"Działania policji i prokuratury muszą być interpretowane jako wywieranie nacisku na niezależne postępowanie dyscyplinarne" - ocenia Senat Uniwersytetu Łódzkiego w uchwale przyjętej w związku z przesłuchiwaniami studentów Uniwersytetu Śląskiego, którzy w marcu minionego roku zarzucili wykładowczyni nietolerancję i homofobię.
Na tvn24.pl informowaliśmy o kolejnych przesłuchaniach studentów Uniwersytetu Śląskiego. Do sprawy ustosunkować się zdecydował Senat Uniwersytetu Łódzkiego. W przyjętej właśnie uchwale łódzcy akademicy wyrażają solidarność i zaniepokojenie działaniami policji i prokuratury.
"Postępowanie dyscyplinarne wszczęte na Uniwersytecie Śląskim nie zakończyło się, dlatego działania policji i prokuratury muszą być interpretowane jako wywieranie nacisku na niezależne postępowanie dyscyplinarne, jak również na samych pozostających w sporze z wykładowcą studentów" - czytamy w treści dokumentu.
Dokument został przyjęty z inicjatywy prorektora ds. studenckich, profesora Tomasza Cieślaka.
Sprawy fundamentalne
Przedstawiciele łódzkiej uczelni zwracają uwagę na to, że autonomia uniwersytetów zostałą potwierdzona w 1988 roku w dokumencie Magna Charta Universitatum, którego sygnatariuszem jest kilkaset europejskich uniwersytetów.
"To jest nasz wspólny, europejski fundament. Uniwersytet Łódzki pozostaje sygnatariuszem tego porozumienia kilkuset uniwersytetów europejskich. W myśl tych zasad musimy jednoznacznie stwierdzić, że debata akademicka musi respektować zasady wolności debaty naukowej, która jednak nie może przerodzić się w wymianę mniemań i subiektywnych poglądów” - napisano w uchwale.
Łódzkie środowisko akademickie zwraca uwagę na to, że na uczelniach państwowych nie może dochodzić do sytuacji, w której dopuszcza się "mowę piętnującą jakieś grupy społeczne czy jednostki".
"Dlatego rozumiemy studentów, którzy poczuli się zaniepokojeni treściami wykładowymi podważającymi te zasady i wyrażamy solidarność z nimi w obliczu działań policji i prokuratury, naruszających autonomię uczelni" - podkreślają autorzy uchwały.
Przesłuchania "na wymęczenie”
Przesłuchania studentów Uniwersytetu Śląskiego są konsekwencją wydarzeń z marca minionego roku. Wtedy to studenci złożyli skargę na jedną z wykładowczyń - profesor Ewę Budzyńską. Ich zdaniem profesor na zajęciach głosiła poglądy homofobiczne, dyskryminujące niektóre wyznania, a antykoncepcję zrównywała z aborcją. Studentka Sylwia Kwaśniewska mówi, że profesor podzieliła się z uczniami tezą, iż "kobiety korzystające ze spirali domacicznej rodzą dzieci z antenkami w głowach".
Władze uczelni sprawę skierowały do rzecznika dyscyplinarnego. Teraz zajmuje się nią specjalna komisja. Profesor Budzyńska w styczniu sama odeszła z pracy. W postępowaniu prokuratorskim ma status pokrzywdzonej, a studenci są wzywani na podstawie paragrafu, który mówi o fałszowaniu dokumentów. Prokuratura wszczęła śledztwo po doniesieniu anonimowej osoby.
Do tej pory przesłuchano już siedmioro studentów. Ostatnio przepytywana była Magdalena Bigewska. Jej przesłuchanie trwało sześć godzin. Studentka po wszystkim opowiedziała, że pełnomocnik pani profesor podczas przesłuchania zachowywała się w sposób agresywny. - Zadano mi ponad 70 pytań. To typowa próba zmęczenia i zastraszenia – ocenia Sylwia Kwaśniewska.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice