W piątek po południu pogotowie lotnicze zabrało do kliniki w Siemianowicach Śląskich kolejnego pacjenta poparzonego w eksplozji gazu. 32-latek ma głębokie poparzenia ponad 25 proc. powierzchni ciała. W szpitalach po wybuchu przebywa łącznie siedmiu pacjentów, w tym dwuletnie, poparzone, dziecko.
- O godz. 11 zebrało się konsylium lekarskie z udziałem chirurgów, ortopedów i krajowego konsultanta ds. chirurgii plastycznej na którym zadecydowano o konieczności przetransportowania pacjenta do specjalistycznej klinki w Siemianowicach Śląskich - powiedział na antenie TVN24 dyrektor ostrowskiego szpitala, Dariusz Bierła.
Dyrektor podkreślił, że decyzja o transporcie była konieczna z powodu głębokich oparzeń, których doznał mężczyzna. Lekarze stwierdzili podczas porannego obchodu, że jego obrażenia są poważniejsze niż początkowo sądzono.
- Po porannej ocenie na bloku operacyjnym i po zabiegu wykonanym w znieczuleniu ogólnym określiliśmy stopień poparzenia głębokiego jednego z pacjentów w granicach 25 do 30 proc. - powiedział dr Wojciech Malkowski, ordynator Oddziału Chirurgii Ogólnej. - Mamy nadzieję, że stan tego pacjenta nie będzie zły. Na razie nie ma zagrożenia jego życia - dodał.
W wybuchu zginęli jego koledzy
32-latek, który został zabrany przez pogotowie lotnicze, to członek ekipy, która kładła nową nitkę gazociągu. Dwaj mężczyźni, którzy stracili w eksplozji życie to jego koledzy z pracy.
- Mężczyzna jest w ciężkim stanie psychicznym, ponieważ doznał dużej traumy. Chcemy zapewnić mu najlepszą jakość opieki. W Siemianowicach Śląskich pacjent będzie mógł liczyć na najwyższą jakość leczenia - podkreślił dyrektor Bierła.
Poparzona kobieta jeszcze dziś przejdzie operację
Spośród rannych w najcięższym stanie jest kobieta, która ma poparzone 30 procent ciała. Zaraz po eksplozji trafiła do szpitala w Siemianowicach Śląskich.
- Mamy do czynienia z poważnym oparzeniem. Doszło do poparzenia dróg oddechowych, co zdecydowanie pogarsza prognozę - powiedział dr Marek Kawecki, Specjalista Chirurgii Ogólnej szpitala w Siemianowicach Śląskich.
Kobieta jeszcze w piątek przejdzie operację.
Dwuletnia dziewczynka w śpiączce
W ostrowskim szpitalu leży poparzone, dwuletnie dziecko.
- Dwulatka znajduje się na oddziale chirurgii dziecięcej. Jej stan nie pogorszył się w ostatnich godzinach, dlatego liczymy, że dziewczynka będzie wracać do zdrowia - oświadczył Dariusz Bierła, dyrektor szpitala w Ostrowie Wielkopolskim.
Lekarze informują, że dziecko ma poparzoną głowę, twarz, kończyny i fragmenty tułowia. To stanowi od 15 do 19 proc. całości ciała.
- Na tym etapie trudno mówić o dalszych kolejach leczenia pacjenta. Najpewniej u pacjentki trzeba będzie wykonywać zabiegi chirurgiczne, m.in. transplantację skóry. Jesteśmy na to przygotowani - dodaje Witold Miaśkiewicz, ordynator Oddziału Chirurgii Dziecięcej.
Lekarze mają nadzieję, że leczenie dziecka powinno zakończyć się w ciągu dwóch tygodni. Podkreślają przy tym, że to tylko prognoza, która może się nie sprawdzić. Dwuletnia dziewczynka będzie potem poddana rehabilitacji.
Lekarz podkreśla, że dziecko jest pod stałą obserwacją, bo całość obrażeń po poparzeniu często ujawnia się dopiero po kilku dniach. Dziecko jest utrzymywane przez lekarzy w stanie śpiączki farmakologicznej. Dziewczynka nie musi być podłączona do respiratora.
- Jesteśmy w stałym kontakcie z wojewódzkim i krajowym konsultantem ds. leczenia oparzeń. Specjaliści ci służą nam pomocą merytoryczną i fachową - zapewnia dyrektor Bierła.
Pozostali w dobrym stanie
- Na oddziale ostrowskiego szpitala znajduje się jeszcze czworo dorosłych pacjentów. Są przytomni i w dobrym stanie. Wymagają opieki psychologa. Z uwagi na dynamiczną specyfikę obrażeń oparzeniowych wszyscy będą pozostawać w szpitalu przez kilka kolejnych dni - powiedział dr Malkowski.
W Ostrowskim szpitalu podkreślają, że do dyspozycji poszkodowanych jest psycholog. Wielu pacjentów wciąż z trudem opowiada o tym, co wczoraj się wydarzyło.
- To była temperatura, jeden wielki ogień i huk. Nie wiedziałam co robić, cały dom stanął z miejsca w płomieniach. Jak stałam, tak wybiegłam w pola. Temperatura była tak duża, że cała jestem poparzona - opowiada jedna z pacjentek.
Dramat po wybuchu
W pożarze po czwartkowej eksplozji gazu, zginęli dwaj mężczyźni w wieku 35 i 39 lat. Prokuratura poinformowała w piątek, że to osoby pracujące przy budowie nitki gazociągu.
Tuż po tragedii do szpitala przewieziono 13 osób, w tym troje dzieci. Dwoje z nich zostało już wypisanych do domu. Spaliło się dziesięć budynków mieszkalnych i dwa budynki gospodarcze. Spółka Gaz-System poinformowała, że awarii uległ gazociąg Gustorzyn-Odolanów, wybudowany w 1977 r. Według spółki awaria powstała w rejonie budowy nowego gazociągu, który nie był jeszcze oddany do eksploatacji i nie przesyłał gazu.
Autor: bż/iga / Źródło: TVN24 Łódź/PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź