Chcieli coś zjeść, ale nie spodobał się im pracownik baru, bo - po pierwsze - miał zbyt wolno robić kebab; po drugie - był otyły; po trzecie – był z Bangladeszu. Wyzywany pracownik pokazał im środkowy palec i zaczęła się awantura, podczas której łodzianie pluli i rzucali w kierunku baru krzesłami.
Przed sądem stanie 34-latek i jego o pięć lat starszy kolega. Obydwaj pochodzą z łódzkich Bałut.
- Są oskarżeni o stosowanie przemocy i znieważenie z powodu przynależności narodowej i wyznaniowej obywatela Bangladeszu - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Akt oskarżenia w tej sprawie został wysłany do sądu. Oskarżeni przebywają w areszcie od kwietnia tego roku. Docelowo za kratkami mogą spędzić nawet do pięciu lat.
Oprócz tego młodszy ze sprawców będzie przed sądem tłumaczył się za inne przestępstwo - znieważanie trzech policjantów, którzy w styczniu tego roku chcieli mu wręczyć mandat.
Policja wciąż stara się zatrzymać trzeciego mężczyznę, który również aktywnie uczestniczył w rozróbie w lokalu.
Wielkanocna awantura
Do rozróby doszło na ul. Łagiewnickiej w Łodzi w Poniedziałek Wielkanocny.
- Do lokalu weszło czterech podchmielonych gości. Zaczęli nabijać się z otyłego pracownika baru. Łapali go za klatkę piersiową i go wyzywali - opowiadają świadkowie zdarzenia.
Z wersji, którą przedstawili podczas przesłuchań wynika, że "zabawie" przyglądał się umundurowany funkcjonariusz policji, który czekał w barze na zamówienie.
Policjant wyszedł z dwoma klientami na zewnątrz. Przez chwilę z nimi rozmawiał. Potem wrócił do środka i dał pracownikom kartkę.
- Był tam numer do dyżurnego policji. Mówił, żeby dzwonić, jeżeli będzie działo się coś niepokojącego - opowiadają pracownicy baru.
Po pewnym czasie funkcjonariusz odebrał zamówienie i wyszedł z lokalu. Wtedy niewybrednie nabijający się z pracownika baru klienci stali się jeszcze bardziej agresywni.
Świadkowie twierdzą, że jeden z nich zaczął krzyczeć do chłopaka za barem: "rób to rollo (typ kanapki - red.), ty świnio, czarnuchu". Te słowa słyszało ośmiu świadków (sześciu pracowników baru i dwóch klientów).
- Wyzywany chłopak nie wytrzymał i pokazał tamtym środkowy palec - wyjaśnia jeden z pracowników baru.
Krzesłem w głowę
Potem doszło do ataku. Jego przebieg możemy oglądać na nagraniach z kamer zainstalowanych w lokalu. Widać na nich, jak jeden z mężczyzn podbiega do lady i pluje na pracowników. Ten w odpowiedzi próbuje oblać napastnika sosem.
Koledzy tego, który miał zostać ubrudzony, przez chwilę stoją w milczeniu. Potem jeden z nich ogląda kurtkę i z wściekłością ją zdejmuje. Zaczyna się druga, znacznie bardziej agresywna fala ataków.
Napastnik stara się przeskoczyć na drugą stronę baru. W międzyczasie trzeci z agresorów łapie za krzesło stojące przy stole i ciska nim w broniących się pracowników. Uderza ono w głowę jednego z nich.
Potem w kierunku baru lecą jeszcze dwa krzesła. Jedno odbija się od lady, drugie trafia w wyposażenie kuchni. Napastnicy jeszcze przez chwilę odgrażają się pracownikom baru, a potem wychodzą na zewnątrz.
Miejscowi, nietrzeźwi i milczący
Godzinę później oskarżeni byli już w rękach policji. Byli dobrze znani funkcjonariuszom.
- Dzielnicowi na podstawie rysopisów klientów szybko ich wytypowali - wyjaśnia mł. insp. Joanna Kącka z łódzkiej policji.
Byli kilka ulic od baru, w którym doszło do awantury.
- Obydwaj byli nietrzeźwi. Jeden miał w organizmie 1,5 promila alkoholu, drugi nieco ponad promil - wyjaśnia Kącka.
W czasie śledztwa nie chcieli podać danych trzeciej osoby, która razem z nimi demolowała lokal.
Policjant pod lupą
Tuż po zdarzeniu mł. insp. Joanna Kącka informowała, że dokładnie przeanalizowany zostanie sposób zachowania się policjanta, który wyszedł z lokalu tuż przed awanturą.
Wątpliwości co do tego miał menadżer lokalu. W swoich zeznaniach stwierdził, że policjantowi powiedział o tym, że "zaraz w lokalu będzie gorąco". A mimo to policjant miał ograniczyć się do pozostawienia numeru telefonu.
Swoim przełożonym policjant z kolei powiedział, że menadżer mu powiedział, że w "lokalu może być gorąco". Dlatego też poinstruował pracowników o tym, co należy zrobić w razie zagrożenia i wręczył bezpośredni numer do dyżurnego, który tego dnia miał dyżur.
Co wykazała kontrola? To pytanie zadaliśmy łódzkiej policji. Czekamy na odpowiedź.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź