłyszał w telefonie odgłosy awantury, więc podjechał pod dom małżeństwa.
- Przed domem doszło do utarczek słownych między mężczyznami. Następnie policjant użył broni służbowej, z której wystrzelił 31 kul z dwóch magazynków. Pociski przelatywały przez drewniane ogrodzenie. Trzy utkwiły w nodze 45-latka
Poszkodowany miał dużo szczęścia, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Pociski nie przecięły żadnej z tętnic ani nie uszkodziły kości.
Strzelał, by zabić?
Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury podkreśla, że pociski wystrzelone przez 32-latka mogły zabić.
- Pociski były wystrzelone na wysokości półtora metra. Strzały stanowiły więc bezpośrednie zagrożenie dla życia - zaznacza.
Zagrożone było nie tylko życie 45-latka, który przyjechał pod dom policjanta.
- Pociski uderzyły w auto zięcia. Jeden uderzył w bramę garażową, inne w ścianę. W środku były moje wnuki, które mogły zginąć - zaznacza Marek Woliński, mieszkający naprzeciwko miejsca zdarzenia.
Z zazdrości
32-latek pracował jako kryminalny w Komendzie Miejskiej Policji w Łodzi. Został wydalony ze służby. Jak informują śledczy, motywem działania mężczyzny była zazdrość. Były już policjant uważał, że jest zdradzany przez żonę.
Zięć Marka Wolińskiego widział oskarżonego i rannego kilka chwil po wystrzeleniu pocisków.
- Zięć usłyszał strzały, wybiegł z domu. Zauważył zataczającego się człowieka, który upadł przy jego furtce. Zięć zapytał, czy może jakoś pomóc. A tamten odparł, że trzeba wezwać karetkę - opowiada.
Jak mówi, z nóg postrzelonego 45-latka leciało dużo krwi. Krwotok zatamował zięć za pomocą pasków, po które pobiegł do domu. Kiedy opatrywał rannego, obok stanął 32-letni policjant.
- Stał tuż obok. Wcześniej odrzucił gdzieś broń. Nie wiem, czy mu się zacięła. Ten ranny był opatrywany, a tamten na niego krzyczał, że ma "spier**lać" - relacjonuje.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź