Ostatnie lata są koszmarem dla tysięcy kibiców Widzewa Łódź. Klub najpierw stracił pozycję w piłkarskim światku, a teraz - przez tarapaty finansowe - chce się pozbyć swojej nazwy i praw do historycznego herbu.
To był herb, który wzbudzał postrach i szacunek rywali. W charakterystyczną łódkę otoczoną wieńcem laurowym w sierpniu 1996 roku przerażonym wzrokiem wpatrywali się duńscy kibice Broendby Kopenhaga, widząc jak łódzki klub heroicznie wyszarpuje im miejsce w elitarnej Lidze Mistrzów.
Kilka miesięcy później o Widzewie Łódź mówiły sportowe media w całej Europie, relacjonując ostatnie pięć minut meczu o tytuł mistrza kraju z Legią Warszawa. Łodzianie przegrywali przez niemal cały mecz 0:2, ale w pięć ostatnich minut strzelili trzy bramki, zgarnęli zwycięstwo w stolicy i tytuł mistrzów kraju.
Od tych czasów, do których wciąż wracają wspomnieniami kibice w Łodzi minęło już niemal 20 lat. Sytuację Widzewa można dziś porównać do powolnego rozkładu. Klub dziś zajmuje kompromitujące, ostatnie miejsce na zapleczu ekstraklasy a jego władze właśnie poinformowały, że chcą sprzedać prawa do swojego herbu i nazwy. Chcą w ten sposób ratować budżet klubu, który jest w katastrofalnym stanie.
Herb może być twój, ale...
Klub do 13 maja będzie przyjmować oferty kupna "znaku słowno-graficznego Widzew Łódź”. Cena wywoławcza - 2,5 mln złotych. Oprócz tego nowy właściciel loga i nazwy będzie musiał wpłacić 500 tys. wadium i spełnić dodatkowe warunki. Jakie? Jak czytamy w warunkach przetargu, nabywca będzie musiał udzielić licencji na jego używanie klubowi występującemu w rozgrywkach klubowych z siedzibą w Łodzi.
- Oprócz tego powinien określić kwotę odsprzedaży znaku po upływie 5 lat od nabycia podmiotowi wstępującemu w rozgrywkach ligowych z siedzibą w Łodzi - precyzują władze klubu.
Najprawdopodobniej Widzew chce się zabezpieczyć przed bezpowrotną utratą tożsamości. To jednak tylko domysły. Przedstawiciele klubu zdążyli już nas przyzwyczaić, że w obliczu kolejnych problemów i kontrowersyjnych decyzji nie odbierają telefonów od dziennikarzy.
Wyprzedaż majątku
Pod młotek ma też trafić działka należąca do łódzkiego klubu. Za co najmniej trzy miliony złotych można kupić posesję przy ul. Brzezińskiej w Łodzi.
Czy będą chętni? Na razie nie wiadomo. Kilka tygodni temu prezes Widzewa Sylwester Cacek ogłosił, że akcjonariusze spółki prowadzącej pierwszoligowy zespół za 85 zł sprzedadzą wszystkie swoje akcje. Nikt się na nie jednak nie skusił.
Nowy stadion jak kroplówka dla konającego?
Widzew od kilku miesięcy jest w beznadziejnej sytuacji sportowej. Tylko cud może uratować łodzian przez relegacją do II ligi (trzeciej klasy rozgrywkowej w Polsce). Ostatni polski reprezentant w Lidze Mistrzów (we wrześniu minie 19 lat!) potrafi dostać lanie od klubów, o których jeszcze kilka lat temu w Łodzi nawet nie słyszano. Na początku kwietnia Widzew został ośmieszony na przykład przez Miedź Legnicę, która rozbiła ich 6:1.
Sytuacja sportowa jest odzwierciedleniem krytycznej sytuacji finansowej. Do 6 marca w ramach sądowego układu z wierzycielami Widzew miał spłacić łącznie ok. 1,8 mln zł. Pieniądze miały wpłynąć na konta m.in. piłkarzy, trenerów, klubów i wojewódzkiego ZPN. Termin nie został jednak dotrzymany i do tej pory klub zaległości nie spłacił. W związku z tym do sądu wpłynęły już wnioski o uchylenie układu (pierwszy złożyła Arka Gdynia).
Łodzianie występują obecnie na stadionie w Byczynie pod Łodzią. Na al. Piłsudskiego trwają prace nad budową nowego obiektu. Kibice po cichu liczą, że nowy stadion będzie punktem zwrotnym dla klubu i pozwoli na powrót do lepszych czasów.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź