Rowerzysta ma wybór: albo pojedzie chodnikiem (łamiąc przepisy), albo będzie ryzykował bolesną wywrotkę przed maską jadącego samochodu. Na ul. Czerwonej w centrum Łodzi stare tory tramwajowe leżą pod takim kątem, że koło roweru łatwo może w nie wpaść, a rowerzysta spaść. Urzędnicy problem dostrzegają, ale obiecać nic konkretnego nie chcą.
- Zazwyczaj jadę tak, żeby przez tory przebić się pod kątem prostym. Tym razem nie mogłem - opowiada nam Czesław z Pabianic. Na ul. Czerwonej, w pobliżu skrzyżowania z Piotrkowską (ścisłe centrum Łodzi) musiał trzymać się prawej krawędzi drogi, bo obok jechał samochód. Przednie koło roweru wpadło w stare tory tramwajowe i nasz rozmówca runął na jezdnię.
- Na szczęście nie wpadłem pod koła auta, które mnie wyprzedzało. Skończyło się na siniakach i wybitym barku - podkreśla.
Pan Czesław deklaruje, że będzie domagał się od zarządcy drogi odszkodowania. I wyjaśnień, dlaczego stare i nieużywane od lat tory są zagrożeniem dla rowerzystów.
Lepszy mandat niż wypadek
Pojechaliśmy tam, gdzie poturbował się pan Czesław. Przez ul. Czerwoną rowery przejeżdżają bliżej środka jezdni (kąt, z którym najeżdża się na tory jest większy i tym samym bezpieczniejszy). Kiedy po ulicy jedzie samochód, kierujący jednośladami powinni trzymać się prawej krawędzi jezdni. Tam jednak są dziury a pokonanie torowiska - sporo trudniejsze. Dlatego też wielu rowerzystów w tym miejscu skręca na chodnik.
- Jest szeroki. Co z tego, że to niezgodne z przepisami? Lepszy mandat niż się połamać, czy wpaść pod samochód - komentuje Tomasz Gąsowski, rowerzysta z Łodzi.
Tory zostają
O niebezpiecznym miejscu w sercu Łodzi poinformowaliśmy urzędników.
- W najbliższych dniach sytuacja we wskazanej lokalizacji zostanie poprawiona - zapewnia Grzegorz Gawlik, z biura prasowego magistratu.
Kiedy zaczęliśmy dopytywać, na czym będzie polegała naprawa usłyszeliśmy, że drogowcy załatają dziury w pobliżu torów. A tory? Zostają.
- Wyrwanie torów wymagałoby przebudowy całego skrzyżowania, a tego na razie nie ma w planach – tłumaczy rzecznik.
- To może chociaż pozwolicie rowerzystom w tym miejscu zjechać na chodnik? – dopytujemy.
- Trzeba to rozważyć – kończy Gawlik.
Po jakimś czasie usłyszeliśmy, że i tego nie można zrobić, bo chodnik w pobliżu torów jest zbyt wąski. Musiałby mieć co najmniej 2,5 metra szerokości. A że nie ma, to rowerzyści nie będą mogli na niego wjeżdżać.
Miejska dżungla
- Każdy, kto rowerem jeździ częściej niż raz w miesiącu „zaliczył” chociaż jedną wywrotkę na torach – przekonuje Hubert Barański, z fundacji „Fenomen Normalne Miasto”.
Nasz rozmówca podkreśla, że polskie miasta dopiero od kilku lat starają się być przyjazne dla rowerzystów. Z różnym skutkiem.
- Opuszczone tory tramwajowe, dziury, wysokie krawężniki. Można tak wymieniać długo. W Łodzi co prawda powstają kolejne drogi rowerowe. Niestety, są to inwestycje dość chaotyczne – mówi.
Zdaniem Urbańskiego, infrastruktura dla rowerów powinna rozrastać się jak drzewo – najpierw korzeń, czyli główne szlaki komunikacyjne, a potem odchodzące od niego gałęzie – czyli rzadziej uczęszczane ulice.
- W Polsce robi się to jednak na przykład przy okazji przebudowy danej ulicy. Planiści „z automatu” dokładają drogę dla rowerów nie patrząc nawet, czy ta droga komuś do czegoś może się przydać. Urzędnicy chwalą się kolejnymi kilometrami infrastruktury dla jednośladów, ale skutek tego taki, że jadąc rowerem z punktu A do B ze specjalnie wyznaczonych dróg korzysta się fragmentarycznie – mówi.
Rowerzyści różnie próbują sobie radzić z pułapkami, na które mogą natrafić. Anna Walczak na przykład kupiła szerokie, terenowe opony.
- Jeździ się wolniej, niż na tych wąskich, „miejskich. Ale nie żałuję, miasto to ciągle dżungla dla jednośladów. Czasami trzeba przeskoczyć krawężnik, przejechać przez dziury tuż przy gnających obok samochodach. Generalnie miasto to trudny teren - tłumaczy.
Trzy warunki
A po chodniku nie opłaca się jeździć. Mandat za takie wykroczenie kosztuje 50 zł.
- Tu nie chodzi o karanie, tylko o bezpieczeństwo. Jadąc rowerem po chodniku możemy łatwo zrobić krzywdę sobie i innym – mówi mł. asp. Marzanna Boratyńska z łódzkiej drogówki.
Policjantka przypomina, że rowerzysta generalnie nie może korzystać z chodników, chyba że znaki mówią inaczej (przy Czerwonej żadnego oznakowania dla rowerzystów nie ma).
I tak rowerem na chodnik można zjechać tylko w trzech przypadkach:
1. Po chodniku może jeździć osoba, która opiekuje się dzieckiem, które nie skończyło dziesięciu lat.
2. Prawo pozwala na korzystanie rowerzystom z chodników, kiedy jest zła pogoda (śnieg, silny wiatr czy ulewa).
3. Rowerem można zjechać na chodnik, kiedy samochody na sąsiadującej jezdni mogą jeździć więcej niż 50 km/h. Muszą jednak być przy tym spełnione inne dwa warunki: chodnik jest szeroki na co najmniej dwa metry i nie ma oddzielonej drogi dla rowerów albo specjalnego pasa ruchu.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź